Popełniamy błędy.
Niezliczone ilości mniejszych i większych czynów, których później żałujemy. Jako gatunek ludzki jesteśmy na to skazani, zupełnie jakby potykanie się i upadanie płynęło w naszych żyłach.
Nieustannie dotykamy ognia, choć przed jego gorącem ostrzegali nas rodzice, choć słaby głos rozsądku cicho podpowiada nam, że to nie może się dobrze skończyć. Jesteśmy zafascynowani tańczącymi płomieniami, zaciekawieni niebezpieczeństwem, jakie za sobą niosą. Nieśmiało wyciągamy więc przed siebie dłoń, palce delikatnie drżą w geście targającego nami podniecenia. W pierwszej chwili czujemy przyjemne ciepło. Rozkoszujemy się nim i tracimy czujność.
Popełniamy błąd.
Cofamy dłoń zbyt późno. Ciepło przeradza się w pieczenie, a ono – w ból.
Lucrecia popełniła właśnie taki błąd.
Kiedy Raphael pocałował ją na parkingu przed miejską biblioteką, powinna go zatrzymać. Powinna cofnąć rękę, nim ogień poparzy jej palce. Ale ciepło płomieni było tak rozkosznie kuszące. Przyciągało ją do siebie, uciszając zdrowy rozsądek.
Jego dotyk palił, choć z nieba strumieniem spadały krople zimnego deszczu. Jego usta, chciwe i tak piekielnie idealne, okazały się jej największą torturą. I nawet jeżeli gdzieś głęboko w sercu wiedziała, że właśnie popełnia jeden z największych błędów w swoim życiu, odwzajemniła pieszczotę.
Niepewnie, niemal niezdarnie, jak ślepiec błądzący wśród cieni, jakby nie miała pojęcia, co powinna robić.
Bo, cholera, nie miała absolutnie żadnego pojęcia.
Może to głupie, ale bała się, że Raphael to wyczuje. Ale nawet jeżeli tak się stało, nic nie zdradziło jego zawahania. Ruchy wciąż miał pewne i szybkie, jakby podobnie jak Lucrecia, czegoś się obawiał. Być może tego, że ta krótka chwila zapomnienia niebawem minie.
Dziewczyna zachłysnęła się jego oddechem, gdy jej plecy natrafiły na twardą przeszkodę. Dopiero kiedy sięgnęła dłonią w tył i poczuła pod palcami zimno mokrego metalu, zorientowała się, że Rapahel przycisnął ją do boku swojego auta.
I nie przestawał jej całować. Boże, kradł jej każdy oddech, natarczywie przesuwając dłońmi wzdłuż jej ciała, jakby chciał mocniej i bardziej poczuć jej ciepło. Jakby chciał wziąć tyle, ile gotowała była mu dać.
A w tej chwili, jakże głupiej i niosącej za sobą tak wiele komplikacji, Lucrecia czuła, że mogłaby oddać mu wszystko.
Jęknęła niekontrolowanie prosto w jego usta, gdzieś pomiędzy kolejnymi mocnymi pocałunkami, gdy silne, męskie dłonie na powrót odnalazły drogę do jej policzków. Długie, smukłe palce Rapahela oplotły jej kark i wsunęły się w splątane deszczem jasne włosy. Pociągnął za nie delikatnie, nie sprawiając jej bólu i rozdzielił ich wargi.
Lucrecia uniosła dotąd zaciśnięte powieki. Czuła na ustach ciepło jego oddechu, a przez strumień deszczu dostrzegła, że odległość, jaka dzieliła ich wargi od ponownego pocałunku, była właściwie znikoma. Tak niewielka, że gdyby przesunęła się o kilka milimetrów, mogłaby znów sprawić, że oboje pogubią resztki zdrowego rozsądku.
Ale w spojrzeniu Rapahela, gdy podniósł podbródek i skupił uwagę na jej oczach, dostrzegła, że ta chwila właśnie minęła. Znów stali się tylko ludźmi, którzy nigdy nie powinni się do siebie zbliżyć.
CZYTASZ
teach me, please [18+] ZAKOŃCZONE
Storie d'amoreCzyż miłość, szczególnie ta zakazana, nie jest przypadkiem najsłodsza?