night owl

53 5 15
                                    

         - Zaczekaj tutaj chwilę, proszę. Dzwoni do mnie Abbi, zaraz wracam - powiedziała mama na odchodnym, zostawiając mnie niedaleko stadionu.
Koncert zakończył się już pół godziny temu, ludzie zbierali się do własnych domów. W mojej głowie wciąż pojawiały się przebłyski zdarzeń z koncertu. Co ja sobie myślałam? Dlaczego pozwoliłam mu przejąć nad sobą kontrolę? Dlaczego nie potrafiłam przestać o nim myśleć?
    Z letargu wyrwał mnie dźwięk kroków. Zanim zdążyłam się obrócić, poczułam nagłe szarpnięcie. Dłoń obcego zasłoniła mi buzię, odcinając możliwość krzyku.
Sparaliżowało mnie wewnętrznie.
Zaczęłam się miotać, próbując wyrwać się nieznajomemu. Wbiłam mu paznokcie w skórę dłoni, jednak niewiele to pomogło, oprócz tego, że napastnik wydał z siebie bliżej nieokreślone jękniecie z bólu. Zaczął zdecydowanie ciągnąć mnie w tył, w tylko dla siebie znanym kierunku. Potykałam się o własne nogi. Starałam się wymyśleć jakiś plan, jednak przez dynamiczność sytuacji miałam w głowie pustkę.
Co ludzie w filmach robią w takich momentach? Nic, a potem umierają, pojawiła się myśl, którą od razu odrzuciłam. Nie.
Wydobywały się ze mnie stłumione krzyki i jęki. Może ktoś mnie usłyszy? Koncert skończył się zaledwie trzydzieści minut temu. Na pewno ktoś mógł mi pomóc. Mama powinna była zjawić się niedługo, próbowałam w takim razie jak najbardziej przedłużać napaść. Stawiałam się prześladowcy, wyrywałam się, wbijałam jeszcze mocniej paznokcie w jego dłoń. Poczułam, jak w kącikach moich oczu zaczęły mi się zbierać łzy.
Nie teraz, Laken. Nie możesz teraz płakać.
Na poliku poczułam strużkę jednej łezki, która torowała sobie drogę do brody. Kurwa, zacisnęłam mocniej powieki, a z oczu wydobyło się więcej łez. Wyrwał mi się szloch i nagle usłyszałam głuche uderzenie z tyłu. Moje ciało otuliło zimno. Dłoń zniknęła z mojej twarzy, a ucisk się poluźnił. Rozdrażniona obróciłam się dynamicznie i poczułam jak ściska mi się serce. Za mną stał Randall. Wpatrywał się w obcego mężczyznę z mordem wypisanym na twarzy, jednak, gdy przeniósł wzrok na mnie, jego spojrzenie złagodniało. Wszystkie zdarzenia sprzed kilku sekund zaczęły do mnie docierać, a emocje kumulować.
Nie wytrzymałam.
Patrząc na nieprzytomnego prześladowcę, który leżał na ziemi, zakryłam usta dłonią, a z moich oczu wypłynęło morze łez. Wyrwał mi się głośny szloch. Załamana sytuacją, straciłam czucie w nogach. Zanim zdążyłam uderzyć kolanami o beton, Randall zerwał się z miejsca i złapał mnie w objęcia.
    - Laken... Boże, moja Laken - chłopak westchnął, kładąc troskliwie dłoń na mojej głowie. Zaczął powoli głaskać mnie po włosach. Trzęsłam się cała z emocji, nie mogąc się pozbierać - Już. Spokojnie, Laken. Jestem tu, jesteś bezpieczna - jego głos działał na mnie kojąco. Wtuliłam głowę w zagłębienie szyi szatyna i wciągnęłam nosem ten znajomy zapach.
    Usłyszałam za nami szamotanie. Zaświeciła mi się w głowię czerwona lampka. Wyjrzałam nad głowę Randalla. Obcy mężczyzna, odzyskawszy przytomność, zaczął się podnosić. Wzięłam szybko wdech i ścisnęłam mocniej rękę szatyna. Chłopak od razu odwrócił się w stronę prześladowcy i zerwał się na równe nogi. Z ust napastnika wydobyło się stęknięcie, gdy próbował się podnieść. Wstał, kołysząc się otumaniony przez zadany mu wcześniej cios. Zobaczyłam jego twarz. Przez ułamek sekundy wydawało mi się, że ją znałam.
Kto to do cholery jest?
    Był ubrany na czarno. Na głowie miał kaptur, przysłaniający połowę jego czoła. Wyglądał, jakby był w wieku Randalla lub trochę starszy.
Trzymając rękę szatyna, poczułam jak jego ciało sztywnieje. Spojrzałam na twarz chłopaka i zobaczyłam, że zbladła, a oczy miał otwarte jak bramy do zamku. Przeciwnik odwzajemnił jego spojrzenie. Między nimi wyczuwalne było napięcie. Czyżby się znali?
    Stali w bezruchu przez kolejne kilka sekund. Po chwili nieznajomy ruszył wolnym krokiem w naszą stronę. Wzdrygnęłam się i cofnęłam za Randalla, który powoli wyciągając rękę, osłonił mnie jak tarcza. Od kiedy to ten mroczny, zamknięty w sobie szatyn stał się dla mnie czymś na kształt osłony?
Napastnik zamachnął się ręką i objął dłonią w silnym uścisku szyję Randalla, przysuwając go w swoją stronę. Z moich ust wyrwało się westchnięcie. Usłyszałam poszeptywanie i zdałam sobie sprawę, że obcy mówił coś szatynowi do ucha. Randall zamarł, a ja obserwowałam, jak tamten wolnym krokiem od nas odchodził.

under your mask (corpse husband)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz