Było dokładnie siedem minut po szóstej, gdy stary, poczciwy Billy zaparkował przed domem Marenów, a zza szyby, która opadła z przeciągłym jęknięciem, wyłoniła się twarz uśmiechniętej Cary. Wyglądała inaczej niż dziewczyna, z którą Lucrecia dzieliła szkolną ławkę – powieki zakryła błyszczącym cieniem, a jej usta zdobiła śliwkowa pomadka. Włosy jak zawsze pozostawiła rozpuszczone. Gęstym lokom nie trzeba było poświęcać zbyt wiele uwagi, aby wyglądały zjawiskowo.
Cara wyglądała zjawiskowo, jakby ktoś żywcem wyjął ją z jednej ze stron kolorowych czasopism, które tak bardzo uwielbiała przeglądać jej mama.
Lucrecia z lekkim grymasem przypomniała sobie o własnym odbiciu w lustrze, w jej sypialni na piętrze. Gdy stała przed nim kilka minut wcześniej, z dumą mogła powiedzieć, że dwie godziny przygotowań przyniosły skutek. Ale teraz, widząc Carę w sukience błyszczącej jak kula dyskotekowa, dawne przekonanie co do własnego wyglądu, kompletnie się posypało.
W obcisłym topie, który odsłaniał jedynie jej ramiona (mama nigdy nie pozwoliłaby jej wyjść z domu w czymś bardziej skąpym i wyzywającym) i czarnej spódniczce przed kolano, czuła się zupełnie tak, jakby miała na sobie szkolnym mundurek.
Cara uderzyła dłonią w kierownicę. Po pustych ulicach osiedla rozniósł się dźwięk klaksonu. Przypominał pisk umierającego zwierzęcia.
Potem dziewczyna krzyknęła z samochodu:
– Jeżeli się nie pośpieszysz, ominą nas zawody w piciu wódki na czas!
Lucrecia posłała przyjaciółce karcące spojrzenie, gdy ruszyła w stronę auta.
– Gdyby moja mama to usłyszała, byłaby to ostatnia impreza w moim życiu – mruknęła, zajmując miejsce pasażera.
Cara skrzywiła się przepraszająco, potem wrzuciła pierwszy bieg i położyła stopę na gazie. Billy wygramolił się na ulicę. Ruszyły w stronę centrum. Z głośników wypływały przyciszone słowa Another One Bites The Dust. Radio nie działało już wtedy, gdy Cara kupiła samochód, więc były skazane na podróżowanie w akompaniamencie starych płyt pani Pierce, która w młodości kochała się w członkach zespołu Queen.
Lucrecia nigdy na to nie narzekała. Mama Cary miała dobry gust, jeżeli chodziło o muzykę.
Dom Gardnerów znajdował się nieopodal wjazdu do miasteczka, gdzie wszystkich przybyłych witała drewniana tablica z radosnym napisem: ''Witamy w Lake Hills!''. Aby dojechać do imponującej posiadłości trzeba było pokonać prawie dwa kilometry szerokiego podjazdu.
Thomas Gardner, ojciec Mirandy, tuż po tym, jak mieszkańcy niemal jednogłośnie wybrali go na nowego burmistrza, zadbał o bezpieczeństwo i prywatność swojej rodziny, zupełnie jakby nagle stał się prezydentem Stanów Zjednoczonych i każdy czyhał na jego życie.
Jego córka chyba nie podzielała jego obaw. Za każdym razem, gdy jej ojciec wyjeżdżał za miasto, urządzała huczne imprezy, które nie schodziły z ust uczniów przez następne tygodnie. Dostanie się na jedną z nich graniczyło z cudem.
Nikt cię nie zapraszał, jeżeli nie byłeś dość fajny, bogaty lub ładny. Nawet w małym Lake Hills panowało coś takiego, jak hierarchia. Lucrecia i Cara znajdowały się gdzieś na jej środku, co oznaczało, że na podobnych imprezach raczej nikt nie będzie zwracał na nie uwagi.
Dom Gardnerów nie pasował do nieco przestarzałej otoczki miasteczka – był niemal w całości wybudowany ze szkła, więc już z podjazdu można było dostrzec, jak wiele osób zamierzało spędzić sobotni wieczór na imprezie Mirandy. Z wnętrza dobiegały odgłosy muzyki. Brak sąsiednich domów sprawiał, że cisza mocna tutaj nie obowiązywała.
CZYTASZ
teach me, please [18+] ZAKOŃCZONE
RomanceCzyż miłość, szczególnie ta zakazana, nie jest przypadkiem najsłodsza?