Rozdział 1

14 1 0
                                    

Amanda

... Los Angeles- miasto upadłych aniołów i bogatych ludzi, chcących poszerzać swoje możliwości, czyli budżet. Gdyby ktoś jeszcze rok temu powiedziałby, że wyjadę, zostawiając przyjaciół i dziadków, na rzecz nowego miejsca zamieszkania to wyśmiałabym go nie czując skrępowania. Lecz teraz... teraz bym tą osobę przepraszała na kolanach.

Aktualnie siedzę w aucie razem z rodziną i jadę w stronę lotniska, gdzie przez dobre 5 godzin będę leciała do Los Angeles. Bagaże, pojazdy, kartony z rzeczami i niektóre meble są już na miejscu. Brakuje jeszcze domowników, czyli nas.

Całą drogę na lotnisko przejechaliśmy w ciszy. Nikt, nawet mały Dylan się nie odezwał. Ta cisza trwałaby wiecznie, gdyby nie dojechanie na miejsce. Wiem, że gdy wejdę na pokład, już nie będzie odwrotu,. Wiem, że jakaś część mnie tu zostanie, a jakaś pojedzie ze mną i się zmieni.

Gdy weszłam do samolot i usiadłam na miejscu, nie wiedziałam co mnie czeka. Rozmyślałam o moim dawnym miejscu zamieszkania.

...Miami...

W tym miejscu się urodziłam i wychowywałam. Przechodziłam przez różne etapy w moim życiu. Od małego niemowlęcia, które dopiero się urodziło, po dziecko bardzo mądre jak na swój wiek, kończąc na nastolatce z problemami.

To tu stawiałam pierwsze kroki, wypowiadałam pierwsze, bardzo ważne słowa i poznawałam świat oczami dziecka. Do dziś pamiętam jak uczyłam się jeździć na rowerze. Moja rodzina choć w lekkich długach, nie przejmowała się tym. Tata wziął kredyt, żeby spełnić swoje marzenie...marzenie założenia własnej firmy. Mama z całego serca go wspierała, choć często zostawał w pracy długo po godzinach. Wiedział, że to przyniesie zamierzony efekt i zamierzony efekt przyniosło.

Z czasów mojego dzieciństwa pamiętam niedużo. Ojciec wiecznie w pracy, matka zajmowała się wówczas 3- letnią Lily, a ja w przedszkolu.

Później wszystko się zmieniło...

Czy na lepsze? Sama nie wiem. Z jednej strony płakałam, gdy w wieku 3 lat wyprowadziliśmy się od dziadków i zamieszkaliśmy w niedużym mieszkaniu w bloku, lecz później zrozumiałam, że tak powinno być. Że tak będzie lepiej.

Czasy szkolne były w miarę okay. Znalazłam paczkę przyjaciół. Tam poznałam Elizabeth ,,Eli" Moore, Jackson ,,Jack" White i Mandy Lee. Z nimi trzymałam przez całą podstawówkę, a oni ze mną.

Eli pochodzi z bogatej rodziny, lecz nie wywyższała się z tym. Żyła jak przeciętny człowiek. Miała wtedy mały zadarty nosek, niebieskie oczy, blond włosy uczesane zawsze w dwa warkoczyki z różowymi kokardkami i piegi. Masę piegów. Teraz po chodzącej ,,Barbie", bo tak ją okrzyknęliśmy, gdy na pewne Halloween przyszła za nią przebrana, nie został ślad. Obecnie też ma blond włosy, ale często z nimi eksperymentuje, przez co kolor włosów zmienia częściej niż facetów. Mały zadarty nos nadal został, jednak piegi woli zakrywać, gdyż jak twierdzi, nie podobają jej się. Już też nie chodzi w różowych spódniczkach i sukienkach. NIE! Ona ma swój własny, niepowtarzalny styl, którego nawet ja często nie rozumiem.

Jack natomiast, niegdyś z nieokrzesanymi brązowym włosami, zadziornym brązowym spojrzeniu i charakterze... nic się nie zmienił. Nadal taki pozostał. I raczej nadal taki pozostanie. Jednak z pójściem do liceum, zaczął bardziej zwracać uwagę na to, kto mu się podoba. Pamiętam do dziś, jak pewnego wieczoru napisał na grupie ,,Psiapsi i Przybłęda", że pilnie potrzebuje się spotkać. Tak więc pół godziny później wszyscy byliśmy na plaży. Jack długo zwlekał z powiedzeniem. Aż w końcu to zrobił. ,,Dziewczyny, chyba jestem gejem" te słowa usłyszałam i nie mogłam uwierzyć. Mandy i Eli chyba też, bo szok i zaskoczenie jakie malowało się nam na twarzach było nie do opisania, ale po kilku minutach ciszy rzuciłyśmy się na Jack'a tuląc się do niego i zapewniając, że to nic nie zmieni. Ten dzień zamiast nas rozdzielić, jeszcze bardziej nas zbliżył.

Mandy to... Mandy. Nie ma drugiej takiej co ona. Burza kruczo czarnych włosów z którymi wiecznie walczyła za czasów podstawówki, była lepsza od kina akcji. Zielone oczy i blada cera to była mieszanka wybuchowa, tak samo jak ich właścicielka. Młoda Mandy była mistrzynią ciętej riposty, z czasem, a raczej wiekiem, przemieniła się w królową riposty. Ponadto miała niesamowity talent. Gdy otwierała usta, a melodia zaczynała grać, nie miała w sobie równych. Była tylko ona i świat, który miała zamiar podbić. My tylko patrzyliśmy jak pod naszymi skrzydłami rodzi się gwiazda lepsza od Ariany Grande, Taylor Swift, Miley Cyrus, Lady Gagi i Billie Eilish razem wziętych. Skromnie mówiąc, dziewczyna miała ogromny talent. Nam tylko mogli pozazdrościć tego, że przyjaźniliśmy się z przyszłą światową gwiazdą, zanim stała się gwiazdą.

Wspomnienia moich beztroskich lat życia zakończyły się po godzinie. Resztę drogi spałam dopóki ktoś nie zaczął mnie budzić. Tym kimś okazała się Lily, która uderzyła mnie tak mocno, że spadłam z fotela. Tak, nie miałam zapiętych pasów.

-Wstawaj! Już jesteśmy. -krzyknęła, uderzając mnie po raz kolejny w ramię.

Nie mając siły, żeby się kłócić, postanowiłam ją zignorować. Zresztą przeważnie tak robię.

Wyjrzałam z ciekawości z zza okna. Widok, który tam zobaczyłam zapierał dech w piersiach. Był niesamowity, jednak Miami jest nadal na pierwszym miejscu.

Lądując jak zwykle odczuwałam strach. A dlaczego? Boję się lądowań. Boję się, że spadniemy i to będzie moja śmierć. Głupie, co nie?

Wylądowaliśmy. Wyszłam i mogę powiedzieć jedno. Przygoda dopiero się zaczyna.

Zakazany OwocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz