addict

117 10 2
                                    

- Panie Boże, obiecuję, że pójdę za to do spowiedzi - złożyłam przysięgę pod nosem, wzięłam głęboki wdech i ruszyłam w kierunku Randalla.
Chłopak wciąż stał przed drzwiami swojego bloku, szukając własnych kluczy do mieszkania. Był zwrócony tyłem do mnie, więc nie mógł zauważyć, jak idę w jego stronę.
    Los nigdy się do mnie nie uśmiechał, zawsze podkładał mi kłody pod nogi, śmiejąc się z mojej bezmyślności. A teraz ta bezmyślność doprowadziła mnie do miejsca, w którym to stoję za tajemniczym chłopakiem, który zwiastował same problemy.
    - Randall. - cicho zwróciłam się do niego, widząc jego wzdrygnięcie na dźwięk mojego głosu. Odwrócił się powoli, analizując powód mojej obecności.
Był cały mokry, włącznie z jego lokami. Krople wody skapywały z włosów na jego buzię, torując sobie drogę do brody, skąd kropelkami spadały dobrowolnie na beton. Wyglądał niewinnie, ale i atrakcyjnie, a ja natychmiast zaczęłam żałować tego pomysłu. Ponaglił mnie wzrokiem, oczekując na wyjaśnienia.
- Nie mam kluczy do domu - odchrząknęłam, unikając kontaktu wzrokowego. Przeszły mnie dreszcze, gdy wiatr zawiał nieco mocniej, a na skórze moich ramion pojawiła się gęsia skórka
    - To jak ty zamknęłaś swoje mieszkanie? - zauważył Randall, a ja zdałam sobie sprawę jak głupio to brzmi
    - Mama do mnie przyjechała. - przewróciłam oczami na te słowa. - Jak wychodziłam z domu, nie brałam kluczy, a matki nie ma w domu i nie będzie do późna. Telefon mi się rozładował - odpowiedziałam pospiesznie, pokazując brak baterii w telefonie zanim chłopak zdążył coś powiedzieć
- No tak, więc nie masz jak zadzwonić. - zrozumiał, a ja potaknęłam głową. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w swoje ślepia, czekając na dalszy ciąg wydarzeń. Tak bardzo głupio się czułam, prosząc go o pomoc. Chciałam jakoś uniknąć prośby o chwilowe zapewnienie lokalu, więc czekałam aż sam to zaproponuje. Niestety los ponownie postanowił ze mnie trochę poszydzić, a chłopak nie odezwał się słowem, wyczekując moich słów. Kąciki jego ust delikatnie się unosiły, chłopak wiedział, co zaraz wyjdzie z moich ust
- No więc... - przeciągałam jak mogłam, ale zimno, które opatulało moje ciało, zmuszało mnie do wzięcia się w garść. - Mogłabym na jakiś czas wejść do twojego mieszkania, póki moja matka nie wróci? - złapałam się dwoma palcami za nasadę nosa i spojrzałam skrzywiona, ze skruchą na chłopaka, którego jak widać bawiła cała ta sytuacja
- No dalej, powiedz to słowo - prowokował z zadziornym uśmiechem
- O nie, nie nie. I tak już schowałam swoją dumę do kieszeni. Wpuść mnie i po sprawie. Ty zrobisz coś dobrego, a ja uniknę przeziębienia. - uformowałam usta w sztucznym, szerokim uśmiechu, próbując namówić chłopaka bez konieczności wypowiedzenia znienawidzonego słowa. Randall nie ustępował i wciąż czekał na upadek resztek mojej dumy, zakładając ręce po obu stronach bioder. Już go za to nienawidziłam.
    Oblizał wargi, a ja, śledząc wzrokiem jego poczynania, wydusiłam wreszcie - Proszę...
    Chłopak, pełen ogromnej satysfakcji, uniósłszy lewy kącik ust, zbliżył się do mojego ucha i szepnął:
- Gratulacje, było aż tak ciężko? - poczułam powiew jego oddechu na płatku ucha i części szyi, a ciarki po raz kolejny zawitały na mojej skórze. Przełknęłam ciężko ślinę, czując jego zapach.
Odsunął się i otworzywszy drzwi bloku, wpuścił mnie do środka. Wnętrze wyglądało identycznie jak moje. Ściany miały ten sam, biały kolor, na prawo i na lewo znajdowały się mieszkania sąsiadów, przed nami była szara, nowoczesna winda, a obok niej białe, jak ściany schody. Doskonale wiedziałam, że jego mieszkanie znajdowało się na trzecim piętrze, jak moje.
- Windą czy schodami? - wskazał palcem
- Schodami - odpowiedziałam bez zastanowienia, odwracając wzrok na traumatyczne wspomnienie związane z windą.
Chłopak zamyślił się na chwilę, ale nie drążył tematu.
Stanęliśmy przed jego mieszkaniem, nie patrząc się na siebie. Byliśmy cali przemoknięci i zmarznięci. Na jego drzwiach przytwierdzony był numer „19", na co mimowolnie się uśmiechnęłam. Uwielbiałam te liczbę.
    Randall przekręcił zamek i otworzył mieszkanie. Weszłam jako pierwsza i zaczęłam rozglądać się wkoło, oglądając wystrój, w jakim się urządził.
    Salon był całkiem mały, ale zaopatrzony w najpotrzebniejsze rzeczy: czarny, nowoczesny telewizor powieszony na ścianie, a przed nim długa kanapa, mieszcząca śmiało cztery osoby. Okna miał zasłoniete granatowymi zasłonami, a obok nich znajdowała się wysoka, czarna lampa i tego samego koloru ściany. W całym pomieszczeniu dominowały ciemne kolory. Mieszkanie pachniało świeżym drewnem, połączonym nutą wody kolońskiej chłopaka.
    Na lewo od salonu mieściła się już nieco większa kuchnia z postawionym białym blatem po środku, przy którym ustawione były obrotowe krzesełka. Do ścian przylegały szafki na naczynia i garnki, natomiast pod nimi wisiały różne drewniane łyżki, mieszadełka i chochle.
    Niby mieszkanie nie różniło się niczym od innych, ale miało ono w sobie coś, co mi się spodobało i wywoływało we mnie przyjemne uczucie.
    Na przeciwko, natomiast, znajdował się mini korytarz prowadzący, jak mniemałam, do łazienki i jego własnego pokoju.
W międzyczasie, gdy ja rozglądałam się po jego królestwie, Randall zapalił światło i pomaszerował w kierunku mini korytarza, za którym zniknął. Pozostałam na kilku minut sama, wdychając przyjemny zapach jego domostwa. Nad telewizorem dojrzałam zegar, który wskazywał na godzinę 19:39, zwiastując tym samym, że jeszcze trochę u niego posiedzę, zanim moja mama wróci do domu.
    Minęło kilka minut, gdy wrócił przebrany w czarny t-shirt i tego samego koloru dresy, a na nogi włożył kudłate kapcie, w których wyglądał komicznie. Przez ten widok, niemalże nie zauważyłam ubrań, które trzymał w prawej dłoni.
- Przebierz się. - rzucił krótko i podał mi swoje świeże ubrania. - Łazienka jest na lewo za korytarzem. - poinstruował mnie i poszedł do kuchni.
    Podziękowałam mu w myślach i ruszyłam do łazienki. Zakluczyłam drzwi i odwróciłam się przodem do pomieszczenia. Byłam zaskoczona, nie mogąc znaleźć ani jednego lustra, skąd ja miałam teraz wiedzieć, jak w ogóle wyglądałam? Może miałam jakąś muchę przyklejoną do czoła, albo co gorzej jakiegoś szerszenia we włosach? Jednak bardziej niż to, zastanawiał mnie sam fakt, że chłopak faktycznie nie posiadał lustra w łazience. Dlaczego?
    Nie myśląc już więcej, zwróciłam uwagę na śliczną łazienkę. Posiadała ona szklany prysznic oraz porcelanową wannę po drugiej stronie, a na lewo od prysznica znajdowała się czarna toaleta. Ściany były czarno-białe, dodając pomieszczeniu nieco pikanterii.
    Zdjęłam z siebie mokre ubrania i rozwiesiłam je na kaloryferze. Gdy wyzbyłam się już całkowicie stroju, zaczęłam nakładać koszulkę chłopaka. Serce zatrzymało mi się, gdy do moich nozdrzy dotarł zapach Randalla. Mimowolnie zaczęłam wciągać materiał bluzki nosem.
    Ogarnąwszy swoje galopujące myśli, nałożyłam dresy szatyna, śmiejąc się przy tym z tego, jak dużo za duże na mnie były, zresztą tak samo jak t-shirt.
    Gotowa do wyjścia, przejechałam ostatni raz palcami po wciąż wilgotnych włosach, usiłując doprowadzić się do ładu.
    Wychodząc z pomieszczenia, dotarł do mnie zapach owocowej kaszy mannej na mleku. Uśmiechnęłam się, dopiero zdając sobie sprawę z tego, jak głodna byłam. Wstąpiłam do salonu i dostrzegłam chłopaka majsterkującego przy jedzeniu w kuchni.
- Mam nadzieję, że lubisz kaszę manną i banany, a jeżeli nie to i tak będziesz zmuszona to zjeść - odezwał się, nie odwróciwszy się w moją stronę, a ja, nie myśląc, zadałam korcące mnie pytanie:
- Czemu nie masz luster w łazience? - od razu pożałowałam swoich słów, widząc, jak plecy chłopaka natychmiastowo się napięły. Odchrząkując, zmieniłam temat. - Lubię kaszę, banany w sumie też brzmią w porządku
- Dobrze - odpowiedział tylko, rozluźniając się
- Pomóc ci? - podchodząc, zapytałam. - Może i nie umiem gotować, ale...
- Sztućce są w pierwszej szufladzie na lewo od zlewu, a miski w szafce nad tobą. Miski postaw obok mnie, a łyżki zanieś do salonu i połóż na stoliku przy kanapach - wtrącił poważnie, wytrąciwszy mnie tym samym z równowagi, nie szczycąc mnie ani jednym spojrzeniem.
    Posłusznie wyciągnęłam dwie łyżki i miski i ułożyłam tak, jak rozkazał. Zdziwiła mnie jego reakcja na zadane poprzednio pytanie. Po nim stał się oschły i nieprzyjemny, powodując tym samym mętlik w mojej głowie. Najwidoczniej lustra nie należały do jego przyjaciół, skoro zareagował na to pytanie w ten, a nie inny sposób. A może to ja wyobrażałam sobie znowu zbyt wiele? Może po prostu nie lubił luster, bo psuły mu wygląd łazienki i ogólnego wystroju, kiedy tymczasem ja główkowałam nad drugim dnem?
    Zamyślona na kanapie, nie zauważyłam, gdy ten postawił miski na stoliku i zasiadł obok mnie, sięgając po pilot do telewizora.
- Dzięki - odparłam bez emocji, kosztując monstrum, które upichcił chłopak. Uśmiechnęłam się odruchowo, gdy spróbowałam pierwszą łyżkę kaszy, czując ciepło rozlewające się po moich żołądku. Randall miał talent.
- Kurcze, to jest serio dobre - przyznałam, kierując spojrzenie na chłopaka, który wciąż wybierał kanały, finalnie decydując się na Netflixa. Kącik jego ust delikatnie drgnął na moje słowa.
- To dobrze. Nie wiem co wybrać, jakie lubisz filmy? - zapytał, wciąż nie odwracając wzroku z telewizora. - Romanse? Komedie? A może...
- Horrory. - odpowiedziałam pewnie, wsadzając do buzi kolejną łyżkę kaszy. Randall westchnął ironicznie i wybrał kategorię „horrory", zastanawiając się nad wyborem filmu. Gdy tylko śmignął mi przed oczami tytuł tak dobrze mi znanego horroru, krzyknęłam: Stój! - na co chłopak delikatnie się wzdrygnął. - „Obecność", tego mi trzeba, włączaj. - Randall zaszczycił mnie spojrzeniem, odrzekłszy:
- Poważnie? Nie będziesz się bała? Słyszałem, że mrozi. - spojrzał na mnie sceptycznie, na co machnęłam ręką i kazałam włączyć. - Pijesz herbatę? - zapytał po chwili, gdy film się zaczął
- Czarną z mlekiem - odparłam, gotowa na odpowiedź
- Z czym? Z mlekiem? To nie może smakować dobrze - skrzywił się, patrząc na mnie jakbym postradała wszelkie zmysły
- Zdziwiłbyś się. - uśmiechnęłam się do telewizora, kończąc jeść. - Pokazać ci, jak się taką robi? - w odpowiedzi uzyskałam potaknięcie.
Randall zatrzymał film i ruszyliśmy razem w stronę kuchni.
- Daj dwa kubki, dwie saszetki czarnej herbaty, mleko i ewentualnie miód lub cukier. A najlepiej miód - poinstruowałam go tym razem ja, a chłopak spełnił moją prośbę, kładąc wszystko obok mnie.
    Wstawiłam wodę i włożyłam saszetki do kubków, w międzyczasie czując wzrok szatyna na swojej buzi. Miałam ochotę odwzajemnić spojrzenie, ale bałam się, że nie będę później w stanie go od niego oderwać.
    - Jaka jest historia tych kapci? - zapytałam zalewając herbaty wodą
    - Bardzo głęboka. - powiedział nazbyt sarkastycznie, starając się pozostać poważnym, na co parsknęłam rozbawiona. - Dostałem kiedyś od znajomego. - oznajmił tym razem na poważnie, tupiąc nogą w rytm słyszalnej tylko dla niego melodii
    - Czaję. - kiwnęłam głową ze zrozumieniem, tym samym tłumacząć mu łatwą instrukcję tworzenia herbaty z mlekiem, zwanej inaczej „bawarką". - Zalewasz herbatę gdzieś dotąd, dolewasz mleka, a na koniec dodajesz miód lub cukier, chociaż w sumie ilość wszystkiego zależy od osobistych preferencji. - podałam mu napój, a ten z spojrzał na mnie z nieufnością. - Pij, nie umrzesz.
    - Szkoda - odpowiedział sucho, uśmiechając się później diabelsko, ujrzawszy moją konsternację. Patrzyłam z zaciekawieniem, jak zbliża kubek w stronę swoich ust, wyczekując reakcji.
    - I? - zapytałam zniecierpliwiona, czekając na rozwój akcji, uzyskując jedynie szatański uśmiech, który był dopiero zapowiedzią moich przyszłych losów.







Rozpędzam się jak sonic. Wena mnie nie opuszcza, dzięki czemu macie zagwarantowane kolejne rozdziały, do zobaczenia niedługo, buziaki <3

under your mask (corpse husband)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz