Rozdział 8

3 0 0
                                    

Amanda

Z przyjemnością mogę stwierdzić, że pierwszy dzień szkoły, w nowym liceum, mam za sobą i jestem cholernie szczęśliwa. Taka sarkastyczna myśl chodziła mi po głowie przez resztę dnia. Dlaczego?

Okazało się, że naszą wychowawczynią jest baba od chemii i fizyki. Jednym słowem koszmar. Z tych przedmiotów alfą nie byłam, ale omegą też nie raczyłabym się nazwać. Gorzej z Lily, która jest...Jest po prostu najgorsza. Więc ...HEJ! Nie jest tak źle.

Zatem, wróciwszy do domu byłam padnięta. 10 minut w jedną stronę, później sterczenie pod liceum, prawie 2 godzinne rozpoczęcie roku i znowu 10 minut drogi. A do tego w korkach. Jak na złość los chciał, żebym nabawiła się odcisków, tak więc resztę dnia spędziłam na przeklinaniu całego wszechświata.

***

Kolejny dzień zaczął się całkiem normalnie. Budzik-drzemka-budzik-drzemka i pośpiech pomieszany z paniką. Jak błyskawica wbiegłam do łazienki, biorąc szybki prysznic, prawie zabijając się na kałuży, którą sama zrobiłam, stoczyłam walkę na śmierć i życie z moimi włosami oraz poskromiłam potwora na twarzy. Tornado, które przeszło w garderobie będę sprzątać godzinami. Wszystko co miałam leży wszędzie. Dosłownie. Wybiegłam z pokoju patrząc na zegarek, zdobiący moją rękę, który wskazywał godzinę 7: 58.

Super. Naprawdę super. Lekcja na 8:10. Na pewno zdążę.

Z tymi jakże pesymistycznymi myślami wleciałam do kuchni i porwałam jabłko z blatu, które miało mi służyć za śniadanie.

Zegarek. 8:01

Jazda samochodem zajęłaby 5 minut. Rowerem 7, a pieszo 10. Wybrałam opcję 3, tyle, że ja biegłam. Najszybciej jak mogłam, a kondycję miałam kiepską. Po 5 minutach byłam już zmęczona. Kolka, pot na twarzy i nie tylko, zadyszka i wiele innych.

Godzina 8:06.

4 minuty.

Szkołę już widać.

Zdążę.

W żyłach już buzowała adrenalina. A przed chwilą dołączyła do niej motywacja połączona z nadzieją. I pobiegłam. Resztkami sił, które mi zostały dobiegłam do budynku, i nie czekając wleciałam do środka.

Niecałe 2 minuty.

Sytuacja kryzysowa. Ale jako córka milionerów, dziedziczka rodzinnej firmy, uczyłam się już od najmłodszych lat, jak działać pod presją czasu. A uczyłam się tego wyjadając ciastka ze słoika, wiedząc że w każdej chwili do kuchni wejdzie mama, która byłaby wściekła, babcia, która byłaby zawiedziona, że jej ciężka praca poszła na marne, albo moja siostra, która naskarżyłaby wszystko i mamie i babci.

Dobiegłszy do szafki i ogarnięcie wszystkiego zajęło mi minutę.

Minuta do lekcji.

Pędem kierowałam się na 2 piętro do drzwi 312.

30 sekund.

Jestem przed klasą. Już mam otwierać drzwi. Już mam zdążyć na lekcję. Już mam mieć moje zbawienie. Już mam nie mieć problemów. Ale wszechświat nadal mnie nienawidzi i udowadnia mi to na każdy możliwy sposób.

Tuż przed drzwiami do klasy, ktoś we mnie wleciał, przez co potknęłam się i upadłam na ziemię.

-Jak łazisz idiotko!

Usłyszałam dość mocny, męski głos z lekką chrypką. Natychmiast się podniosłam i poprawiłam, po czym podniosłam wzrok na chłopaka przede mną.

Czarne włosy, wygolone boki, mocne rysy twarzy i te oczy. Niebieskie od których emanował chłód, pogarda i wyższość. A jednak hipnotyzowały mnie i intrygowały. Jednak przypominając sytuację sprzed chwili, oraz jak mnie nazwał, zadziałały jak wiadro zimnej wody. Natychmiast otrzeźwiałam.

-Może jakieś przepraszam!? -wykrzyknęłam w stronę bruneta, który swoją drogą miał około 1,90

-Księżniczka chyba nie wie z kim rozmawia!

-Z aroganckim, zapatrzonym w siebie dupkiem! -wykrzyknęłam

-Ty mała su... -nie dokończył

-Amanda! Jason! Do klasy już! -wtrąciła się nauczycielka

-Po lekcji zostaniecie dłużej. Porozmawiamy sobie. -dokończyła

Ze skruszoną miną weszłam do klasy i usiadłam się obok Scarlett, natomiast ,,Pan wybujałe ego" usiadł się obok okna w ostatniej ławce. Teraz dopiero zauważyłam, że lekcja trwa od dobrych 5 minut.

Lekcja zaczęła się na nowo. Pani od matematyki tłumaczyła temat, który rozumiałam i umiałam. W końcu to są powtórki.

- Dziewczyno wiesz z kim ty właściwie rozmawiałaś? -zapytała po minucie ciszy

-Raczej mało mnie to obchodzi. -odpowiedziałam mając nadzieję na zakończenie tematu. ...Przeliczyłam się, Scarlett nie odpuszcza. NIGDY.

-Jak to mało cię to obchodzi! To jest Jason! Król szkoły! Wszystkie dziewczyny na niego lecą. A ty nagle nie wiesz kto to? -wykrzyknęła szeptem, zwracając uwagę nauczycieli, która popatrzyła na nas złowrogo.

-Jestem tu 1 dzień, nie licząc rozpoczęcia. Więc nie, nie wiem.

-Tak przy okazji on się tu gapi. -szturchnęła i wskazała ostatnią ławkę przy oknie

-I?

-Żadna mu się nie postawiła. Rozumiesz ŻADNA. A ty...

-Scarlett i Amanda! Cisza! -oburzyła się profesorka

-Przepraszamy. -powiedziałyśmy równocześnie

Reszta lekcji minęła całkiem spokojnie. Ale na plecach czułam jakieś spojrzenie. Spojrzenie niebieskich oczu, które należało tylko do jednej osoby.

Zakazany OwocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz