Rozdział 10

2 0 0
                                    

Amanda

Białe ściany. Tylko tyle zauważyłam gdy po raz pierwszy otworzyłam swoje ciężkie powieki. Dobrze wiedziałam gdzie się znajduję. Trafiałam tu już wielokrotnie. Doskonale znałam ten zapach. Środki medyczne zmieszane z różnymi płynami do dezynfekcji i do czyszczenia podłóg. Biel był wszędzie. Białe ściany. Białe podłogi. I białe meble. Urządzenie do którego byłam przypięta, wydawało z siebie ten sam dźwięk co ponad 2 lata temu. Kroplówka, która podawała mi różne płyny, była obok, czyli tak jak się spodziewałam.

Spojrzałam na okno, które dawało trochę blasku księżyca. Była noc, tle mogłam wywnioskować. Nie wiedziałam ile tu byłam. Nie wiedziałam jak się tutaj znalazłam.

Mój wzrok powędrował na drzwi, za którymi stały trzy postacie, które prowadziły żywą dyskusję. Postanowiłam wstać. Powoli odsunęłam pościel, którą byłam przykryta, żeby następnie powyciągać wszystkie kable, które były do mnie przypięte. Postawiłam najpierw prawą, a następnie lewą stopę na zimne kafelki szpitala. Chłód przeszedł przez moje ciało, co spowodowało pojawieniem się lekkich dreszczy.

Jeszcze raz oglądłam się po sali. Dwóch pacjentów leżało w łóżkach. Ich oddech był płytki. Spali. Starsza pani oraz młody mężczyzna. Spoglądłam na mój ubiór. Piżama z kotem w okularach świadczyła o tym, że rodzice pewnie tu byli. Mimowolnie się uśmiechnęłam.

Odszukałam wzrokiem drzwi po czym zaczęłam kierować się w ich stronę. Na lekko chwiejnych nogach powędrowałam w ich stronę po czym lekko złapałam za klamkę, żeby sekundę później ją pociągnąć. Drzwi się otworzyły, wydając z siebie lekki skrzyp. Nienawidziłam tego. Wyszłam i zobaczyłam trzy postacie. Te same, które ze sobą rozmawiały, jeszcze gdy byłam w sali. Te same postacie okazały się moimi rodzicami i lekarzem, który jak się okazało później, przyjął mnie i się mną zajął.

Mama widząc mnie zrobiła zmartwioną minę. Szybko potem znalazła się przy mnie tuląc i wylewając tonę łez w koszulkę mojej piżamy.

-Skarbie, nawet nie wiesz jak my z ojcem się martwiliśmy.

-Zaraz po twoim ataku, zadzwonili do nas i do szpitala. Lekarze musieli ci dawać silne leki uspokajające i usypiające. Spałaś dobre 2 dni.

Mówiła nieustannie płacząc na co tata kiwał głową lub potakiwał krótkim ,,Mhm" lub ,,Tak". Jednak w jego oczach widziałam poważne zmartwienie. Zresztą za każdym razem się martwił, choć tego nie okazywał zbyt często. W końcu człowiek biznesu oraz mężczyzna. A przecież każdy wie, że mężczyźni nie płaczą.

Po tych jakże ckliwych słowach mojej mamy, lekarz zabrał mnie na rutynowe badania kontrolne, mówiąc ,,Że to tylko dla większego bezpieczeństwa". Zaufałam mu, zresztą jak każdemu lekarzowi, z jakim miałam do czynienia w ciągu mojego osiemnastoletniego życia.

Po lekko ponad godzinie wyszłam, wraz z moimi rodzicami ze szpitala. Skierowaliśmy się w stronę samochodu, którym następnie odjechaliśmy do domu.

________

Następnego dnia obudziło mnie otwieranie drzwi od mojego pokoju. Ciężkimi powiekami zauważyłam wychylającą się mamę, która widząc, że się obudziłam, śmiało weszła do pokoju. Usiadła na skraju łóżka, gdy w tym czasie próbowałam się rozbudzić.

-Skarbie, wiesz że z ojcem cię bardzo kochamy, prawda? -spytała niepewnie, jakby bała się mojej reakcji.

Niepewnie skinęłam głową, wymrukując zwykłe ,,Mhm", przez co zaczęła kontynuować.

-Wiesz, że jesteś naszym skarbem i staramy się dbać o ciebie jak najlepiej. -tu zrobiła chwilę przerwy pierwszy raz odkąd tu weszła spojrzała mi w oczy.

Te spojrzenie, było przepełnione lekkim bólem i strachem o mnie. Bała się, zresztą ja również.

-Więc postanowiliśmy, że odnowisz terapię. Zaczynasz w tą sobotę. -zakończyła, jednak kontakt wzrokowy się urwał. Wiedziała, że nienawidziłam terapii. Nienawidziłam, gdy musiałam mówić obcej osobie o moich problemach, o moich przemyśleniach, oraz o rzeczach jakie mnie spotkały. Jednym słowem, musiałam spowiadać się z każdego dnia mojego życia.

Rodzice doskonale o tym wiedzieli, jednak za każdym razem wysyłali mnie tam, a ja. Na terapiach nic nie mówiłam, nie odzywałam się. Po prostu milczałam. Mama z tatą płacili każdej terapeutce, psychologowi, lub psychiatrze, myśląc, że to pomaga. A TO. To nie pomagało. Starałam się sama uspokajać. I to się udawało. Zazwyczaj trochę to trwało, ale jednak działało. I to się liczyło.

-ŻE CO ZROBILIŚCIE! -tylko tyle udało mi się powiedzieć.

Zapadła cisza, mama spojrzała na mnie przepraszającym spojrzeniem, które błagało o wybaczenie. Wstała i rzuciła ciche ,,Tak będzie lepiej", po czym wyszła.

Załamałam się, przez cały dzień rozmyślałam co mogę zrobić. Nie odzywałam się prawie wcale, a jak trzeba było to tylko krótkie odpowiedzi.

Zapadła noc. Przez okno mojego pokoju wpadał blask księżyca, oświetlając jego większą część. Była godzina 23:59, za minutę miała być północ. Rodzice dawno już spali, Lily i Dylan też.

Ubrałam się, oraz zabrałam małą torebkę, do której spakowałam telefon, portfel i gaz pieprzowy w razie wypadku. Związałam kilka prześcieradeł i pościeli, wyszłam na balkon do którego przywiązałam moją prowizoryczną linę, którą następnie spuściłam na sam dół. W wielu filmach widziałam jak to robili i nie wydawało się to trudne. Wyskoczyłam za barierkę i złapałam się ,,liny" dzięki której znalazłam się na dole. Opuściłam moją posesję o 00:27.

Wymknęłam się z domu. Tylko na jedną noc. Musiałam wszystko przemyśleć, oczyścić umysł, zrelaksować się i zastanowić nad życiem. Podążałam ulicą na której mieszkałam, skręciłam na kolejną i znowu przechadzałam się, obserwując domy i słuchając muzyki z telefonu. W tej chwili liczyłam się tylko ja i mój świat. Pozwoliłam, żeby nogi same mnie poniosły. Mknęłam ulicą, z przymkniętymi oczami i głową która pracowała jak nigdy dotąd.

Wtem, wpadłam na coś twardego. Nie była to ściana, lub płot. Nie było to również drzewo lub krzew. Powoli otworzyłam oczy, blask latarni ulicznej, pod którą stałam, idealnie oświetlał dobrze znanego mi człowieka.

Człowieka, który 3 dni temu zniszczył mi życie. Człowieka, który mimo swojej greckiej urody, charakterem przypominał samego Diabła, który ciągle kusi, zakrywając swoje prawdziwe oblicze. Człowieka, którym był sam Jason wpatrujący się we mnie tymi niebieskimi oczami, czekając na mój następny ruch.

Zakazany OwocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz