lust

41 4 16
                                    

         Na kanapie leżały świeżo wyprane i wyprasowane, złożone schludnie moje ubrania z dnia, który spędziłam u Randalla, gdy uciekaliśmy przemoknięci do suchej nitki przed ulewą. Zabolało.
    - I co? Cóż to był za przystojny młodzieniec? - zapytała nic nieświadoma mama.
    - Mój sąsiad, nieważne. Pójdę się szykować do pracy - zgarnęłam ubrania i wróciłam do pokoju.
    - Laken, ale zaczekaj. Jak to nieważne? - podążyła za mną mama, otwierając drzwi do mojego pokoju i stanęła w progu, opierając się o framugę. - Przyszedł tu jakiś chłopak, który wiedział dokładnie gdzie mieszkasz. Zostawił coś, a gdy prosiłam, by został, odmówił, mówiąc: „Przepraszam Panią, ale to nie jest najlepszy pomysł, żebym widział się z Pani córką".
    Zrobiła zarys dwoma palcami znaku cudzysłowie. Westchnęłam i położyłam jedną dłoń na czole. Ale się wkopałaś, dziewczyno.
    - To był Randall. Chłopak z naprzeciwka. Oddał mi moje ubrania, które zostawiłam u niego tego dnia, kiedy wyszłaś się spotkać z koleżanką. - Gdy jej twarz pobladła, dodałam pospiesznie. - Nie d l a t e g o, mamo... Była ulewa tego dnia, a ja zapomniałam wziąć kluczy do domu, telefon też mi się rozładował, więc nie miałam jak do Ciebie zadzwonić. Poszliśmy więc do jego domu. Do niczego nie doszło - prawie - oglądaliśmy tylko filmy, zrobiliśmy jedzenie, a on pożyczył mi swoje... - na te słowa, przypomniałam sobie o  b a r d z o  ważnym fakcie. Miałam jego ubrania w pralce!
    - Laken? Co Ci pożyczył? Ubrania tak? - wybiegłam z pokoju, pognałam do łazienki i otworzyłam pralkę, ufff, wciąż tam były. Wzięłam jego koszulkę i spodnie i przytknęłam odzież do nosa. Wzięłam wdech i... Jego zapach otulił mnie po raz kolejny, a kąciki ust się mimowolnie uniosły. Gdy tylko zdałam sobie sprawę z tego, co właściwie robiłam, odsunęłam ubrania, przywróciłam na twarz obojętną minę i wstałam, idąc z powrotem do swojego pokoju. Mama wciąż tam stała jak słup soli, nie wiedząc, co jej dziewiętnastoletnia córka miała wspólnego z mrocznym, tajemniczym chłopakiem, którego dopiero co poznała. Ja też nie wiedziałam. - Dziecko. Proszę powiedz mi, czy on Cię skrzywdził? - przez jej twarz przemknęło coś w postaci zrozumienia. - Czy to ten sam chłopak, za którym poszłaś, gdy jechałyśmy wczoraj na zakupy?
Cholera, totalnie o tym zapomniałam.
Przez kolejne dwadzieścia minut tłumaczyłam całą sytuację mamie. Cóż, no może z wyjątkiem jego raniących słów. Nie chciałam tak naprawdę, by go znienawidziła. Sama też nie chciałam myśleć o nim w ten sposób.

* * *

- Jeszcze sekunda! Muszę tylko dokleić ostatni diamencik! - krzyczałam przez ścianę do mamy, sięgając pęsetą po ostatni kryształek, by dopełnić swoje arcydzieło. - No. Teraz lepiej.
    Zabrałam torebkę, upewniając się, że wszystko wzięłam i wychodząc z pokoju zamknęłam drzwi swojego pokoju.
- No, córka, wyglądasz aż  z b y t  dobrze jak na moje.
    Zeskanowała mnie od góry do dołu, unosząc brwi z zachwytem.
    Miała rację, czułam się jak Bogini. Założyłam ciasno opinającą moją sylwetkę, skórzaną sukienkę, która sięgała mi do kolan, na nogi włożyłam również skórzane kozaki na platformie, docierające prawie za kolano. Włosy wyprostowałam i spryskałam odżywką, aby były gładkie i lśniące, a makijaż z okiem w stylu smokey eye tylko dopełniał atrakcyjny look. Nie wspominając już o ciemnych, czerwonych ustach. Zastanawiałam się, czy nie wyglądałam zbyt dziwkowato, ale przecież raz się idzie na koncert Arctic Monkeys.

* * *

- Dobra, mamo, ludzi jest w chuj dużo - rozejrzałam się, gdy stałyśmy już przy scenie. Dokładnie, przy samiutkiej scenie. Mama zdecydowała, że zaświruje i kupiła VIP-owskie bilety. Usłyszałam za sobą jej sapnięcie
- Laken! No wiesz? - żachnęła się, słysząc moje przekleństwo. Wyszczerzyłam się i wysłałam jej buziaka. Boże, jak ja za tym tęskniłam.
    Światła nagle przygasły, a po stadionie zaczęły unosić się krzyki. Wszyscy wiedzieli, co zaraz usłyszą ich uszy i zobaczą oczy.
    No to jazda.

under your mask (corpse husband)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz