too young

115 8 1
                                    

- Giselle, czy ty już zupełnie straciłaś rozum!? - zagryzłam delikatnie skórki przy paznokciach. - Sądzisz, że on ma rację? - usiadłam przy biurku, obserwując z daleka wrony.
- Lake... Wcale tak nie mówię... Ale kurwa. Musicie się pogodzić, wiesz przecież, że na tym świecie najważniejsze są zgoda i harmonia, co? - cóż za ironia. - Słuchaj, zadzwoń do niego i to sobie wyjaśnijcie. Tak dobrze się dogadywaliście...
- Tak Ci się wydaje, co? - westchnęłam. - Silas rzucił mnie tylko i wyłącznie dlatego, że sobie ubzdurał, że go zdradzam. Tymczasem rozmawiałam tylko z kelnerem w restauracji!
Silas twierdził, że mam romans z kelnerem, mało tego, widziałam się z nim raz. Pieprzony raz!
- Słuchaj, Giselle - westchnęłam - wiesz przecież, że nie byłabym zdolna, żeby go zdradzić.
Za oknem dostrzegłam przelatującego białego gołębia, a z zamyślenia wyrwał mnie głos przyjaciółki.
- Ehh, no taaaak, ale nie wiem Laken, ja bym mu dała drugą szansę...
- Jaką drugą szansę? To on mnie rzucił, a nie odwrotnie.
Czasem zastanawiałam się jakim cudem ja i Giselle wytrzymałyśmy ze sobą już tyle czasu... Dziewięć lat to kupa czasu, ale mimo wszystko, dziewczyna nie przestawała mnie zaskakiwać.
- Słuchaj, stało się. Było minęło - stwierdziłam, przyglądając się dwójce młodych dorosłych trzymających się za rękę, którzy spacerowali po osiedlu. Uśmiechnęłam się na ten widok.
- Nie rozumiem tylko jednej rzeczy. Dlaczego... - Giselle mówiła dalej, ale ja przestałam słuchać, gdy mój wzrok powędrował w stronę okna chłopaka z naprzeciwka. Serce zabiło mi szybciej, gdy zobaczyłam go, jak siedział przy swoim biurku, na uszach miał założone słuchawki, a przed sobą trzymał mały mikrofon studyjny. Na twarz nałożył identyczną maskę jak poprzednio, a jego czarne loki żyły swoim życiem.
Zauważyłam delikatne ruchy maski, co świadczyło o tym, że z kimś rozmawiał, albo śpiewał, pojawiła się nagła myśl w mojej głowie, ale szybko po tym zniknęła.
- Laken? Halo Laken! - z transu wybudził mnie głos przyjaciółki. - Jesteś tam!? Gadam i gadam, a w zamian dostaję ciszę - ah, no tak, zapomniałam.
- Tak tak, słuchaj, powinnam już kończyć. Zaraz przychodzi do mnie Peter, więc muszę się szykować - mówiłam to, co mi język na ślinę przynosił, mimo że żadna z tych rzeczy nie była autentyczna.
- Jaki znowu Pet...- rozłączyłam się i odłożyłam telefon na biurko.
Obserwując chłopaka zza szyby, przyłapałam się na tym, że zachowuję się jak jakiś psychopata. Potrząsnęłam głową i poszłam do kuchni przyrządzić sobie obiad.
Moje myśli pognały w stronę szatyna z naprzeciwka, a w głowie pojawiło się multum myśli. Dlaczego tak na mnie działał? Dlaczego jego spojrzenie tak mnie paraliżowało?
Nagłe pukanie wyrwało mnie z letargu. czy to...? nie, niemożliwe... Bez zaglądania przez wizjer otworzyłam drzwi i ujrzałam znajomy uśmiech.
    - Hej, sąsiadko - ten sam blondyn, który przekazał mi informacje na temat chłopaka z naprzeciwka właśnie stał przede mną, przyglądając mi się z zainteresowaniem. - Mogę? - zapytał wskazując na pomieszczenie za mną.
    - Hm, tak, jasne, wejdź - gestem zaprosiłam go do środka. - Jesteś tutaj, ponieważ...? - chłopak wzruszył ramionami
    - Nudziło mi się, więc pomyślałem, że cię odwiedzę - chyba dostrzegł zmieszanie wypisane na mojej twarzy, bo zapytał. - Przeszkadzam? - czy przeszkadzał? W teorii nie robiłam nic konkretnego, ale w praktyce za to...
    - Nie! - powiedziałam nieco zbyt chaotycznie. - Czuj się, jak u siebie w domu - zaczęła podążać do kuchni. - Chcesz się czegoś napić? Kawy, herbaty? - chłopak uśmiechnął się delikatnie i nieco zbyt długo spojrzał na moje usta.
Przełknęłam ślinę.
    - Wystarczy woda - wrócił wzrokiem do moich oczu - Jak się w ogóle nazywasz?
    - Laken - uśmiechnęłam się delikatnie, a chłopak kiwnął głową, posyłając mi łagodny uśmiech.
Powędrowałam do kuchni, wyciągnęłam szklankę z szafki i nalałam mu wody. Chłopak podążył za mną i usiadł na kanapie w salonie.
    - I jak Ci się mieszka? Zdążyłaś już kogoś poznać? Oprócz mnie rzecz jasna - Peter uśmiechnął się szeroko, odsłaniając swoje białe, równe zęby.
    - No wiesz, nie miałam za bardzo okazji opuszczać mieszkania, więc możesz czuć się zaszczycony - usiadłam obok niego na kanapie, posyłając mu delikatny uśmiech i postawiłam szklankę na przezroczystym stoliku.
    - Palisz? - zapytał, nieco mnie zaskakując. Może śmierdziałam fajkami? Ale przecież ostatni raz paliłam wczoraj i zdążyłam już wszystko wyprać i wywietrzyć. - Pytam z czystej ciekawości, nie ma w tym drugiego dna - odparł jakby zauważył, moją konsternację.
    - Okazyjnie, tak - ucięłam. - Nie jestem nałogowym palaczem - dodałam po chwili.
    - Myślisz, że teraz byłaby odpowiednia okazja? - uniósł znacząco brew, na co parsknęłam. - Widzę, że coś cię gryzie, chodź - wstał i wolnym krokiem podszedł do drzwi balkonu. Ponaglił mnie wzrokiem, więc wstałam i poszłam w jego ślady. - Chyba nie jesteś zbyt gadatliwa, co? - zapytał, gdy znaleźliśmy się na balkonie, wyjęłam z kieszeni zapalniczkę i pudełko papierosów.
    - Zależy z kim rozmawiam - puściłam mu oczko - Chyba, że jestem pijana - zagryzłam dolną wargę i przesunęłam rękę w jego stronę, proponując papierosa. Wyciągnął jednego i wsadził sobie do ust.
    - Będę musiał kiedyś tego doświadczyć - wyciągnął ze swojej kieszeni własną zapalniczkę i odpalił szluga.
    - A ty?
    - Co, ja? - uniósł pytająco brew
    - Palisz nałogowo, czy okazjonalnie? - odpaliłam swojego peta i zaciągnęłam się dymem, czując, jak przyjemne ciepło rozchodziło się po moich płucach.
    - Ciężko stwierdzić. Myślę, że mógłbym to nazwać... paleniem „dla towarzystwa" - namalował w powietrzu znak cudzysłowie, spojrzał na mnie i zeskanował wzrokiem moją postać. - Tak, jak teraz - uśmiechnął się delikatnie.
Nie wiedziałam czego on ode mnie chciał. Bo przecież po co miałby spędzać ze mną tutaj czas, znając mnie ledwie dzień, skoro mógł posiedzieć u siebie albo pojechać do swoich przyjaciół, bo z pewnością jakichś miał?
    Nastąpiła między nami cisza.
Po głowie chodziła mi jedna myśl.
Niewiele myśląc, spojrzałam w stronę mieszkania tajemniczego szatyna.
Ku mojemu zdziwieniu, gdy zerknęłam w kierunku jego okna, żaluzja była opuszczona. Dziwne... Czyżby zauważył Petera? Może się go bał?
    - Znasz się z tym chłopakiem z naprzeciwka? - wypaliłam, gryząc się w język.
    - Z nim? - wskazał palcem w kierunku chłopaka. - To długa historia, ale tak - westchnął, ale nie ujrzałam w nim żadnej skruchy. Pojawiła się natomiast pogarda, złość i żal. - Chodziliśmy kiedyś do tej samej klasy w podstawówce, jednak on postanowił ją opuścić w wieku dwunastu lat. Zmienił się od tamtego czasu, urwał kontakt z każdą możliwą osobą, w tym ze mną. Mimo że był tak młody, wychowywał się praktycznie sam... Jego tata pił, a mama korzystała z życia i często spędzała czas w klubach. Gdy wracała... - tutaj urwał i zaciągnął się głęboko nikotyną, pokręcił z bólem głową, przymykając powieki. Nie musiał dokańczać, byłam dobra w łączeniu faktów, więc łatwo się domyśliłam, boże, pomyślałam. - Kiedy czasem się z nim widywałem, często nosił okulary przeciwsłoneczne, a gdy pytałem po co mu one, zawsze odpowiadał: „Słońce dziś mocno świeci", ale ja wiedziałem, że ma to się nijak do słońca... - wziął kolejny buch i kontynuował. - Gdy skończył dziewiętnaście lat, jego matka wyjechała i wzięła rozwód, natomiast ojciec wyszedł z odwyku i zaczął życie na nowo. Założył nawet firmę „Faceless Business" - uśmiechnął się lekko na to wspomnienie. - Mój tata był jego wspólnikiem - uniósł głowę i spojrzał mi w oczy. - Nasi ojcowie pracowali razem. Niestety, na jednej z imprez firmowych, jego tata zapomniał się i wypił kieliszek wódki. Nie pytaj się jak to się skończyło - spojrzał gdzieś w bok i się zamyślił. - W skrócie, firma poszła się jebać, jego stary wrócił do nałogu, zostawił mojego z całą firmą i zniknął. Nie było z nim żadnego kontaktu, rozumiesz? Ani z nim, ani z... - rzucił okiem w kierunku okna szatyna. - Koniec bajki. Dziękuję za fajkę, chyba już się będę zbierał.
Nie nalegałam by został, już i tak się nasłuchałam, próbując przyswoić każde zdanie.
Jego tata był alkoholikiem? On rzucił szkołę w wieku dwunastu lat? Co się teraz działo z jego mamą? Czy ja dzisiaj w ogóle zasnę? Korciło mnie tylko jedno pytanie...
    - Dlaczego w ogóle mi to wszystko powiedziałeś? Nie jesteś mi winien żadnych wyjaśnień - zaczęłam, gdy chłopak stanął w progu moich drzwi. Spojrzał na mnie z konsternacją.
    - Najwyraźniej uznałem, że powinienem - uśmiechnął się delikatnie, otworzył drzwi balkonowe i wyszedł z mojego mieszkania.




niezmiernie jestem wam wdzięczna za przeczytanie mojego kolejnego rozdziału. akcja zaczyna się rozkręcać, huh? będzie tylko lepiej, buziaki dla was :3

under your mask (corpse husband)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz