delusion

136 9 3
                                    

         - A więc? Wytłumacz mi, co się tutaj dzieje - ponagliłam blondyna, krzyżując ręce na piersiach. Chłopak wzruszył ramionami.
    - Wczoraj Randall napisał do mnie, informując, że masz w domu problem z jakimś chłopakiem. Prawdę mówiąc, zdziwiło mnie to nieco, bo ostatni raz, gdy miałem z nim jakikolwiek kontakt, był trzy lata temu, a on zazwyczaj ma w dupie obce osoby... - zamyślił się, ale po chwili kontynuował: - Niemniej jednak to właśnie dzięki niemu zjawiłem się u Ciebie w porę - Peter spojrzał na mnie niepewnie, wciąż zaspanym wzrokiem.
    Chwila moment...
    - Randall? To tak się nazywa ten chłopak z naprzeciwka? - do blondyna dotarło, co właśnie powiedział. - Cóż, lepiej późno niż wcale.
    - Tylko to wyłapałaś? - uniósł znacząco brew, przechylając głowę na bok
    - Kontynuuj - wzięłam do ręki szklankę herbaty, którą wcześniej przygotował mi chłopak i upiłam łyka, czekając na kolejne wyjaśnienia.
    - Już skończyłem - stwierdził, na co pokręciłam przecząco głową
    - Nie, nie odpowiedziałeś mi jeszcze na jedno pytanie.
    - Jakie? - palił głupa, przyjmując pozę niewiniątka.
    - Dlaczego mi pomagasz? - chłopak przejechał ręką po swoich falowanych włosach i oparł się plecami o tył kanapy, spoglądając w sufit.
    - A bo ja wiem? Nie jestem pewien. Z góry mówię, że nie jest to nic głębszego - spojrzał na mnie szukając zrozumienia, a ja delikatnie skinęłam głową - ale czuję, że będziesz mi bliską osobą - odwróciwszy wzrok, powrócił do podziwiania sufitu. - Nie bierz tego do siebie - dostrzegłam na jego twarzy cień rozbawienia.
    - Nie miałam zamiaru - uderzyłam go subtelnie pięścią w ramię, cicho się śmiejąc. - Dobra, na mnie chyba już pora, bo wyglądasz, jak żywy trup. Musisz spać więcej - wstałam z wersalki i podążyłam w kierunki drzwi. Otworzywszy drzwi, uderzył we mnie ten znajomy zapach, a gdy spojrzałam nieco wyżej ujrzałam jego. Serce zabiło mi mocniej, a ręce zaczęły się pocić.
    Dostrzegłszy moje zaskoczenie, uniósł ledwo zauważalnie brew. Stał w progu drzwi Petera. Żadne z nas nie odezwało się ani słowem, zapadła cisza. Wpatrywaliśmy się intensywnie w swoje oczy, nie ruszając się chociażby o milimetr. Mogłam dostrzec każdy najmniejszy detal jego twarzy. Każdą rysę, bliznę, zmarszczkę.
    Obserwował mnie wnikliwie, z lekko rozchylonymi ustami, lecz jego buzia pozostała niewzruszona.
    Chciałam się odezwać, ale obecność Randalla w tak niewielkiej odległości odebrała mi mowę. Byłam w szoku, że zwyczajny, ciemnooki szatyn potrafił tak mną wstrząsnąć.
    - Laken, ducha ujrzałaś? - usłyszałam przytłumiony głos Petera ze środka mieszkania. Rozległy się kroki, świadczące o tym, że chłopak zbliżał się w moim kierunku. - Wychodzisz, czy n... Ra-Randall? - zawahał się i stanął jak wryty. Szatyn wciąż nie spuszczał ze mnie wzroku, przyprawiając mnie o dreszcze. - Co cię tu sprowadza? - po tych słowach nieznajomy uniósł wzrok na Petera. Przemierzałam wzrokiem pomiędzy tą dwójką, analizując ich spojrzenia. Wyglądali, jakby rozmawiali bez słów. Po chwili odezwał się blondyn: - Wejdź, a ty, Laken, zostaw nas, proszę, samych - przeniósł wzrok na mnie i ponaglił. Zawahałam się. Spojrzałam ostatni raz na szatyna i opuściłam mieszkanie.

* * *

         Chwilę po zajściu, wróciłam do swojej posiadłości, wyszłam na balkon i zapaliłam skręta. Przyjemny dym wypełnił wnętrze moich płuc, działając na mnie, jak dawka szczęścia. Potrzebowałam odreagować wcześniejsze zajście.
    Czego Randall mógł chcieć od Petera? Dlaczego przyszedł pod jego drzwi, zamiast po prostu chociażby zadzwonić i to jeszcze o tak późnej godzinie?
    Z myśli wyrwało mnie pukanie do drzwi. Wyrzuciwszy niedopałek, pomaszerowałam w stronę źródła dźwięku i nie wyjrzawszy przez wizjer, otworzyłam drzwi. Stanęłam jak wryta, gdy po raz drugi tamtej nocy spostrzegłam te bujne, czarne loki. Przełknęłam ślinę i z drżącymi rękoma, splotłam je na piersi.
    - Peter miał rację, widzę duchy - zeskanowałam jego postać i wróciłam wzrokiem na jego buzię. - Ale ten chyba jest prawdziwy - nie zaszczycając mnie ani słowem, Randall zrobił krok w przód. Zbita z tropu, zmarszczyłam brwi i instynktownie się cofnęłam, co jest? Nie zważając na moje zakłopotanie, nieznajomy pokonał dzielący nas dystans, kolejnym krokiem do przodu, wciąż świdrując mnie swoim intensywnym spojrzeniem. Tym razem pozostałam w miejscu, pozwalając mu się do siebie zbliżyć. Im bliżej się znajdował, tym lepiej czułam ten znajomy zapach. Jego ciepły oddech, owiewał moją twarz. Uczucie, które wzbudzał we mnie ten chłopak, zebrało się nisko, w okolicy brzucha, budząc we mnie coś, o czym już zdążyłam zapomnieć. Moja twarz przybrała kolor szkarłatu. Randall pochylił się nade mną i wypowiedział to jedno zdanie, przez które moje serce zabiło dwa razy szybciej:
    - Uwierz mi, że będziesz jeszcze błagać, abym był złudą - odsunął się i opuścił moje mieszkanie, pozostawiając mnie z pustką, szokiem, ciekawością i ciepłym uczuciem w podbrzuszu. Jednak pojawiła się jedna rzecz, która nie dawała mi spokoju.
    Jego głos. Jego cholerny głos. Niski, gruby i wyraźny. Przeszywający, diabelsko atrakcyjny i męski.

under your mask (corpse husband)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz