26 dzień życia

481 48 30
                                    

Will Byers

Niedzielę spędziłem na malowaniu. Mój kark od schylania się przez dobre pięć godzin nad moją pracą bolał niemiłosiernie, ale skupiając się na tym zajęciu, zapominałem o bólu karku i moich innych głupich problemach.

Nawet nie zauważyłem, kiedy w moim pokoju pojawiła się Joyce.

– Cholera! – Zląkłem się, upuszczając pędzel. – Przestraszyłaś mnie.

– Ale nie musisz...

– Przeklinać – dokończyłem za nią. – Przepraszam.

– Och, malujesz. – Pochyliła się nad biurkiem, by obejrzeć moje dzieło. Jej brązowe włosy opadły bezwładnie z jej ramion, zasłaniając jej boczny profil twarzy. – O Boże, co z jego oczami? – zapytała ze zdziwieniem o postać na malowanym obrazie.

– Są wydłubane – wyjaśniłem. – Nieważne, to tylko jakiś bohomaz. Nie mam co robić, więc go dokończę – rzekłem, mieszając fioletową farbę z czerwoną, by ocieplić kolor.

– Kocham cię, synku, ale nie strasz mnie takimi obrazami.

– Jasne. – Podparłem policzek dłonią. – Mamo? Czy mógłbym jutro nie iść do pani Kelley? Naprawdę czuję się już dużo lepiej i nie do końca mam o czym z nią rozmawiać – kłamstwo. – Poza tym bardzo mi zależy na jutrzejszej kampanii. Organizuje ją Eddie. Prowadzi klub D&D, tej gry z kostkami, i nieźle się na mnie zdenerwuje, jeśli pierwsza kampania zostanie ponownie przełożona. Wiesz, ostatnio się nie odbyła z powodu wypadku Mike'a. A przez moją wizytę u pani Kelley spóźniłbym się, więc może... Nie pójdę do niej? – Odwróciłem głowę, by popatrzeć się na mamę proszącym wzrokiem, który zawsze ją pokonywał.

Jednak nie tym razem.

– Tylko jeśli obejrzysz z nami film – postawiła mi warunek. Oznaczało to, że jestem zmuszony do wzięcia udziału w dziwnym niedzielnym zwyczaju mojej rodziny, który polegał na wspólnym oglądaniu filmu na kanapie w salonie ze wszystkimi domownikami. Oczywiście niedzielny wieczór filmowy miał swoje zasady i jedną z nich była kolejka wyboru filmu. Dzisiaj wypadała kolej Jima, co oznaczało, że będziemy oglądać film akcji. 

Jako czternastolatek z krwi i kości potrzebujący przestrzeni prawie zawsze wymigiwałem się cholernego z wieczorku i nie byłem przekonany co do tego układu, ale musiałem się zgodzić. Od tygodnia unikałem całej rodziny, przesiadując w moim pokoju lub wychodząc do domu Wheelerów opiekować się Mikiem. Dlatego ja i Jedenastka zdążyliśmy osobno przemyśleć sytuację między nami i nieoficjalnie postanowiliśmy do niej nie wracać.

Hopper wylegiwał się już na kanapie, konsumując zimne piwo. Wystrój naszego salonu był przytulny. Mieliśmy dużą, zieloną kanapę i dwa wygodne fotele, poszewki od poduszek miały wzory w kwiaty. Na półkach stały oprawione w kolorowe ramki rodzinne zdjęcia wykonane przez Jonathana.

Gdy na ekranie pojawiły się napisy początkowe filmu, ja, Nastka, Jonathan, mama i Hopper siedzieliśmy ściśnięci na tej zielonej kanapie, nie mając miejsca na łokcie.

Film wybrany przez Hoppera przedstawiał przygody niezwyczajnego człowieka, który z niewyjaśnionego powodu przez każde dziesięć minut zabija, mam wrażenie, jeszcze raz tyle ludzi. Pewnie miałoby to jakiś sens, gdybym bardziej skupił się na fabule. Po godzinie moje powieki stały się niezwykle ciężkie. Zamykały się co chwilę, aż pozwoliłem sobie zasnąć.

*

Drzemka na kanapie nie pomogła mi w pozbyciu się bólu karku. Podniosłem głowę, sycząc z bólu. Wtedy zauważyłem Jedenastkę, śpiącą na drugim końcu zielonej kanapy. Jej oddech był spokojny, a usta lekko uchylone. Ostrożnie przykryłem jej skulone ciało kocem i powędrowałem w kierunku mojego pokoju.

– Will? – powiedział Jonathan, zauważając mnie przez otwarte drzwi prowadzące do jego pokoju. Stanąłem w progu, posyłając mu pytające spojrzenie. – Masz chwilę? – zapytał z typową dla niego niepewnością. Mój brat podobnie do mnie nie należał do najbardziej otwartych osób.

Zgodziłem się, by z nim porozmawiać i usiadłem na brzegu jego łóżka. Siedział przy biurku, grzebiąc w swoim aparacie.

– Wiesz, co? – odezwał się lekko ochrypłym głosem, patrząc na urządzenie. – Nie chciałbyś ze mną pogadać o tym, co się stało? Odnoszę wrażenie, że przez ten wypadek stałeś się bardziej nieobecny.

– Po prostu martwiłem się o Mike'a.

– Całkowicie to rozumiem. Jesteś moim bratem i chciałbym, byś wiedział, że możesz na mnie liczyć. – Spojrzał na mnie ze smutkiem i czymś w rodzaju nadziei.

– Wiem o tym. – Uniosłem kąciki ust w delikatnym uśmiechu. Wewnątrz poczułem się rozbity.

*

Leżałem w łóżku, wpatrując się w biały sufit mojego pokoju. Choć było późno, nie miałem ochoty na sen. To z powodu drzemki na filmie akcji. Nagle usłyszałem dźwięki dochodzące z mojej szafy. Podniosłem się do pozycji siedzącej, mogąc poczuć falę bólu w moim karku. Cholera.

Podszedłem do szafy i ją otworzyłem. Moim oczom nie ukazało się nic niecodziennego. Przez długą chwilę wpatrywałem się na jej zawartość z osłupieniem. Czy ja już zwariowałem?

"Will? Halo? Odbiór!" Ze środka dobiegał zniecierpliwiony głos Mike'a. Krótkofalówka. W jej poszukiwaniu zacząłem wyrzucać rzeczy z szafy na podłogę. Gdy ją wreszcie znalazłem, pomimo długiej ciszy po drugiej stronie, odezwałem się: "Mike? Jesteś?".

"Will. Pamiętasz o kampanii?" Mogłem usłyszeć, że powiedział to z uśmiechem. Odpowiedziałem: "Jasne. Udało mi się zmienić plany."

"Jasne" dodał.

Uśmiechnąłem się do krótkofalówki.

"Jasne" powtórzyłem. Po drugiej stronie zapadła cisza. Już myślałem, że nie uzyskam odpowiedzi, aż nagle usłyszałem:

"Chciałem ci tylko powiedzieć dobranoc, Will. Bez odbioru."

Dziękuję za 1K! <3

Drogie marzenia - BylerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz