deep end

49 4 15
                                    

Zbliżał się dzień koncertu zespołu Arctic Monkeys. Byłam podekscytowana jak dziecko, które miało zostać zabrane na wycieczkę po zoo. Mimo tego, jak relacja między mną, a mamą wyglądała w tamtym momencie, cieszyłam się, że pamietała chociaż o takim detalu. Pamietała, że podziwiałam ich twórczość i uwielbiałam uczucie towarzyszące wsłuchiwaniu się w każdy ich specyficzny tembr muzyki.
Stadion Snapdragon, na którym miało odbywać się całe wydarzenie, znajdował się niedaleko moich okolic, dzięki czemu nie musiałam martwić się staniem w korkach. W głowie miałam już cały plan swojego stroju, fryzury oraz makijażu.
    Uśmiechnęłam się mimochodem na wspomnienie wczorajszego wypadu do oceanarium.
Spędziliśmy we czwórkę wspaniały dzień. Moje oczy nie potrafiły się nacieszyć widokiem akwariów pełnych różnorodnych gatunków ryb. „Ej zobaczcie! Nemo! A gdzie Twoja Dory?" Zaśmiałam się pod nosem z komentarza Steve'a, gdy zobaczył błazenka.
Najbardziej jednak przykuł moją uwagę ogromny tunel.
    Przechodząc przez niego, patrzyłam w górę, jak żółwie, meduzy i inne morskie stworzenia przepływały powoli nad moją głową.
    Steve opowiadał, że podobno raz na jakiś czas były robione specjalne występy, na których pojawiała się syrena i machała przyjaźnie odwiedzającym. Uśmiechnęłam się. No bo kto nie chciał kiedyś być syreną? Jeśli ty nie, to nie znasz się na marzeniach.

* * *

Byłam w drodze do auta razem z mamą, gdy czarna postać śmignęła mi przed twarzą. Odwróciłam się, zauważając znajomą sylwetkę pewnego wysokiego szatyna. Zatrzymałam się, prosząc mamę, by wsiadła do auta.
Poszłam w kierunku chłopaka, który najwidoczniej mnie nie zauważył lub c h c i a ł mnie nie zauważyć.
- Hej - odchrząknęłam - Hej, Randall. - Chłopak wzdrygnął się na dźwięk mojego głosu, przystając w miejscu. Nie odwrócił się, ani nie odpowiedział. Zmarszczyłam brwi. Ignoruje mnie? Podjęłam kolejną próbę - Czy coś się stało? - zapytałam tym razem nieco głośniej, by upewnić się, że usłyszał każde słowo.
Nadal odwrócony ode mnie, obrócił delikatnie głowę w lewo, dzięki czemu dostrzegłam jego loki wystające z kaptura na jego głowie. Po chwili powoli zaczął obracać się w moim kierunku, a mnie przeszedł dziwny dreszcz.
Wydaje mi się, czy zrobiło się jakoś chłodniej?
Na twarzy miał tę samą maskę, która okalała jego buzię tego dnia, gdy pierwszy raz go ujrzałam. Była czarna, z fioletowymi fragmentami szczęki potwora. Prezentowała się na chłopaku dosyć złowieszczo, dopełniając jego już mroczną aurę.
Coś mi w nim nie pasowało.
Zeskanowałam jego twarz, zatrzymując się na oczach. Były... puste, zmęczone. Pod nimi uformowały się ciemne worki, które świadczyły o jego wyczerpaniu.
Kurcze, co się wydarzyło przez ten jeden dzień?
Randall postawił jeden powolny krok w moją stronę, a zaraz za nim trzy kolejne. Znajdował się teraz tak blisko mnie, że czubki naszych butów się stykały. Czułam jego zapach otulający całe moje ciało, przez co zapragnęłam poczuć jego bliskość, dotyk. Jego oczy, mimo że puste i chłodne, elektryzowały mój organizm, gdy tak intensywnie się we mnie wpatrywał. Ciemność jego spojrzenia pobudzała i wyostrzała wszystkie moje zmysły.
Zbliżył swoją twarz w kierunku mojego ucha, delikatnie musnął maską małżowinę uszną, szepcząc słowa, które zamgliły moje pole widzenia:
- Ostrzegałem Cię, Laken. Miałaś się trzymać ode mnie z daleka. Jak wpadniesz, nie będzie już wyjścia, a ja pociągnę Cię na samo dno - przerwał, po chwili kontynuował równie wolno: - Jestem destrukcyjny. Niszczę wszystko i wszystkich, co stanie na mojej drodze. Czyżby żadna z osób Ci tego jeszcze nie uświadomiła, Laken? - Odsunął twarz, tym razem przekierowując ją przed moją. Zatrzymał się dziesięć centymetrów przede mną. Jego oczy pociemniały jeszcze bardziej, a worki pod oczami uwydatniły się mocniej. Wzdrygnęłam się, gdy wyciągając rękę, musnął mnie nią delikatnie po policzku, śledząc wzrokiem swoje poczynania. Jego wzrok złagodniał - Jesteś tak krucha. Wystarczy, że lekko Cię musnę, a Twoje ciało od razu na mnie reaguje. - Z powrotem przywdział surowy wyraz twarzy, opuszczając rękę. Cofnął się, zabierając całe ciepło, a ja poczułam powiew zimna na ramionach. Moją skórę ponownie pokryły dreszcze - Nie zbliżaj się do mnie. Inaczej Cię zniszczę.

* * *

         Krople deszczu powoli ślizgały się po szybie, ścigając się wzajemnie, która pierwsza dotrze do mety. Na zewnątrz księżyc błyszczał, odbijając swoje światło od kałuży uformowanej na kafelkach mojego balkonu. Cisza okrywała moje ciało niczym ciepły, bawełniany kocyk. Nawet zegar zdawał się ucichnąć, ucinając sobie drzemkę od ciągłego tykania.
Świat spał.
Spowolnił.
Całe otoczenie zdawało się zwolnione, przytłumione, jak za mgłą.
Przymknęłam oczy, wsłuchując się w dźwięk deszczu uderzającego o okna. Mocniej otuliłam kolana ramionami, oparłszy głowę o szybę balkonu. Moje myśli jakby zamilkły, uspokoiły się, pozwoliły mi w spokoju siedzieć i oddychać, nawet jeżeli miało to trwać tylko chwilę.
    Otworzyłam oczy, a wspomnienia sprzed kilku godzin powróciły. Jego dłoń muskająca czule mój policzek. Bliskość jego ciała. Świdrujące oczy i...
    Te brzydkie słowa wypływające z jego pełnych, delikatnych, zakrytych maską warg.
Spięłam się, przypominając sobie chłód, jakim mnie obdarował.
Jak on mógł tak bez żadnego powodu zbliżyć się do mnie, dać mi ciepło, a w następnej chwili kazać mi się zwyczajnie odpierdolić i odsunął się, przywracając ten piekielny, bolesny chłód?
    Spojrzałam instynktownie w kierunku mieszkania chłopaka. Serce mi się ścisnęło, widząc jego postać stojącą na balkonie w przemoczonej bluzie. Ramiona skrzyżowane, opierały się na barierce. Głowę trzymał zwieszoną w dół, a z jego włosów skapywały ledwo widocznie krople wody.
    Przełknęłam ślinę, wpatrując się w obraz malujący się przed moją twarzą. Księżyc, przebijający się przez gęste chmury, lawina deszczu spadająca w błyskawicznym tempie i... on, opierający się o tę przeklętą barierkę, jakby nic w życiu dla niego nie miało znaczenia.
Na ten widok poczułam pieczenie pod powiekami, a w gardle urosła mi gula, której nie potrafiłam przełknąć.
Miałam ochotę wstać, pobiec do niego i obdarzyć go najcieplejszym objęciem, jakiego kiedykolwiek zaznał.
    Ale... jego słowa wciąż bolały.

* * *

         - Laken! Spóźnisz się zaraz do pracy! - ze snu wyrwał mnie głos matki zza ściany. Rany, która to godzina?
Wyciągnęłam się i po omacku szukałam dłonią telefonu na szafce nocnej, 7:19.
    - Mam jeszcze co najmniej pół godziny snu! - odkrzyknęłam ze złością i odłożywszy telefon, ułożyłam się z powrotem i nakryłam się kołdrą aż po sam czubek nosa.
Usłyszałam kroki, a po chwili drzwi do mojego pokoju się otworzyły. Udawałam, że śpię.
    - Laken... Ile ty masz lat? Sześć? - wzdychnęła, po chwili dodając: - W porządku, powiem Twojemu gościowi, żeby sam tu przyszedł i zobaczył Cię w takiej postaci - na jej słowa od razu otworzyłam oczy i nagle pełna energii wstałam.
    - Nie! Nieee, nie ma takiej potrzeby. Nie śpię. Nie śpię przecież! - zaśmiała się pod nosem i wyszła z pokoju zamykając drzwi. Od razu pognałam do toaletki, by spróbować ogarnąć chociaż swoje skołtunione włosy.
Dobra, kto mógłby zjawiać się u mnie o tak wczesnej porze? Peter? W sumie mieszkał blisko. A może... nie. Na myśl, że mógłby to być Randall, zatrzymałam w połowie drogi rękę, którą czesałam poplątane kłaki. A... jeśli? Nie miało to sensu, nie zjawiałby się u mnie dzień po tym, jak kazał mi się do siebie nie zbliżać. Że też nie spytałam mamy, jak wyglądał ten „gość".
Chociaż, gdyby był to Randall, mama nie przychodziłaby do mnie uśmiechnięta, a raczej zdołowana.
    Cóż, chłopak nie miał zbyt przyjaznej aury...
    W miarę ogarnięta, otworzyłam w końcu drzwi
i... zastałam tylko swoją mamę. Widząc moją konsternację, uśmiechnęła się.
- Już poszedł, ale zostawił dla Ciebie to - wskazała jakiś punkt na rogu kanapy. Podążyłam wzrokiem za jej palcem i zmarszczyłam brwi. Podeszłam bliżej i już wiedziałam co to było. Serce ścisnęło mi się mocniej, a ja poczułam, jak radość jeszcze sprzed dziesięciu sekund opuściła moje ciało...









cześć drodzy czytelnicy!
przysięgam, że kolejny rozdział, który czeka sobie spokojnie na kolejny piątek podbudzi znacznie bardziej Wasze emocje i wyrwie Was z kapci.
trzymajcie się ciepło i pamiętajcie, że czytacie każdy rozdział mojej książki ❤️‍🩹
mam nadzieję, że kiedyś uda nam się zbudować dużą rodzinkę, buziaki

zuza 🩵

under your mask (corpse husband)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz