- Harry, muszę już iść - powiedziałam nie odrywając wzroku od blondyna, który stał na chodniku po drugiej stronie.
- Szkoda - odpowiedział cicho.
- Dziękuje za dzisiejszy dzień, do zobaczenia - szybko wstałam, ubrałam płaszczyk, cmoknęłam zielonookiego w policzek i wyszłam.
Przed pociągnięciem za klamkę obróciłam się jeszcze w stronę Harrego i uśmiechnęłam się ostatni raz po czym wyszłam z kawiarni. Głośno wciągając świeże powietrze ruszyłam w stronę przejścia dla pieszych. Gdy zaświeciło się zielone światło szybkim tempem przeszłam przez nie. Stanęłam na środku chodnika rozglądając się dookoła. W końcu dostrzegłam go w czarnym kapturze, może jakieś pięć metrów przede mną. Pewnym krokiem zaczęłam za nim pożądać. Chłopak przyśpieszył, więc zrobiłam to samo. W pewnym momencie zniknął z mojego pola widzenia. Wtedy przestałam się łudzić, że to mógł być Lukey.
Westchnęłam głośno. Poczułam, że ktoś złapał mnie za nadgarstek i ciągnie w nieznaną mi stronę. Wystraszyłam się trochę, dopóki nie zobaczyłam, że to jednak sam Hemmings. Teraz to ja stałam w jakiejś pustej uliczce opierając się o ścianę domu. Mój strach przemienił się w szczęście, a zarazem w złość. Myślę, że Luke zauważył to, dlatego odsunął się na niewielką odległość ode mnie, a jego oczy wpatrywały się w moje.
- Luke - szepnęłam bardziej do siebie niż do niego - Luke - powtórzyłam już głośnie, również wpatrując się w niego.
- Kelly - uśmiechnął się krzywo nerwowo przeczesując swoje blond włosy.
- Czyli to nie były zwidy - głośno pomyślałam.
- Nie - odparł cicho przybliżając się do mnie.
- Nie podchodź do mnie - spojrzałam na niego ze złością.
- Kelly proszę - mruknął cicho.
- Nie rozumiem cie Luke - powiedziałam zgodnie z prawdą kiwając lekko głową na boki.
Odwróciłam się na pięcie i oszołomiona tą sytuacją wróciłam na chodnik przy głównej ulicy. Choler spotkałam go, ale to wszystko mnie przerosło. Chciałam się z nim zobaczyć, ale nie umiem teraz z nim rozmawiać. Słyszałam za sobą wołanie mojego imienia i kroki, które były coraz bliżej mnie, ale nie odwróciłam się ani nie stanęłam. Po prostu szłam dalej.