3. Przeszkoda

5 2 0
                                    

  Myśli i całą jego głowę wypełniało to wyjątkowo przyjemne uczucie, któremu towarzyszył również niepokój. Niczym pod wpływem hipnozy, skierował się w kierunku jednego z wielu rozbitych obiektów. Czuł z jego wnętrza niesamowicie słodką woń, obok której nie mógł przejść obojętnie. Była podobna do wcześniejszego zapachu jednak zdecydowanie bardziej intensywna. W jego umyśle zagościła tylko żądza odkrycia, co jest tak słodkie i kuszące. Wszystko inne przestało istnieć. Nawet hałas i chaos wywołany przez zderzenie się obiektów nie mógł go teraz zatrzymać. Mimo to wciąż miał gdzieś z tyłu głowy, że coś jest nie tak. Tylko on reagował w ten sposób. Przez to spostrzeżenie, wwiercające się w jego umysł, opamiętał się i stanął w miejscu. Podnosząc wzrok na miejsce, które tak go przyciągało, dostrzegł leżącą osobliwą istotę. Nie ruszała się ani nie krzyczała. Nagle przestała być tak kusząca, stała się dla niego obojętna, a wręcz wstrętna i zbędna. Zaraz jednak słodki zapach powrócił, jednak tym razem docierał do niego z innej strony. Próbując się powstrzymać, skupił całą swoją uwagę na jednym punkcie. Tym mało interesującym, obojętnym mu. Była to kończyna wystająca zza rozbitego obiektu, należąca do jednej z osobliwych istot. Nie mógł on jednak długo utrzymać na niej swojej uwagi. Było to niemożliwe. Wokoło tyle pięknych zapachów, niewidzianych dotąd widoków... Po prostu nie potrafił się powstrzymać. Nawet rosnący w nim niepokój nie pomagał. Zrozumiał, że sytuacja się powtarza. Znów, obiekty były zniszczone. Znowu czuł to niesamowite uczucie. Musiał więc uczynić to samo? Ucieczka zdawała się jedynym rozsądnym wyjściem w tej chwili. Starając się więc oczyścić umysł, odwrócił się i skierował w stronę, z której przyszedł. Mijał kolejne rozbite obiekty, a w nich wołanie osobliwych istot. Zbyt wiele działo się w tak krótkim czasie. Nie otrząsnął się jeszcze z poprzedniego incydentu, nie odzyskał sił. Coraz ciężej więc było mu się powstrzymać. Szedł jednak twardo przed siebie z zamkniętymi oczami i zakrywając dłońmi uszy. Mimo że był tam pierwszy raz, znał doskonale drogę, jaką przeszedł. Wracając więc tą samą drogą, z powrotem wkroczył do siedliska osobliwych istot. Tym razem nie usłyszał od razu tego wycia co wcześniej. Może po prostu nie chciał tego słyszeć.

W końcu do jego nozdrzy nie docierała słodką woń, a umysł oczyścił się ze zbędnym myśli. Wrócił do poprzedniego stanu, jednak tym razem był o wiele bardziej zmęczony.

Dotarł do opustoszałego miejsca, pełnego drobnych żyjątek i zdominowanego przez zieleń. Kiedy jego stopy dotknęły miękkiego podłoża, nogi rozpłynęły się i niemal runął na ziemię. Oddychając ciężko, przekręcił się na plecy i zasłonił ręką oczy. Słońce chyliło się ku zachodowi, a on nie wiedział, co go czeka. Ból głowy powrócił, a oczy zaczęły go mocno piec. Przycisnął więc do nich mocniej rękę i cicho jęcząc z bólu, przekręcił się na lewy bok. Czuł, jakby coś wchodziło mu do głowy, a oczy łzawiły, jednak nie łzami. Było to coś innego, jakaś czarna maź. Żyjątka spłoszone jego pojękiwaniem z bólu uciekły do zarośli, zostawiając go samego, na pastwę drapieżników. Jednak co mogło mu zagrażać? Na każdego coś się czai.

Słońce zaszło, a on leżał osamotniony wśród roślinności. Przekręcił się na plecy, a czarne łzy powoli tworzyły kałużę. Niebo zaczęły ozdabiać pojawiające się pierwsze gwiazdy. Gdy leżał w swojej własnej mazi jakby przez mgłę, dostrzegł światło zbliżające się w jego stronę. Ból głowy chwilowo ustąpił, a łzy spływające jeszcze po policzkach w jednej chwili zaschły, tworząc czarne smugi. Znów poczuł coś dziwnego, tym razem jednak to uczucie nie było ani trochę przyjemne. Nogi mu zdrętwiały, przez co nie był w stanie nimi ruszyć. Całe ciało zdawało się zbyt ciężkie, zdrętwiałe. Dotąd niewielka iskierka światła zaczęła rosnąć, a z niej uformowała się postać. Mimo mroku, panującego w nocy ona niczym słońce, oślepiła go. Sparaliżowany, nie mógł jednak zasłonić twarzy, więc zamknął oczy. Poczuł się nagle, jakby miał być to jego koniec. W głowie pozostawała pustka.

Zerwał się wiatr, wprawiając otaczającą roślinność w ruch. Zdezorientowany, jedynie siedział i czekał na to co dalej się wydarzy. Niebo stawało się coraz ciemniejsze, jednak światło nieznanego pochodzenia oświetlało pobliską okolicę. Z ukrycia wyszły drobne istoty, lgnące do dziwnego blasku. One również zdawały się być zahipnotyzowane tym zjawiskiem.

Po chwili z blasku wyłoniła się postać, również emanująca oślepiającym światłem. Unosiła się kilka metrów nad ziemią, a włosy jej rozwiane były przez wiatr. Nie dało się dostrzec jej twarzy, mimo to łatwo się domyślił, że nie jest przyjaźnie nastawiona. Skrzydła wyrastające z jej pleców zamaszystymi ruchami stworzyły kolejny silny podmuch. Nic nie mówiła, nie wydawała żadnych dźwięków, a mimo to w jego głowie rozległ się przeraźliwy pisk. Z zaciśniętymi powiekami, starając się jakoś zagłuszyć ten dźwięk, zakrył uszy. Nic to nie dało, bo pisk pochodził z jego głowy. Znów miał to uczucie, że coś próbuje wedrzeć mu się do myśli, a z oczu ponownie strumieniami wypływała czarna maź. Świetlista istota poruszyła ręką i wskazała prosto na niego. On jednak nawet tego nie zauważył, nie mógł się nawet poruszyć. Znów to uczucie zagrożenia, zbliżające się niebezpieczeństwo stojące na wprost niego. Przypomniał sobie, że czuł coś podobnego przy pierwszym spotkaniu z osobliwymi istotami i zniszczeniu ich obiektów. Niebezpieczeństwo, coś złego. Nie było mowy o pomyłce. Musiała być to ta sama istota. Goniła go przez cały ten czas. Zrozumiał jednak swoją sytuację trochę za późno, wszak siedział naprzeciwko zagrożenia. Coś w nim drgnęło. Mimo że nie wiedział, co go teraz czeka, wiedział, że nie chce, aby był to koniec. Nie teraz. Znalazł cel, miał powód do walki. Podtrzymując się w ten sposób na duchu, przełamał się i mimo wciąż rażącego blasku spojrzał prosto w oczy istoty. Nie miały żadnego wyrazu. Po plecach przeszedł go dreszcz, jednak nie odwrócił wzroku. Patrzyli na siebie w ciszy. Było w tej chwili coś niezwykłego. Było, dopóki świetlista istota nie wycelowała w niego podłużnym przedmiotem, na którego końcu coś wisiało. Wiatr ponownie się zerwał, a on zdezorientowany patrzył to na nią to na przedmiot.

— Zgiń gnido nieczysta! — Wykrzyknęła istota i z wycelowanej w niego broni, uwolniła się wiązka światła.

Nim do niego dotarła, poczuł na plecach dotyk i został pociągnięty do tyłu. Świat stał się szary i dość niewyraźny. Świetlista istota z gniewem coś krzyknęła, jednak nie zdołał tego usłyszeć, bowiem kiedy tylko się otrząsnął, zaczął biec w przeciwnym do niej kierunku. Poczuł, że porusza się zdecydowanie szybciej niż wcześniej. Nawet nie biegnąc, był w stanie przejść spory kawałek drogi w niedługim czasie. Starając się zgubić niebezpieczną istotę, wchodził w zaułki i opuszczone uliczki. Po raz trzeci uciekał, czy naprawdę nie miał innego wyjścia? Stawało się to trochę monotonne. Doszedł do największego jak dotąd siedliska osobliwych istot, jakie widział. Rozświetlało go wiele świateł i panował w nim ciągły ruch. Uznał to za dobre schronienie, chociażby do czasu aż nie zgubi goniącej go świetlistej istoty. Nie chciał jednak wchodzić do środka, obawiając się reakcji na niego. Poprzednio nie został odebrany zbyt pozytywnie mimo braku złych zamiarów.

Podszedł do jednej z szyb oddzielającej go od pomieszczenia. Siedziało w nim wiele osobliwych istot. Nie wyczuwał od nich złych zamiarów, było to coś innego. Niemal wszyscy mieli wykrzywione twarze i wydawali głośne dźwięki. Wydawać się mogło, że jest im dobrze. Odrywając od nich wzrok, odszedł i ukrył się w ciemnym zaułku naprzeciwko tego miejsca. Stamtąd mógł obserwować ich, bez strachu, że zostanie odkryty. Oparł się o ścianę jednego z siedlisk i położył głowę na kolanach. Ostatnia czarna łza spłynęła po jego policzku. Nie wiedział, czym było to spowodowane.

 Nie wiedział, czym było to spowodowane

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Zakłamane obliczaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz