last resort

107 7 0
                                    

         W kwiatki, czy w kotki? W kwiatki? A może w kotki?
Te dwa pytania krążyły w mojej głowie od dobrych dziesięciu minut. Stałam od pieprzonych dziesięciu minut, zastanawiając się, który wzorek będzie lepiej pasował do mojej kołdry. Ludzie mają znacznie gorsze problemy...
    - Poproszę tę - wskazałam na wybrany wzorek i podążyłam za pracownikiem do kasy.
Zapłaciłam i opuściłam sklep.
Wsiadając do samochodu, włączyłam radio i zaczęłam powoli kołysać się do mojej ukochanej piosenki. „As the hours pass, I will let you know, That I need to ask, Before I'm alone...". Poczułam tak dobrze mi znany sentyment i pozwoliłam utworowi przejąć nade mną kontrolę. Melodia kołysała moimi ramionami, tekst rozlewał się po ciele, a niskie basy wybijały rytm sercu.

* * *

         Dojechawszy na parking, wysiadłam, zabierając ze sobą swój zestaw pościeli. Do moich nozdrzy dotarł specyficzny, nieco mocniejszy zapach. Było to coś na wzór wody kolońskiej, pomieszanej z miętą i drewnem. Rozejrzałam się na boki, jednak nikogo nie dojrzałam. Zmarszczyłam brwi, zaniepokojona.
Odwróciwszy się, mój wzrok natrafił na jeden, intrygujący punkt. Kilkanaście stóp ode mnie stał on. Zwrócony tyłem, szukał czegoś w kieszeniach bluzy. Był wysoki. Bardzo wysoki. Przy moim niskim wzroście sięgałabym mu zaledwie do ramion bądź i niżej.
Zamarłam, gdy po chwili odwrócił się w moją stronę. Czułam jak po moich plecach przebiegł dreszcz od samych palców stóp aż po czubek głowy. Stałam sparaliżowana, nie mogąc wykonać żadnego ruchu. Nawet nie wiedziałam, czy mrugałam. Był... przystojny. Wyglądało na to, że maska, którą nakładał w poprzednie dni, dzisiaj już mu nie była potrzebna. Mimo znacznej odległości, mogłam dostrzec większość elementów jego twarzy. Silnie zarysowane linie szczęki, widoczne kości policzkowe, ciemne oczy, pełne, lekko różowawe usta i te bujne, czarne loki, Chryste...
Przełknęłam ślinę, wciąż nie będąc w stanie się ruszyć nawet o milimetr. Czy ja jeszcze żyłam? Może to był tylko sen i zaraz miałam usłyszeć dźwięk budzika?
    - Laken? - od kiedy mój budzik brzmiał jak mój sąsiad? - Halo, Laken? - z transu wybudził mnie głos Petera. Odwróciłam się i ujrzałam jego postać. - Wszystko w porządku? Co się stało? - nie odpowiadając, odwróciłam się z powrotem w stronę szatyna, jednak ślad po nim zniknął doszczętnie. Tak jakby przed chwilą wcale tu nie stał, mrożąc mnie swoim przeszywającym wzrokiem.
    - Co ty tu robisz? - nie miałam pojęcia, co się działo.
Czy ja śniłam?
    - Piłaś coś? Wyglądasz jakbyś ujrzała trupa - patrząc na całą sytuacje, nie było to dalekie od prawdy. - Halo? - zaczął machać mi dłonią przed twarzą. - Ziemia do Laken.
    - Ja... Widziałeś go? - wyglądało na to, że bawiła go cała ta sytuacja.
    - Kogo? - zapytał, a ja uniosłam jedną brew i skrzyżowałam ręce na piersiach.
    - Peter, nie udawaj, proszę. Wiesz, że on tam stał sekundę temu, nie rób ze mnie wariatki - albo był dobrym aktorem, albo naprawdę nie miał za cholerę pojęcia o czym mówiłam. - Boże, ty nie żartujesz - zakryłam usta ręką. - Ten chłopak... Stał tam! Najpierw czegoś szukał, a później odwrócił się i... - nie kontynuowałam, widząc konsternację na twarzy Petera. Westchnęłam. - Nie ważne, co tutaj robisz?
    - Wróciłem właśnie z pracy i zobaczyłem, że też przyjechałaś.
    - Tak, byłam na zakupach, a teraz pewnym krokiem podążę do swojej posiadłości, jeśli pozwolisz - uśmiechnęłam się figlarnie, unosząc jedną z brwi.
    - Panie przodem - odwzajemnił uśmiech, wskazał gestem drzwi i mnie przepuścił. - Pościel w kotki? Poważnie? - spojrzał na mnie rozbawionym wzrokiem
    - Była na przecenie - zaśmiałam się pod nosem
    - A mówią, że u każdego przychodzi czas żeby dojrzeć. Ciebie to chyba ominie - posłał mi znaczące spojrzenie.
    Pożegnałam się z nim na odchodnym i dalej szłam już sama. Pokonywałam kolejne stopnie, gdy usłyszałam przytłumiony głos kobiety:
    - Jeszcze raz mnie dotkniesz i zacznę krzyczeć. Przestań! - zbliżyłam się powoli w jej kierunku, by wyraźniej usłyszeć kolejne słowa. - Człowieku, puszczaj mnie! Kim ty w ogóle jesteś!? - kiedy głos był już wystarczająco wyrazisty, wychyliłam się delikatnie zza rogu i poczułam zbierającą się żółć w gardle, gdy go ujrzałam. Silas. Pieprzony Silas.
    - Lake, proszę Cię, to był błąd. Tęsknie za tobą, daj mi jeszcze jedną szansę - zabełkotał Silas ze łzami w oczach. Ciężko było nie dostrzec w jakim był stanie, pieprzony pijak.
    - Ja nie jestem żadną Lake! Puść mnie, bo zadzwonię na policję! - chłopak oderwał się powoli od kobiety i spojrzał na nią nieobecnym wzrokiem. Cholera, jest w chuj zalany. Potrząsnął głową, jakby dopiero w tej chwili zdał sobie sprawę, że dziewczyna, którą obejmował, była mu obca. - Już? Skończyłeś? Tam chyba jest osoba, której szukasz - wskazała palcem w moim kierunku, a mnie przeszedł dreszcz, gdy ten obrzucił mnie pijanym wzrokiem. Na jego twarzy malowało się zadowolenie. Wielkie dzięki, P r o s z ę  P a n i.
    - Laken! Tutaj jesteś, chodź się przytulić - pobiegł w moją stronę chwiejnym krokiem. - Tak bardzo się za tobą stęskniłem... - objął mnie w pasie. Jego kolana odmówiły mu posłuszeństwa. Ugiąwszy się, ześlizgnął się na podłogę, przytulając się do moich nóg. Spojrzałam na niego sceptycznie, unosząc brew. - Wybacz mi, proszę, byłem głupi... Nie chcia... - nie dałam mu dokończyć.
    - Pieprz się - wycedziłam przez zęby, oderwałam się od jego uścisku i zmierzyłam w stronę mieszkania.
    - Laken, błagam cię, daj mi wyjaśnić wszys...
    - Co ty chcesz wyjaśniać, co? Rzuciłeś mnie, bo byłeś święcie przekonany, że cię zdradziłam - stanęłam przed drzwiami do swojego apartamentu. - Idź sobie - powiedziałam już nieco ciszej. Po tych słowach jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił, a ja poczułam, jak ze strachu uginają się pode mną kolana, szlag.
    - Przejechałem pierdolone 1000 mil tylko po to, by się dowiedzieć, że nie chcesz wysłuchać ani jednego jebanego słowa wyjaśnień!? - podniósł głos, przeszywając mnie o dreszcze. Nienawidziłam, gdy się denerwował. - I co teraz, co? - uniósł brew, powoli się do mnie zbliżając, przełknęłam ślinę.
    - Skończyłam z tobą, było minęło, powiedziałeś, co powiedziałeś. Koniec, kropka. Żegnam! - zatrzasnęłam przed nim drzwi i pomaszerowałam w stronę swojej sypialni. Co on sobie do cholery myślał!? I, co najważniejsze: skąd on wiedział, gdzie ja mieszkam?
    - Chyba coś się Ciebie, kurwa, zapytałem - wzdrygnęłam się, słysząc otwieranie drzwi do mojego mieszkania. - Myślisz, że jesteś taka zajebista, co? - powoli zwróciłam się w jego kierunku. Boże, proszę, nie znowu... - Chcesz żeby ludzie się tobie kłaniali? Traktowali cię jak księżniczkę? - pogarda i jad w jego głosie miażdżyły mi uszy. - Nie ze mną takie numery, suko - ostatnie słowo rozbrzmiało mi w uszach, przywracając bolesne wspomnienia.
    - Silas, odsuń się - nic nie robiąc sobie z moich słów, podszedł bliżej. - Odsuń się w tej chwili. Jesteś pijany.
    - Słuszne spostrzeżenie. Idziemy na balkon - rozkazał bardziej niż zaproponował, a ja byłam zbyt roztrzęsiona, by odmówić.
    Otworzył drzwi balkonowe i wszedł jako pierwszy. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie zatrzasnąć drzwi, i zamknąć go samego na tarasie, ale wybiłam sobie ten pomysł z głowy. Co by to dało?
    - Daj fajkę - wyciągnął ku mnie rękę, a ja, jak w zegarku, posłusznie mu ją podałam. - Chodź bliżej - po jego głosie zauważyłam, że większość procentów zdążyła już zniknąć z jego organizmu.
    Podeszłam nieco bliżej, ale Silas ponaglił mnie, tym samym pokazując, że odległość między nami wciąż go nie satysfakcjonowała.
    - Czego ty ode mnie chcesz? - wycedziłam
    - Kochanie, zadajesz zbyt dużo pytań, głowa mi pęka. Nie odzywaj się, a sprawisz mi tym więcej przyjemności, niż ci się wydaje - kutas.
    - A kto powiedział, że chcę Ci w ogóle sprawiać przyjemność, hm? - ryzykowałam, ale szczerze mówiąc, miałam to gdzieś - Skąd masz mój adres? - dopytałam, na co chłopak parsknął.
    - A jak Ci się zdaje? Twoja mama mnie uwielbia - wyszczerzył się, a moje ciało pokryło się gęsią skórką.
    Z nią porozmawiam później.
    Przypomniałam sobie o jednej rzeczy. Proszę, bądź w domu... Spojrzałam ostrożnie w kierunku mieszkania szatyna. Na moje szczęście, stał właśnie na swoim balkonie. Skrzyżowaliśmy spojrzenia. Patrzył się centralnie w moim kierunku, obserwując spokojnie sytuację. W brzuchu ponownie pojawił się uścisk. Przełknęłam ślinę, a po chwili poczułam, jak dłoń Silasa zaciska się na moim nadgarstku. Nim zdążyłam się obrócić się w jego stronę, dostrzegłam napinające się mięśnie nieznajomego chłopaka z naprzeciwka.
    - Patrz się na mnie jak do ciebie mówię! - przełknęłam rosnącą gulę i spojrzałam na twarz Silasa. Był wkurwiony. Przyciągnął mnie do siebie, mocniej zaciskając dłoń na moim nadgarstku. - Albo do mnie wrócisz, albo twoja matka straci to, na czym jej tak bardzo zależy - sparaliżowało mnie na te słowa, przymknęłam powieki, nie będąc w stanie spojrzeć na niego ponownie i poczułam, jak nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Jego śmierdzący oddech owiewał moją twarz, pozostawiając na niej ślady sumienia. Silas miał już zacząć kolejne zdanie, ale nim słowa opuściły jego usta, poczułam jak momentalnie oderwał się od mojego ciała. Otworzywszy oczy, ujrzałam chłopaka na ziemi, wijącego się z bólu. Na jego twarzy dostrzegłam smugę krwi.
    - Wszystko w porządku, Lake? - usłyszałam ten znajomy głos i mimowolnie się wyluzowałam. Sprawcą tego całego zajścia był Peter. - Jesteś ranna? - spojrzał na mnie z troską i podszedł bliżej, analizując lekką opuchliznę na moim nadgarstku.
    - Nic mi nie jest, ale ty chyba nie możesz powiedzieć tego samego - odparłam, wskazując głową na jego zakrwawioną dłoń
    - To nic takiego - uśmiechnął się pokrzepiająco, jednak jego uśmiech zniknął, gdy przypomniał sobie o chłopaku, leżącym na podłodze. - Kto to?
    - Silas, mój były chłopak... Postanowił przelecieć pół Ziemii do mnie, bym mu wybaczyła... - wzruszyłam ramionami. - I tak to się właśnie skończyło.

* * *

         Leżałam na swoim łóżku ze słuchawkami na uszach, słuchając I wanna be yours zespołu „Arctic Monkeys". Przyjemne dreszcze przeleciały przez moje ciało po pierwszych słowach piosenki.
    Tak, to był zdecydowanie jeden z tych utworów, które nigdy się nie nudziły, choćbyśmy mieli go słuchać w kółko i w kółko. Gdy wleciał refren, poczułam wzbierającą się w moim gardle gulę, a łzy zaczęły grawerować ścieżkę po moich polikach. Była godzina 2 w nocy, a ja jak głupia ciągle myślałam o wcześniejszych zdarzeniach. Skąd Peter wiedział, gdzie wtedy byłam? Skąd wiedział, że odwiedził mnie Silas?
    - Nie będę siedzieć i ryczeć - powiedziałam na głos i pomaszerowałam do łazienki.
    Odkręciłam kurek i pozwoliłam strumieniowi wody wypełnić pojemność porcelanowej wanny. Odpaliłam świeczki i zgasiłam światło w toalecie, właśnie tego w tej chwili potrzebuję, pomyślałam.
    Przyjemne ciepło opatuliło każdy skrawek mojej skóry. Tęskniłam za tym uczuciem.
    Kiedyś wielokrotnie, a nawet każdego dnia, urządzałam sobie tego typu spa. Włączałam muzykę i odpływałam daleko, pozwalając swoim emocjom dać upust. Teraz? Teraz robiłam to znacznie rzadziej, praktycznie wcale. Może dlatego, że po czasie przestało to na mnie działać.
    Gdy skończyłam kąpiel, poczułam zadowalającą świeżość. Zmyłam cały brud z dłoni Silasa, mimo że wciąż czułam na sobie jego dotyk. Wiele emocji i myśli uszło ze mnie podczas mycia, jednak wiele innych wciąż wracało i ciążyło na głowie.
    Przez chwilę zastanawiałam się nad swoim kolejnym krokiem, ale Bóg wie, że ja nie odpuszczałam, pieprzyć to.
    I w ten oto sposób znalazłam się przed drzwiami mieszkania Petera. Gdy wychodził po zajściu z Silasem, zapytałam się z ciekawości o numer jego apartamentu: „Piętro niżej, numer szesnaście, tam mnie znajdziesz w potrzebie.". Nie byłam pewna czy nie spał, ale mogłam śmiało nazwać to najście „potrzebą". Jeśli miałabym nie uzyskać odpowiedzi na chociaż dwa pytania, nie byłabym już w stanie spać spokojnie.
    W korytarzu rozległo się pukanie do drzwi. Czekałam dziesięć sekund... piętnaście, trzydzieści... I kiedy już stawiałam krok by odejść, usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza. Peter otworzył delikatnie drzwi. Był totalnie zaspany.
    Blond włosy miał doszczętnie poplątane, a na nogi nałożył kapcie kaczki. Uśmiechnęłam się na ten widok. Kto by pomyślał, że jeszcze kilka godzin wcześniej ten sam chłopak, ubrany w tym momencie w kapcie w kaczki, uratował mi skórę przed pijanym byłym?
    Chłopak przetarł lekko zaspane oczy i zapytał:
    - Laken? Wiesz która jest godzina? Dlaczego jeszcze nie śpisz? - uniósł lekko brew z dezorientacji
    - Jestem w potrzebie - uśmiechnęłam się krucho. - A teraz, odpowiedz mi na następujące pytania: Skąd wiedziałeś o tym, żeby przyjść do mnie akurat w momencie wizyty Silasa? I dlaczego mi pomagasz? - po jego minie byłam w stanie stwierdzić, że nie miał zamiaru ukrywać przede mną więcej sekretów. Uśmiechając się pokrzepiająco, z wciąż zaspaną buzią, powiedział:
    - Zapraszam do środka - i wpuścił mnie do swojego mieszkania, zamykając za mną drzwi.







ahhh, tym razem zadziało się nieco wiecej niż w poprzednich rozdziałach, co? a to dopiero początek...

WAŻNE INFO!
rozdziały będę wstawiała co trzy dni, o godzinie 21:00, dlatego też kolejna część wyjdzie w sobotę, dziękuję za wyrozumiałość ☺️💗

under your mask (corpse husband)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz