3 lata później
W uniwersyteckiej stołówce panowała względna cisza. Gdzieniegdzie słychać było tylko rozmowy lub chichotające dziewczyny ze starszych klas.
Lucrecia jak zwykle zajęła stolik nieopodal szerokich okien. Pochylona nad grubą książką o historii sztuki, śledziła uważnie tekst, co kilka zdań upijając łyk dyniowej latte z papierowego kubeczka.
Nawet nie spostrzegła, gdy miejsce po drugiej stronie stołu zajęła niska blondynka w beżowym uniformie.
– Umrzesz od nadmiaru kofeiny – mruknęła z rozbawieniem Cloe. – Jak możesz pić to świństwo?
– Ty pijesz matche. – Wzruszyła ramionami. – Mogłabym zapytać cię o to samo. Napisałaś wypracowanie?
– Z malarstwa? – zapytała. – Napiszę je.
– Mamy je oddać na następnej lekcji.
– Więc mam jeszcze całe piętnaście minut. – Sięgnęła po telefon, aby przejrzeć Instagrama.
Cloe była gwiazdą – a przynajmniej tak nieustannie o sobie mówiła – niebawem miała osiągnąć sto tysięcy obserwujących.
– Ach, nowy wykładowca od sztuk pięknych ma dzisiaj pierwsze zajęcia. Podobno można się już zapisywać...
Lurecia poderwała głowę znad książki.
– Dopiero teraz mi o tym mówisz? – zapytała z wyrzutem, zaczynając zbierać swoje rzeczy ze stolika.
– Właśnie po to tutaj przyszłam, ale po drodze musiałam wstąpić do sklepiku i... Hej dokąd idziesz?!
Lucrecia wyszła już jednak ze stołówki. Gdy wydostała się na zatłoczony korytarz nowojorskiego uniwersytetu artystycznego, przycisnęła do piersi podręczniki i zaczęła przepychać się w stronę schodów.
Sala, w której odbywały się zajęcia ze sztuk pięknych mieściła się na ostatnim piętrze, na samym końcu nieznośnie długiego korytarza. Od początku roku było to miejsca niezwykle rzadko uczęszczane i wyjątkowo opuszczone.
Lucrecia od kilku miesięcy czekała, aż uniwersytet znajdzie nauczyciela tego przedmiotu. Teraz czuła ekscytację na myśl, że w końcu będzie mogła zapisać się na ten przedmiot.
Zapukała w drzwi opatrzone numerem 297.
Gdy ze środka dobiegło stłumione: ''Proszę'', Lucrecia z uśmiechem weszła do środka.
W chwili, w której uniosła głowę i dostrzegła mężczyznę, który stał przy biurku, tyłem do wejścia, uśmiech powoli spłynął z jej ust.
Przystanęła, w pierwszej chwili uznając to tylko za odruch swojego serca. Przez kilka pierwszych miesięcy zdarzał się bardzo często – doszukiwała się go w każdym mężczyźnie, jakiego spotykała. Rozpaczliwie, niemal desperacko.
Profesor się wyprostował, po czym zwrócił się ku niej, mówiąc:
– W czym mogę... – Zawiesił głos.
Być może w tej chwili poczuł dokładnie to samo, co ona – jakby wrócił do domu po bardzo długiej, ciężkiej podróży.
Raphael Moore spełnił obietnicę, którą jej złożył.
– Profesorze Moore. – Lucrecia się uśmiechnęła.
Raphael również się uśmiechnął.
– Panno Maren.
KONIEC
J.B.H
CZYTASZ
teach me, please [18+] ZAKOŃCZONE
Storie d'amoreCzyż miłość, szczególnie ta zakazana, nie jest przypadkiem najsłodsza?