30 dzień życia

514 50 26
                                    

Will Byers

Wrzesień w Indianie bywał dość ciepły. Tego dnia pogoda rozpieszczała świecącym Słońcem i bezchmurnym niebem. Niektórzy mieszkańcy Hawkins z optymistycznym podejściem wychodzili z domów w letnich ubraniach.

W szkole pierwszy raz od dawna nie huczało od żadnych plotek. Sprawa z wypadkiem Mike'a ucichła, współczujące spojrzenia w stronę siostry zmarłego Billy'ego przestały się pojawiać. Nawet Eddie zachowywał się dość normalnie jak na niego. Teraz był zajęty jego nową znajomością z najpopularniejszą dziewczyną w szkole. Dziwak i cheerleaderka. To jedyne, co mogło mnie w ostatnim czasie zaskoczyć.

- Nigdy nie wierzyłam w plotki na wasz temat - wyznała mi Chrissy, gdy siedzieliśmy podczas przerwy obiadowej w bibliotece szkolnej, do której nie uczęszczały takie osoby jak Jason i jego kumple.

- Wiem. - Uśmiechnąłem się łagodnie. - Inaczej nie byłoby cię w klubie Ognia Piekielnego. - Wtedy przypomniałem sobie o czymś. - Właśnie. Mam coś dla ciebie. - Wyjąłem ze swojego plecaka zwinięty materiał i podałem dziewczynie. Na jej twarzy było widoczne duże zaskoczenie.

- Jeju. Co to jest? - zapytała i rozwinęła materiał. Jej oczom ukazała się bejsbolowa koszulka z nadrukiem głoszącym nazwę naszego klubu D&D. - To piżama?

- Bardzo śmieszne. Obowiązkowa na każdą kampanię.

- Jest świetna - powiedziała Chrissy z wesołym uśmiechem. - Ale jako piżama też się nada. No i podejrzewam, że przypadnie do gustu mojemu chłopakowi - zażartowała.

Nagle zauważyłem wchodzących do pomieszczenia Mike'a i Max. Zapewne spodziewali się nas tutaj. Jednak to połączenie było dziwne, ponieważ oboje nigdy za sobą nie przepadali. Mayfield nie wyglądała na zadowoloną z towarzystwa chłopaka, a tego zdecydowanie coś trapiło.

- Fajna koszulka. - Max uniosła brwi, przyglądając się ubraniu. - Jeśli dołączę, też taką dostanę? - zapytała z ironią w głosie. - Rozmiar M będzie spoko.

- Nie przyjmiemy cię - powiedział stanowczo Mike i dosiadł się do stolika.

- To ciekawe, bo jeszcze przed chwilą...

- Jasne, super, dzięki - przerwał jej zmieszany Wheeler. - Właśnie. Chrissy, to jest Max. Max, to jest Chrissy.

- Miło mi. Masz śliczne imię - Chrissy posłała ciepły uśmiech nowej koleżance i podała jej dłoń.

Rudowłosa wyciągnęła rękę i odwzajemniła gest.

- Nie przepadam za nim, ale dzięki.

- Eddie pyta się, czy przyjdziemy na próbę Corroded Coffin. Gareth mieszka dość blisko liceum - odezwał się Mike.

Mowa była o czteroosobowym zespole muzycznym Munsona. Próby odbywały się w garażu Garetha, który był perkusistą. Bębny były trudne do przeniesienia, więc członkowie zespołu spotykali się zazwyczaj w tym samym miejscu.

- Jasne - zgodziłem się. - Tylko zadzwonię do Jonathana, żeby dziś po mnie nie przyjeżdżał.

*

Garaż przy domu Garetha był obszerny i przepełniony rupieciami. Wyglądało na to, że rodzice chłopaka nie mieli większego wpływu na urządzenie pomieszczenia. Na wysokości moich oczu poprzyklejane były do surowych ścian plakaty rockowych i metalowych zespołów, a pod nimi stała wielka kanapa z wielką dziurą przykrytą kocem (nie chcieli powiedzieć, co w niej się kryło). Na półkach poustawiane były figurki superbohaterów z komiksów i postaci fantasy pokryte wieloletnim kurzem.

Gareth i Jeff grali bez zapału na swoich instrumentach, podczas, gdy Eddie nauczał Mike'a grać na gitarze. Pasja do muzyki była kolejną zaskakującą rzeczą w Munsonie. Z instrumentem obchodził się jak z drugą połówką. Swoją gitarę nazywał imieniem Marla, bo jakoś tak wyglądała na Marlę. Nie spuszczał jej z oka, gdy Mike miał ją przewieszoną na swym ramieniu, jakby bał się, że ulegnie przez jego nieuwagę zniszczeniu.

Mike dobrze prezentował się z gitarą. Ciemne kosmyki zmierzwionych włosów opadały na skupioną twarz, smukłe palce chwytały za struny, na których utkwił spojrzenie brązowych oczu. "Zrobię z ciebie gwiazdę rocka, Wheeler" zachęcał go Eddie, pomimo że gitara w rękach chłopaka wydawała z siebie okropne brzmienia. Lecz praktyka czyni mistrza, prawda?

- Cholera, jestem w to beznadziejny - zaśmiał się Mike.

Siedziałem po turecku na kanapie, przeglądając magazyn, w którym zamieszczony był artykuł o grze D&D. „Badania łączą brutalne zachowanie z grą, mówiąc, że promuje satanistyczny kult, rytualne ofiary, sodomię, samobójstwa, a nawet morderstwo."

- Przeczytałeś TEN fragment? - zapytał Eddie, zauważając mój wyraz twarzy.

- Co za bzdury - powiedziałem z niedowierzaniem.

- Jesteśmy świrami stwarzającymi zagrożenie, bo lubimy grę fantasy, co? Gareth poza D&D nawet nie potrafi złożyć zamówienia w KFC.

Na te słowa ja i Mike prychnęliśmy śmiechem.

- Ej! - zawołał oburzony Gareth i rzucił w Eddiego pałeczką do perkusji, a ten wrzasnął głośno, odskakując w bok.

- Chyba zacząłeś mylić grę z rzeczywistością, Durden! - Munson wskazał na niego oskarżycielsko. Opadł z powrotem na kanapę, siadając obok Mike'a. - Idzie ci coraz lepiej, stary. - Wskazał na jego skroń. - Ej, Wheeler, a tobie za co się dostało?

- Ostatnio trochę za dużo powiedziałem ojcu - mruknął pod nosem, poprawiając włosy, które zasłaniały sinoczerwony ślad na jego twarzy.

Mike rzadko zwierzał się z dręczących go problemów. Zwłaszcza z tych dziejących się w domu. Rozumiał uczucia innych lepiej od własnych. Wysłuchiwał i dawał wsparcie tym, którzy tego potrzebowali, zapominając o sobie. Jego ojciec zaniedbywał relacje z rodziną i skupiał się na swojej pracy. Syn Wheelerów dorastał bez miłości i wsparcia rodzica, na jakie zasługiwał. Nie potrafił stawiać siebie na pierwszym miejscu i dbać o własne dobro. Starał się zadowalać wszystkich wokół poza sobą.

- Cholera, starzy są do bani. Przysięgam sobie każdego dnia przed snem, że nie skończę tak jak mój ojciec. - Munson poklepał go po ramieniu, dodając otuchy.

Drogie marzenia - BylerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz