Rozdział 11

5 1 0
                                    

Amanda

Nie wiedziałam co zrobić. Lekko się bałam, że znowu coś zrobi. Impulsywnie sięgnęłam do torebki, szukając znajomego przedmiotu. Gazu pieprzowego. W głowie mogłam sobie podziękować i uśmiechnąć się triumfalnie. Gdy moje palce dotknęły szukaną przeze mnie metalową puszkę, szybko ją wyciągnęłam i popsikałam mu w oczy.

Chłopak jak na zawołanie odsunął się i szybko przyłożył ręce do oczu. Tarł je. Głupi, myślał, że to coś pomorze. Prawdą było, że to bardziej bolało, o czym przekonały się moje uszy słysząc jego jęki i przekleństwa które rzucał po nosem.

-KURWA...

-JA PIERDOLĘ...

Przeklinał, a ja stałam i przypatrywałam się temu zjawisku, nie zapominając kim on jest. Po chwili zorientowałam się, że chłopak ciągnie mnie w nieznaną mi dotąd stronę, cały czas rzucając różne wulgaryzmy i przecierając, od czasu do czasu oczy. Na początku spanikowałam, lecz po chwili zaczęłam się wyrywać. Skutki były do przewidzenia. Ja, zwykła dziewczyna z niecałym 1,65, słaba, nieznająca podstaw obrony i na dodatek z problemami. I On, chłopak z 1,90, przez koszulkę widać, że ćwiczy i to mocno, silny i wysportowany. Cóż, po pierwszych minutach szarpaniny przestałam i zaczęłam iść z nim ramię w ramię.

15 minut później gaz pieprzowy przestał działać, natomiast kolejne 5 minut później doszliśmy na miejsce. Widok był oszałamiający. Zapierający dech w piersiach.

Niewielka górka na której się znajdowaliśmy, oddawała majestatyczną panoramę Los Angeles. Światła lamp ulicznych, połączone z kolorowymi lampami aut, które przejeżdżały przez ulicy, dawały niesamowity widok, którego nigdy nie zapomnę. Na górce, na której się znajdowaliśmy znajdowało się niewielkie jezioro, przy którym znajdowało się pojedyncze drzewo wraz z ławką. Świetliki, które w tym miejscu były bardzo aktywne, oddawały klimat tej magicznej atmosfery. Gwieździste niebo, było bezchmurne, a księżyc był w pełni i oświecał nas tym blaskiem.

Gdyby nie okoliczności, mogłabym śmiało stwierdzić, że miejsce jest idealne na randkę. Ale nie zapominajmy z kim tu jestem. Jason z ciekawością przyglądał mi się, gdy z zafascynowaniem oglądałam to miejsce. Los Angeles, tego miasta nigdy bym nie posądziła o coś takiego. To miasto ma jeszcze wiele tajemniczych miejsc, które muszę odkryć i zobaczyć.

Chwilę, jeszcze się przechadzałam, gdy po jakimś czasie udałam się w stronę ławki na której usiadłam. Jason, mimo mojego zdziwienia nie mówił nic, tylko śledził mnie i moje poczynania wzrokiem. Po chwili usłyszałam kroki za sobą, a następnie miejsce obok, zostało zajęte.

Chłopak, wyglądał inaczej. Bardziej na zamyślonego. I przyjaznego?

Milczenie nie trwało długo, jednak cisza ta nie była krępująca, wręcz przeciwnie była przyjemna. To było to czego mi brakowało. Ale jak wiadomo nie mogła trwać wiecznie.

-Słuchaj, ja przepraszam, okay? -odezwał się w końcu. W jego głosie mogłam wyczuć skruchę. Jego głos wyrażał szczere przeprosiny. A oczy wręcz błagały o wybaczenie.

-Umm...Dobrze.

Mówiąc to, czy Jasona nienaturalnie się rozszerzyły, jakby po zażyciu jakiegoś narkotyku, a uśmiech, jaki pojawił się na jego twarzy, przypominał uśmiech samego Jokera. Widząc go, takiego niewinnego z dziecięcą radością, którą byłam pewna, że stracił dawno temu, również uśmiechnęłam się, a na sercu zrobiło mi się lżej i cieplej. Nadal zdaję sobie sprawę, że jest nieobliczalny, jak tykająca bomba, która w każdej chwili może wybuchnąć, ale ten Jason jest inny. Tego Jasona nie muszę się bać. Ten Jason jest po prostu prawdziwy.

-Słuchaj Amando -moje imię w jego ustach brzmiało inaczej i szczerze, podobało mi się w jaki sposób je wymawia -powiesz mi co się z tobą stało?

Tego się nie spodziewałam, myślałam, że spyta o coś innego, myślałam, że zaproponuje znajomość, myślałam , że o tym zapomniał. Automatycznie przestałam się szczerzyć jak głupia do sera i natychmiastowo spoważniałam.

-S -s -słucham?

-Wiesz, umm, wtedy gdy zemdlałaś. -zrobił krótką pauzę, i przypatrywał się mojemu zdziwieniu

-Ty nie pamiętasz! -prawie krzyknął

-Nie! Nie. Ty naprawdę nie pamiętasz? Nic. Naprawdę. Słuchaj Am. Powiedz coś! -jego paplanina trochę mnie rozśmieszyła, jednak szybko się opanowałam i przybrałam jedną z moich chłodnych masek.

-Jasonie, ja doskonale pamiętam co się stało i przez kogo 3 dni temu. -spojrzałam na niego z lodowatym spojrzeniem, nie kryjąc sarkazmu w głosie.

-Doskonale pamiętam, jak mnie zacząłeś dotykać!

-Doskonale pamiętam, jakie słowa wtedy powiedziałeś!

-Doskonale pamiętam, jak potraktowałeś mnie jak zwykłą dziwkę!

-Doskonale pamiętam, jak się czułam!

-I wiesz co Jason, dziękuję ci za to!

-Dziękuję, że jesteś takim dupkiem!

-Dziękuję, że to dzięki tobie!

-I wiesz co jeszcze!?

Nie odezwał się ani słowem, nie patrzy się na mnie, tylko błądził gdzieś indziej wzrokiem, tylko, żeby uniknąć mojego.

-Hmm... Nic?

-Spodziewałam się więcej. Spodziewałam się tego po tobie.

-W końcu dupek, dupkiem zostanie na zawsze.

Tym zdaniem zakończyłam mój monolog, wstałam i już miałam zamiar iść, gdy silna dłoń objęła szczelnie mój nadgarstek, zmuszając mnie do zatrzymania.

-Ty nic nie wiesz!

-Może mam powody, żeby być dupkiem!

-Może nie jestem idealny, ale przynajmniej nie udaję, jakiejś zasranej paniusi, tak jak TY!

-Tak jak JA!

-Jason

-Nie Am.

-Nie przerywaj mi!

-Kurwa! To ty mi nie przerywaj!

-To ja rządzę w tej szkole!

-To mnie się wszyscy boją!

-Rozumiesz!

Milczałam.

-Pytam się czy rozumiesz! -krzyknął, na co niechętnie pokiwałam głową

-I nie zapominaj o tym, słonko. -ostatnie słowo ledwie wyszeptał, lecz ja je doskonale usłyszałam.

-Nie.

Chłopak, jakby nie zrozumiał, co przed chwilą powiedziałam. Zamrugał kilka razy, utrwalając moje słowo.

-Co?

-Nie słyszałeś? Mam powtórzyć jeszcze raz? Dobrze. Powiedziałam NIE.

-Wiesz do kogo mówisz?

-Oj tak, doskonale wiem.

-Skarbie. Ja mam parę wpływów i mogę ciebie zniszczyć. Rozumiesz dziewczynko?

W tym momencie mi groził, a ja wykorzystałam dokładnie to samo.

-Oh, ja też posiadam pewne wpływy i uwierz mi nie chciałbyś zobaczyć co mogę zrobić -tutaj niebezpiecznie się przysunęłam, tak, że nasze twarze dzieliły centymetry i wypowiedziałam w jego usta ledwie słyszalne słowo -kochanie.

Po czym odwróciłam się i wyrwałam swoją rękę z jego dłoni, oraz ruszyłam przed siebie.

-To jeszcze nie koniec Amando! Właśnie zadarłaś z prawdziwym diabłem, a z twojego życia od teraz rozpętam piekło! -krzyknął gdy się oddalałam

-Każde piekło prędzej czy później zamarznie! - z uśmiechem na ustach wykrzyknęłam w jego stronę pokazując na odchodne fuck'a i zgrabnym krokiem, kołysząc biodrami oddaliłam się i poszłam w stronę domu.

Zakazany OwocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz