W poniedziałek rano Lucrecia zjawiła się w szkole ponad godzinę przed dzwonkiem rozpoczynającym pierwszą lekcję. W nocy praktycznie nie zmrużyła oka i nerwowo kręcąc się w łóżku, co jakiś czas sięgała po telefon, aby następnie odłożyć do pod poduszkę z ukłuciem rozczarowania głęboko w sercu.
Josh nie napisał.
Okej, przecież nie musiał, ale zwykły sms z pytaniem – ''Hej, dotarłaś do domu?'' albo głupie ''Przepraszam, że cię zostawiłem i uciekłem jak ostatni tchórz.'' Nie było przecież czymś ponad jego możliwości.
Starała się nie czuć żałośnie, gdy szła szkolnym korytarzem z wiaderkiem pełnym wody, gąbką w dłoni i palącą świadomością, że sama się w to wszystko wpakowała. Była naiwna, skoro naprawdę myślała, że Josh był tym samym chłopakiem, z którym w dzieciństwie ścigała się na rowerach po ulicy lub grała w klasy na chodniku pomiędzy ich domami.
Ludzie przecież potrafią zmienić się z dnia na dzień, a od tamtych wydarzeń minęły cała lata.
Dotarła do szafki Mirandy. Czerwone drzwi pokrywała biała, zaschnięta farba. Lucrecia musiała szorować metal przez długie minuty, aby się jej pozbyć. Z każdym ruchem dłoni, przeklinała w myślach samą siebie.
Powinna trzymać się z daleka od Mirandy i od każdego, kto miał z nią cokolwiek wspólnego. Nawet od Josh. A może przede wszystkim od niego? Problem stanowiło jednak jej głupie serce. Gdyby istniał jakikolwiek sposób, aby je wyłączyć, nie zawahałaby się ani chwili.
Krótko przed ósmą, gdy do szkoły zaczęli docierać pierwsi uczniowie, Lucrecia uporała się z farbą na szafce, wrzuciła brudną gąbkę do wiaderka i podnosząc się na równe nogi, pośród szeptów, które w większości były skierowane w jej stronę, usłyszała śmiech, na dźwięk jakiego poczuła przyjemne ciepło w żołądku. Nie była pewna, czym ono właściwie było – radością czy może paniką.
Unosząc głowę, na końcu korytarza dostrzegła Josha. Szedł przed siebie w towarzystwie grupki, z którą zawsze się trzymał i nie zwracał na nią najmniejszej uwagi, jakby Lucrecia była przezroczysta niczym szklana szyba.
Nie wiedziała, skąd nagle odnalazła w sobie tak wiele odwagi, ale kiedy mijał szafkę Mirandy, zerwała się gwałtownie z miejsca i zatrzymała go, mówiąc:
– Josh...
Przystanął, a jego szerokie ramiona opadły wraz z towarzyszącym temu westchnieniem. Gdy na nią spojrzał, Lucrecia nie odnalazła w jego oczach ani grama tego, co widziała, gdy w nocy wspólnie wkradali się do szkoły. Wtedy wydawał się Joshem, którego kiedyś znała. Teraz był tylko popularnym dzieciakiem.
– Tak?
– Możemy porozmawiać? – zapytała.
Jeden z towarzyszących mu chłopaków wymownie zagwizdał. Drugi z nich uderzył Josha żartobliwie w ramię.
– Śpieszę się na stołówkę.
– Chodzi o imprezę u Mirandy i to co, co zaszło później...
– Później? – Ściągnął brwi w geście zamyślenia.
Lucrecia poczuła na sobie wzrok mijających ją uczniów.
– Nie pamiętasz? Odwiozłam cię do...
Josh przesunął się o krok w jej stronę i w jednej chwili znalazł się tak blisko, że dziewczyna poczuła zapach jego perfum.
CZYTASZ
teach me, please [18+] ZAKOŃCZONE
RomanceCzyż miłość, szczególnie ta zakazana, nie jest przypadkiem najsłodsza?