6. Kompromis

2 2 0
                                    

  Demon leżał nieruchomo, a jego ciało powoli zamieniało się w proch. Drugi za to nie miał pojęcia jak pokonać czy nawet uciec od świetlistej istoty. Anioł celował swoją bronią prosto w niego, nie miał więc zbyt wielkiego pola manewru.

— Nawet nie próbuj demonie — ostrzegł go.

Postanowił więc stać i czekać na to co ma się stać. I tak przecież nie mógł nic zrobić. Stali naprzeciw siebie w ciszy, a anioł czekał na jakiś ruch z jego strony. Jego bierna postawa zdawała się co najmniej dziwna. Gdzieś z tyłu głowy świetlista istota miała myśl, że powinna to natychmiast skończyć, jednak coś było nie tak.

— Czym ty jesteś? — Zapytała po dłuższej chwili.

— To ty nie wiesz? Sam przed chwilą to powiedziałeś.

— Nie możesz być zwyczajnym demonem. Nie wyczuwam od ciebie tego.

— To znaczy czego?

— Na pewno nie jesteś człowiekiem, więc czym. — Anioł myślał na głos.

— On — wskazał na dalej rozpadającego się demona — powiedział, że jestem jednym z nich.

— Tyle to wiem, jednak jesteś jakiś inny. Zresztą co mnie to interesuje. I tak cię zabiję! — Podniósł wyżej broń i chwycił ją pewniej.

Mimo to nie wystrzelił z niej żadnego pocisku. Z zewnątrz nie było tego widać, jednak prowadził walkę sam ze sobą. Jego głównym zadaniem było wyeliminować każdego napotkanego nieczystego. Z tym jednak był problem, bo anioł nie wyczuwał od niego tego samego co od innych. Z jednej strony, był stuprocentowo przekonany co do zła, które nosi w sobie istota przed nim. Mimo to, jego zasady moralne kłóciły się z tym co powinien zrobić na samym początku. Anioł stał nad przepaścią i nie mógł nic zrobić. Bierność ze strony demona mu nie pomagała.

— Niezależnie od tego kim jesteś i tak zginiesz.

Anioł znów nie dostał odpowiedzi na swe groźby. Widząc, że żadne jego słowo nie zmienia postawy demona, opuścił naładowaną broń i się wyprostował.

— Może jeszcze nie teraz, jest z tobą zdecydowanie coś nie tak. Dam ci żyć do chwili aż nie ukażesz swej prawdziwej formy. Będę cię jednak obserwować cały ten czas. — Zaznaczyła, patrząc na demona z góry.

— Nie lepiej więc pozbyć się mnie już teraz? — Zapytał, a w jego głosie nie było ani śladu wahania, tak jakby nie mówił o swoim końcu.

To znów wprawiło anioła w zakłopotanie.

— Aż tak nie zależy ci na swej marnej egzystencji?

— Dlaczego jest marna?

— Ty naprawdę się mnie pytasz? Jesteś nieczystym, brudnym, zakłamanym ścierwem bez honoru. Manipulujesz tymi biednymi istotami, nie myśląc, jak wiele krzywd im wyrządziłeś.

— Ale ja im nic nie zrobiłem.

— Nie uwierzę w to. Cały wasz gatunek jest zakałą tego wszechświata.

— Wybacz, jednak nie pamiętam, abym kogokolwiek skrzywdził. Może pomyliłaś mnie z kimś?

— Nie, wszyscy jesteście tacy sami. Udajesz, że obchodzi cię czyjkolwiek los? Skoro nie pamiętasz, to znaczy, że nic dla ciebie nie znaczyły twoje własne ofiary. Było ich pewnie niezliczenie wiele... Dlatego przysięgłam, że wyplenię wasz gatunek i nie pozwolę się wam odrodzić.

— Widzę, że naprawdę musisz nienawidzić demonów.

— Tylko po to żyję.

— Jednak, skoro jak sam powiedziałeś, jesteś dobrem i miłością, to dlaczego nie obdarzysz nimi mnie?

Zakłamane obliczaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz