Will Byers
Był poniedziałkowy poranek, pierwszy dzień liceum. Już od wczorajszego dnia wszystko szło nie po mojej myśli. Nie mogłem zasnąć, myśląc o powstających w mojej głowie scenariuszach.
– Will? – Usłyszałem przez sen głos mojej mamy, Joyce. Sen o najlepszym pocałunku życia był tak dobry, że wolałem ją zignorować. – Will! Skarbie, nie śpij. Koniec wakacji – mówiła Joyce spanikowanym głosem, psując klimat mojego wyimaginowanego pocałunku. Często wpadała w panikę bez powodu, więc nie zrobiło to na mnie wrażenia. Przekręciłem się leniwie na bok.
– Świetnie, mamo. Jeszcze pięć minut.
Nie miałem pojęcia, czy da się wrócić do snu, ale miałem zamiar przez te pięć minut się przekonać.
– Ani minuty. Spóźnisz się.
– To nie zjem śniadania i zdążę.
– Nie zjesz śniadania, nie umyjesz zębów i wyjdziesz w piżamce i w tych twoich śmiesznych kapciach. Masz pięć minut. Hop was zawiezie, żebyście zdążyli na lekcje.
Zaspałem? Spojrzałem na zegar. Zaspałem. Kurwa mać.
– KURWA MAĆ. – Wyskoczyłem z łóżka jak poparzony.
– WILL! WYRAŻAJ SIĘ! – oburzyła się Joyce.
Szafa. Ciuchy. Łazienka. Szczoteczka. Pasta. Kuchnia. Lodówka. Jogurt mojej mamy. Ble.
– Will, Nastka, ruchy! – Hopper był nieźle wkurzony, że musi nas podwieźć. Poranki były dla niego czasem tylko na rozmyślenia i nie znosił, gdy ktoś próbował mu to odebrać.
Wyplułem obrzydliwy jogurt do zlewu. Założyłem swoje stare, czerwone trampki i wyszedłem, próbując nie stanąć na ciągnące się za mną rozwiązane sznurówki. Nastka czekała już w wozie policyjnym, którym Hop jeździ do pracy. Przeglądała się w lusterku, nakładając błyszczyk na usta.
Hopper prowadził cholernie szybko i nie hamował na zakrętach. Jako komendant policji mógł łamać przepisy i przekraczać wyznaczoną prędkość. Znał też drogi na skróty. Gdy Hop siedział za kierownicą, czułem się jak na kolejce górskiej, gdzie wszystko jest nagłe i niespodziewane. Pełna dawka adrenaliny. Dzięki temu spóźniliśmy się na lekcję angielskiego tylko dwie minuty.
Nie podobało mi się, jak wiele osób w szkole kojarzyłem z gimnazjum. W liceum chciałem zacząć od nowa. Mieć czystą kartę. Bałem się, że przez tę garstkę osób każdy się dowie o tym, co się wydarzyło. Will Byers, chłopak, który utonął w jeziorze, został pogrzebany i pewnego dnia wrócił żywy. Zresztą, kogo to obchodzi.
Głównym tematem rozmów na szkolnym korytarzu był Billy Hargrove. Chłopak, który umarł w wakacje i nie wróci pewnego dnia cały i zdrowy.
– To okropne. Nikt tak naprawdę nie znał Billy'ego. Nawet ja – powiedziała Max, gdy siedzieliśmy pod drzewem na szkolnym podwórku przed lekcją fizyki. Słońce podkreślało kolor jej rudych włosów. Miała zarumienione policzki, co nie ukrywało zmęczenia na twarzy dziewczyny.
– Zależało mu na tobie, więc może... może Billy bał się przed tobą otworzyć. Bał się, że prawda ci się nie spodoba.
– Jaka prawda? Nienawidził mnie. Nienawidził mnie, mamy, jego ojca, Hawkins. – Zerwała źdźbło trawy i przerywała je palcami na małe kawałki. Jej dłonie były blade i piegowate. – Gniew pozwalał mu odwrócić uwagę od smutku, który nosił w sobie. Wiesz, najbardziej wystraszyłam się tego, że Billy umarł, zanim pogodził się z moją obecnością w jego życiu. To niesprawiedliwe. Nie może mnie już pokochać jako swojej siostry, bo jest po prostu martwy.
– Tak mi przykro, Max – powiedziałem ze smutkiem. Pozwoliłem jej położyć głowę na moim ramieniu. – Cholernie mi przykro.
– Pieprzyć to. I tak wszyscy umrzemy.
– Pieprzyć to – powtórzyłem za nią.
– Will?
– Tak?
– Jak przetrwałeś tak długo po Drugiej Stronie?
– Po prostu umiem się chować.
*
Po szkole wracałem do domu, wybierając drogę przez las. Znałem go jak własną kieszeń. Czułem się w nim bezpiecznie, prawie jak w domu. Joyce kochała zwierzęta i ciszę. Dlatego nie mieszkaliśmy w mieście, tylko między drzewami.
Szli ze mną Nastka i Mike. Było czuć między nimi nieprzyjemne napięcie. Jakby się pokłócili, a teraz byli zmuszeni do spędzania czasu w swoim towarzystwie.
– Wszystko okej? – zapytałem wreszcie, przerywając niezręczną ciszę.
– Tak – odpowiedzieli zgodnie, nawet na siebie nie spoglądając.
Przewróciłem oczami. Miałem już całkowicie dosyć kłótni tej dwójki. Nie chciało mi się zadawać więcej pytań, więc przez resztę drogi szliśmy w milczeniu do momentu, gdy Mike skręcił w kierunku swojej ulicy.
– Powiesz, co się dzieje? – zwróciłem się do mojej siostry. – Dziwnie się zachowujecie.
– Coś się zmieniło – powiedziała markotnie. Milczałem, dając jej kontynuować. – Myślę, że Mike mnie nie kocha, jak kiedyś. W ogóle mnie nie kocha.
– Przecież spędziliście ze sobą prawie całe lato.
Musieliśmy przejść na drugą stronę strumyka, przechodząc po desce. Przeprowadziłem Nastkę, trzymając ją za rękę, żeby nie wpadła do wody.
– Straciłam moce, Will – podniosła głos. Nastka szybko traciła kontrolę nad emocjami. Zwłaszcza, gdy chodziło o Mike'a.
– Więc?
– Więc nie ma we mnie już niczego specjalnego. Nie jestem już Jedenastką, tylko Jane.
– Mike pokochał ciebie, nie twoje moce. Nieważne co by się stało, nam wszystkim na tobie zależy. Nadal jesteś dla mnie tą samą osobą. Jesteś i zawsze będziesz Jedenastką.
– Przepraszam – powiedziała przyciszonym głosem. Nie chciałem wprowadzić jej w poczucie winy.
– Nie przepraszaj za to. – Posłałem jej pocieszający uśmiech. – Naprawdę powinnaś z nim szczerze porozmawiać.
Mnie i Nastkę łączyło poczucie braku miłości od osób, na których nam zależy. Wydawało mi się, że obchodziłem ich tylko wtedy, gdy byłem o krok do śmierci. Czułem się, jakbym już kiedyś przekroczył tę granicę. Jakbym już nie żył i jakby każdy się z tym pogodził.
Dziękuję za wszystkie komentarze. Dają mi wiele motywacji. <3
CZYTASZ
Drogie marzenia - Byler
Fanfic"Tak wielu z nas musiało żyć z tym, co zrobili, bądź z tym, czego nigdy nie zrobili. Z tym, co się nie udało, z tym, co w danej chwili wydawało się właściwie, ponieważ nie potrafiliśmy przewidzieć przyszłości." - John Green, "Szukając Alaski" począ...