the truth untold

106 10 2
                                    

         - Dupy nie urywa - na słowa chłopaka, rozdziawiłam usta
    - Zalewasz. To jest czysty napój Bogów! - skrzyżowałam ręce na piersiach, odziewając twarz w grymas niezadowolenia. - A dodałeś do niego w ogóle miodu lub cukru? - chłopak zamrugał kilka razy, odpowiadając:
    - Mogło się zdarzyć tak, że zapomniałem - wyjął z szuflady łyżeczkę i nałożył sobie trochę miodu i zaczął mieszać
    - Teraz spróbuj - ponagliłam go
    - No, teraz już lepiej, ale moja opinia wciąż pozostaje niezmienna - uśmiechnął się figlarnie, ukazując parę dołeczków, powodując tym samym szybsze uderzenia mojego serca
    - Nie znasz się i tyle - żachnęłam się, biorąc swój kubek i powróciłam na kanapę.
    Oglądaliśmy dalej film, popijając ciepłą herbatę. Randall kilka razy oblał się już wystygniętą herbatą przez nagły „jumpscare", klnąc przy tym pod nosem jak szewc.
    Ciężko było mi uwierzyć, że mogłam się aż tak dobrze bawić. Gdyby ktoś jeszcze w tamtym tygodniu powiedział mi, że będę siedzieć i oglądać horror z jakimś typem, co chodzi ciągle ubrany na czarno i wygląda nijak przyjaźnie, zaśmiałabym się tej osobie w twarz, klepiąc ją przy tym po plecach i zalecając wizytę u psychiatry. Jak widać, wszystko było na tym świecie względne.
    - Mów co chcesz, ale bawarkę wypiłeś do końca - wskazałam palcem na jego szklankę, unosząc prowokacyjnie brwi
    - Szkoda było wylewać. - zerknął na mnie, delikatnie się uśmiechając, powróciwszy do szukania następnego filmu.
    - A może Youtube? - zaproponowałam, przegryzając dolną wargę. - Daj pilot, ja coś wybiorę. - bez wahania podał mi pilot i pomaszerował do kuchni, by odnieść puste już kubki i miski. - Co by tu włączyć... - myślałam na głos, kalkulując w głowię listę piosenek, które byłyby adekwatne do odtworzenia
    - Włącz „Do it for me" od Rosenfeld - odezwał się Randall wypranym z emocji głosem, a ja sceptycznie uniosłam brew, słysząc słowa tytułowe. „Zrób to dla mnie" nie brzmi na niewinną, byle jaką piosenkę.
    Bez wahania wpisałam tytuł i wykonawcę i nacisnęłam przycisk „play", w tym samym czasie, gdy Randall rozsiadł się z powrotem obok mnie, stykając się ze mną nogami. Nie siedział aż tak blisko, jednak samą swoją obecnością powodował u mnie niezdolność skupienia się na czymkolwiek innym niż na nim. Dostrzegłam na jego twarzy ledwo zauważalny, szatański uśmieszek i już zapaliła się nade mną czerwona lampka.
    Przez moją skórę przeleciały elektryzujące dreszcze na pierwsze dzwięki pianina. Później był już tekst. Ale jaki tekst. Siedziałam, jak zaczarowana, wsłuchując się w każde słowo śpiewane przez wykonawcę, czując coraz szybsze bicie serca.
    Emocje, jakie wywoływał we mnie ten utwór były nie do opisania. Na słowa „You're all mine" zamarłam, starając się po sobie nie pokazywać, jaki impakt wywarła na mnie ta część.
    Może gdybym słuchała je sama, na słuchawkach, reagowałabym zupełnie inaczej, natomiast fakt, że podczas gdy wylewały się kolejno następne słowa, siedział tuż obok mnie pewien atrakcyjny, przyciągający uwagę szatyn, stresował mnie i wyprowadzał z równowagi na maksa. Nie wiedziałam, jak zareagować, więc siedziałam skamieniała, niezdolna do wykonania najmniejszego ruchu.
    Przełknęłam ciężko ślinę, słysząc „Get on your knees, beg me to stop..." i odważyłam się spojrzeć w stronę Randalla. Moje serce wykonało podwójnego fikołka, gdy obróciwszy się w jego kierunku, zauważyłam, że chłopak już od jakiegoś czasu świdruje moją postać swoim elektryzującym wzrokiem.
    Gdy tylko przyszła pora na refren, chłopak spojrzał wreszcie prosto w moje oczy, a mnie przeszedł już po raz setny tego dnia dreszcz, kiedy wyczułam w jego spojrzeniu ogień i nutę pożądania. Nie byłam pewna, czy emocje te były wywołane samym utworem, lecz nie zastanawiałam się nad tym zbyt długo.
    Chłopak oblizał swoją dolną wargę, lekko ją przy tym przegryzając, a ja niemalże poczułam, jak moje dawno zapadnięte w sen zimowy motyle w brzuchu, budzą się na to tak stare uczucie. Uczucie pożądania oraz desperacji.
    Czekałam, aż Randall wykona jakiś ruch. Zobaczyłam tylko, jak jego jabłko Adama wykonuje ruch w górę i w dół, dając mi tym samym do zrozumienia, że on też waha się, czy popchnąć sytuacje w jakimś kierunku. Zrób to, Laken, co masz do stracenia? Głosik w głowie ponownie się odezwał, karcąc mnie, bym wykonała jakikolwiek ruch.
    Piosenka dotarła do punktu kulminacyjnego, tym samym ponaglając mnie do zrobienia czegoś, czegokolwiek. Nie byłam pewna, czy był to przypadek, że akurat na słowach: „Say my name", Randall odezwał się jeszcze niższym niż w zwyczaju i zachrypniętym głosem:
- Laken. - uczucia, jakie towarzyszyły mi przy dźwięku mojego imienia w jego ustach, były nie do opisania. Tuż po wypowiedzeniu słowa, skierował wzrok na moje wargi, by później z powrotem powrócić do wwiercania dziury w moich oczach. Jego spojrzenie wciąż pozostało namiętne, jednak dostała się do niego również nuta niepewności. Nawet nie wiedziałam kiedy wstrzymałam oddech. - Przesuń się bliżej i zamknij oczy. - widząc moje zdziwienie i niepewność, dodał - Proszę.
    Gdy piosenka wciąż trwała, przybliżyłam się do chłopaka, pozostając z nim w odległości takiej, by między naszymi twarzami odległość liczyła nie więcej niż półtora metra.
    Bałam się zamknąć oczy, spodziewając się tego, co może zaraz po tym nastąpić.
- Zamknij - ponaglił mnie Randall, wciąż świdrując mnie swoimi czarnymi tęczówkami.
Jeszcze kilka sekund się zastanawiałam, ale finalnie przymknęłam powoli powieki, trzęsąc się wewnętrznie ze stresu i ekscytacji.
    Wciągnęłam powietrze, czując, jak materac ugina się pod ciężarem chłopaka, który prawdopodobnie zmienił nieco pozycję siedzenia.
    Zacisnęłam mocniej powieki, czując jego dłoń, wsuwającą się wzdłuż mojej szyi. Zimne jak lód pierścienie przyzdabiające jego palce naznaczały przenikające chłodem ślady na mojej skórze. Czułam na twarzy płytki, miętowy oddech chłopaka, gdy wahał się nad następnym krokiem.
    Po upływie może pięciu sekund, Randall delikatnie przeniósł swój kciuk z szyi pod moją brodę, unosząc ją lekko do góry. Cicho westchnęłam, gdy dotarł do mnie zapach jego wody kolońskiej, w momencie gdy zbliżył swoją buzię w moją stronę. Wstrzymałam oddech, gdy poczułam delikatnie jego wargi na swoich. Ciepło rozlało się na całym moim ciele. Pot pokrył moje ręce, a serce zabiło szybciej.
    Nie pocałował mnie, jednak nasze usta były na tyle blisko siebie, abym czuła ledwo odczuwalne muśnięcia. Wplótł swoje palce w moje włosy, lekko za nie ciągnąc. Wydałam z siebie cichy jęk, powodując cięższy oddech chłopaka. Żadne z nas nie potrafiło wykonać kolejnego kroku, wciąż muskaliśmy się wargami, płytko oddychając. Randall już miał złożyć pocałunek na moich ustach, gdy nagle... Puk puk!!!
    Oderwaliśmy się od siebie jak poparzeni, na dźwięk pukania. W tym samym czasie piosenka dobiegła wreszcie końca.
- Ja... Pójdę sprawdzić kto to - odchrząknął szatyn i wstał z trudem z kanapy w kierunku drzwi.
    Dotknęłam opuszkami palców swoich ust, upewniając się, że to co prawie zaszło między nami faktycznie miało miejsce. Co ja sobie myślałam? Poczułam natychmiastowy zawód samą sobą, pozwalając Randallowi się tak zbliżyć, mimo wielu ostrzeżeń Petera.
    Jak na zawołanie, wzdrygnęłam się usłyszawszy głos mojego sąsiada.
- Randall, hej, jesteś sam? - siedziałam zesztywniała na kanapie, próbując opanować emocje sprzed kilku sekund. - O, Laken? Co ty tu robisz? - zapytał nieco podnosząc głos, bym mogła go usłyszeć
- Peter! Heeeej! - obróciwszy się przodem do blondyna, przywitałam go nieco zbyt piskliwym i wesołym głosem niż zwykle. - Właśnie się zbierałam, coś się stało? - chłopak przeczesał włosy ręką, przegryzając w niepewności wargę
- Właściwie to nie. - urwał i od razu dodał. - Wszystko w porządku? Spałaś? Masz strasznie rozczochrane włosy - poczułam falę gorąca, rozlewającą się po moim organizmie, chcąc schować się pod ziemię. Spojrzałam w stronę Randalla, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Chłopak intensywnie spoglądał na mnie, nic się nie odzywając, szlag by to.
    - Nie! Tak! Tak, tak. - zająknęłam się, próbując sklecić jakieś sensowne zdanie z całej tej mieszaniny w mojej głowie. - Spałam i niedawno się obudziłam, bo - monolog przerwała mi nagle piosenka, włączywszy się automatycznie. Przegryzłam wargę, doskonale znając utwór. Nie zdziwiło mnie co prawda, że było to „Or nah" od SoMo, jednak Petera już tak. Uniósł wyżej brwi, nie rozumiejąc całej sytuacji. Randall również został wytrącony z równowagi, odrywając ode mnie wzrok i spojrzał na telewizor, przełykając ślinę. - Bo, usłyszałam twoje pukanie do drzwi.
    - Wciąż nie rozumiem, co tutaj robisz - skrzyżował ręce na piersiach, unosząc nieco głowę ku górze
    - Zaprosiłem ją do siebie. - wtrącił niespodziewanie Randall, ratując mnie od wytłumaczeń. - Była ulewa, a zauważyłem, że stała przed swoim domem zamiast wejść do środka - poważniejąc, pokiwałam głową, zgadzając się ze słowami chłopaka
- A klucze? Nie miałaś kluczy do domu? - zapytał, najwidoczniej nie wierząc szatynowi. Pokiwałam przecząco głową
- Nie, mama do mnie wpadła na kilka dni. Wyszła spotkać się z koleżanka tuż po tym, gdy ja opuściłam mieszkanie. Zanim poszłam, zapomniałam wziąć kluczy - wzruszyłam ramionami, układając usta w prostej lini
    - Rozumiem. Nie mogłaś do niej zadzwonić? - Peter złapał się palcami za podbródek
    - Rozładował mi się telefon - odpowiedziałam szczerze
    - Czemu w takim razie nie poszłaś wtedy do mnie? - oho, i tu mnie miał. Zaniemówiłam, myśląc nad odpowiedzią. Miał rację, mogłam po prostu pójść do niego, zamiast pchać się do mieszkania Randalla. Widząc moje zakłopotanie, pokiwał głową w geście zrozumienia, jednak dojrzałam w nim jakąś emocję, której nie byłam w stanie wyczytać. - A ubrania? To twoje? - wybił mnie z rytmu. Totalnie o tym zapomniałam! Spojrzałam w dół na ubrania Randalla i pospiesznie odpowiedziałam:
    - To Silasa - stwierdziłam, przyodziewając twarz w grymas, na wspomnienie jego imienia.
- Silasa? To Twój brat czy... - na wątek rodzinny otworzyłam szerzej oczy, przypomniawszy sobie nagle o mamie. Spojrzałam na zegar, na którym widniała godzina 22:19 i zerwałam się na równe nogi, biegnąc w stronę okien. Wyjrzałam zza zasłony, chcąc sprawdzić, czy mama już wróciła. Poczułam lekki zawód, zauważywszy zapalone światło w swoim mieszkaniu, wróciła.
    Peter wciąż stał, czekając na odpowiedź.
    - Zdaje się, że moja rodzicielka już wróciła ze spotkania. - powiedziałam, zwrócona do nich tyłem. - Wygląda na to, że mogę już wracać do siebie - mówiąc to zdanie, odwróciłam się plecami do chłopaków i zaczęłam szykować się do wyjścia
    - Pójdę z tobą, już późno - wtrącił Peter, odpuszczając temat mojego byłego. Rozglądnął się jeszcze po mieszkaniu Randalla, udając, że czegoś szuka
    - To po co w takim razie tutaj przyszedłeś? - zapytałam skonsternowana, najwyraźniej wytrącając blondyna z równowagi
    - A, no tak. Nie nie, w sumie to już zapomniałem - zaśmiał się niezręcznie, drapiąc się po karku, coś jest na rzeczy
    - W takim razie chodźmy. Dzięki za pomoc - zwróciłam się do Randalla, na co pokiwał głową, nie wyrażając żadnych emocji.

* * *

         W drodze powrotnej do mieszkania, czułam między mną a Peterem niezręczną atmosferę, a gęste powietrze można było śmiało ciąć nożem. Każde z nas miało coś na sumieniu: on - niewyjaśniona wizyta u Randalla, ja - niedoszły pocałunek z Randallem. Chciałam odezwać się pierwsza, lecz coś mnie blokowało, nie pozwalając wydusić z siebie choćby westchnienia.
    - Więc, powiesz mi, co się stało tak naprawdę? - wybudził mnie z letargu blondyn, a widząc moje zakłopotanie, dodał - U Randalla. Wiem, że nie wszystko co mówiliście było prawdą, a bynajmniej nie całą. - zatrzymał się i obrócił mnie do siebie, łapiąc mnie dłońmi za ramiona, gdy znaleźliśmy się w naszym budynku - Wiem, że nie jesteś mi winna żadnych wyjaśnień, jednak, gdybym nie czuł takiej powinności, nie pytałbym cię o to. Gdybym wiedział, że Randall jest w porządku i nie zwiastuje problemów, cała ta rozmowa by się nie odbywała.
    - A jednak ty też się tam zjawiłeś z jakiegoś powodu - odbiłam piłeczkę, choć wiedziałam po jego minie, że nie uzyskam odpowiedzi.
Staliśmy tak obydwoje przed drzwiami naszych domów, nie potrafiąc zdobyć się na słowa wytłumaczenia. Obydwoje coś ukrywaliśmy i nie chcieliśmy, by druga osoba się o tym dowiedziała. Ja jednak, nie miałam pojęcia, że jego prawda była znacznie tragiczniejsza, bardziej destrukcyjna od mojej.




Kochani... tak, wiem, minęło sporo czasu od ostatniego rozdziału. Przykro mi, że tak wyszło, nie będę się tłumaczyć bo za długo by tu pisać, po prostu cieszcie się rozdziałem, a ja idę szukać motywacji do napisania kolejnego, trzymajcie się ciepło,

Buziaki

under your mask (corpse husband)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz