Rozdział 3

7 1 0
                                    

Amanda

Poranek, nowy dzień. Dla innych wydawałby się on cudowny, jednak nie dla mnie. Dla mnie był początkiem zmierzenia się po raz kolejny z potworem, który wczoraj przez ponad 2 godziny prawił mi kazanie. Tak więc do mojego nowego pokoju poszłam o 23. Nie rozglądałam się po nim chociaż sama go planowałam. Może nie na miejscu, ale zdalnie z mojego starego domu. Teraz mogłam się dokładnie jemu przyjrzeć. I śmiało mogłam stwierdzić, że moja praca nie poszła na marne.

Pokój na ogół nie wydawał duży. Dopiero po bliższym rozeznaniu mogło się stwierdzić, że takowy był. Jasne beżowe ściany idealnie kontrastowały z jedną ciemno-fioletową ścianą, pod którą stało duże, dwuosobowe, jasne łóżko. Naprzeciw stałą komoda w takich samych barwach jak łóżko, a nad nią wisiał ogromny 85 calowy telewizor. Specjalnie ubłagałam rodziców na niego, bo po prostu kocham oglądać filmy i seriale. Przed nim stał szklany stolik przy którym stała nieduża fioletowa sofa z beżowymi poduszkami i kocem. Obok, po prawej, jak i lewej stronie leżały dwie, także fioletowe fotele pufy. Część sypialnianą od filmowej oddzielał metalowy regał na książki, co dawało niesamowity widok. Na ścianach porozwieszane były przeróżne obrazy. Całość dopełniały osobna garderoba oraz łazienka, a wisienką na torcie był balkon. Balkon na którym stała nieduża drewniana sofa z małym stoliczkiem obok. Osobiście, w duchu skakałam z radości, że to właśnie ja z całego rodzeństwa dostałam największą sypialnię. Oczywiście zaraz po rodzicach. W każdym razie, przywileje bycia najstarszą.

Tak więc wygramoliłam się z łóżka, które było niesamowicie wygodnie i poszłam załatwić poranną toaletę. Powolnym krokiem weszłam do łazienki i widząc siebie w lustrze chciałam krzyczeć. Poważnie, widok mnie z rana, to jak zobaczenie potwora. Włosy żyjące swoim życiem, były roztrzepane we wszystkie strony świata, wory pod oczami spowodowane siedzeniem do 1, zaspane powieki i chyba trochę śliny na lewym policzku. Taki widok towarzyszył mi od zawsze, ale nauczyłam się poskramiać tego potwora. Tak więc po pół godzinie spędzonej w łazience, mogłam stwierdzić, że wyglądałam normalnie. Włosy spięłam w luźnego koka i nałożyłam lekki makijaż. Następnie poszłam do garderoby i tu się pojawił odwieczny problem kobiety. Nie miałam, a raczej nie wiedziałam w co się ubrać. Ostatecznie po 10 minutach wybierania, zdecydowałam się luźne, jeansowe ogrodniczki i biały top. Na nogi założyłam białe trampki. Gotowa zeszłam na śniadanie.

Schodząc po schodach, już mogłam poczuć zapach pancakes i syropu klonowego. To było jedno z moich ulubionych śniadań. Myśląc o tym, natychmiastowo zaburczało mi w brzuchu. Nie tracąc ani chwili dłużej, czym prędzej zbiegłam na dół.

Widok, który tam zobaczyłam wprawił mnie w małe zaskoczenie. Moja matka GOTOWAŁA, a ona nie gotuje. Nie to że jest w tym kiepska. BO NIE JEST! Ona po prostu nie ma na to czasu.

-Cześć córeczko. Jak się spało? -przywitała się i spytała bardzo przesłodzonym tonem, stawiając przede mną talerz ze śniadaniem.

-Dobrze. -odpowiedziałam szczerze, wiedząc, że zaraz zacznie mnie przepraszać. Zawsze tak robiła, gdy się pokłóciliśmy i cóż, zawsze jej to wychodziło. Potrawy mamy to niebo i ambrozja. Są przepyszne.

-Cieszę się. -powiedziała

-Słuchaj, ja chciałam przeprosić za wczoraj. Nie powinnam na ciebie naskakiwać. Jesteś tutaj pierwszy dzień i pewnie oglądałaś okolicę. Więc, przepraszam. -kończąc swój typowy tekst, mogłam sobie przybić piątkę. Fakt, nie powiedziałam jej jeszcze, przyczyny mojego spóźnienia, ale ona nie dała mi nawet dojść do słowa.

-Mamo. Ja wczoraj wpadłam i poznałam nową przyjaciółkę...chyba. -powiedziałam ciszej ostatnie słowo, gdyż sama nie wiedziałam jeszcze co o niej sądzić. W końcu znamy się jeden dzień

-Naprawdę? Jak się nazywa? -rodzicielka wydała się mile zaskoczona

-Mia Cooper... -nie dokończyłam, słysząc, że matka przerwała mi zdanie

-To dobrze się składa, bo dzisiaj państwo Cooperowie przychodzą na obiad. Będziesz mogła spotkać Mie jeszcze raz. -wykrzyknęła lekko uradowana tym faktem.

-Mhm. Tak w ogóle gdzie tata oraz Lily i Dylan? -spytałam, rozglądając się po pomieszczeniu, zdając sobie sprawę, że nie ma reszty.

-Jeszcze śpią. -zaśmiała się -Pewnie są zmęczeni podróżą i zmianą czasową, chociaż to tylko 3 godziny różnicy.

Tym akcentem skończyłam śniadanie i udałam się do pokoju. Spojrzałam na zegar. 10:02. Nie mając co robić stwierdziłam, że zmarnuję czas w najbardziej produktywny sposób. Oglądając mój ukochany serial ,,Lucyfer". Podeszłam do komody i wyjęłam z niej paczkę popcornu, którą wsypałam do szklanej miski. Następnie udałam się na sofę i zaczął się maraton.

Czas, tak jak się spodziewałam, minął bardzo szybko. Nim się obejrzałam, była już 13:23. Matka weszła do pokoju, uprzednio pukając i poinformowała mnie, że za 10 minut przyjdą Cooperowie. Tak więc musiałam ruszyć swoje 4 litery z sofy. Podchodząc do drzwi mogłam usłyszeć szmery, co wskazywało na to, że wszyscy już się obudzili. Zeszłam znowu na dół i pomogłam mamie i Lily w ostatnich przygotowaniach.

Punkt 13:35 rozległ się dzwonek do drzwi. Poszłam je otworzyć i przywitać Cooperów. Mia widząc mnie rzuciła się na mnie i zamknęła w szczelnym uścisku. Po chwili oderwała się i z entuzjazmem przedstawiła swojej siostrze Zoe. Wydała się miła. Całą trójką udałyśmy się do jadalni, gdzie zajęłyśmy swoje miejsca.

Obiad minął w naprawdę miłej i luźnej atmosferze. Nawet nie wiem, kiedy on minął. Po nim każdy zajął się swoim towarzystwem. Mama z panią Rachel i Lily poszły na taras, tata wraz z panem Bradleyem i małym Dylanem udali się do garażu podziwiać cudeńka oraz porozmawiać o ,,męskich sprawach". Sama nie wiem co z tych męskich spraw zrozumie dwuletnie dziecko. Ja z dziewczynami pobiegłyśmy na górę do mojego pokoju.

Przekraczając moje królestwo od razu usłyszałam piski i zachwyty ze strony obu dziewczyn. W sumie -nie dziwiłam im się, mój pokój robił niemałe wrażenie.

Pokazałam im gdzie, co jest i stwierdziłyśmy, że usiądziemy na balkonie. Ta opcja wydała nam się idealna do prawie 30 stopni upału.

-Tak w ogóle ile ty masz lat? -spytała po chwili ciszy Mia

-18, a co? -ledwie odpowiedziałam, a już usłyszałam piski dziewczyna

-My też! -wykrzyknęły w tym samym momencie, a ja tylko uśmiechnęłam się

-Rodzice zapisali mnie, jak i Lily do pobliskiego liceum, więc za tydzień dołączę do ostatniej klasy -rzuciłam, jakby od niechcenia, żeby tylko przerwać ich piski.

-Będziemy w tej samej klasie!!! -wykrzyknęły ze zdwojoną siłą, a ja w tym momencie, chciałam strzelić sobie kulką w łeb. Brawo Am, naprawdę brawo.

Pomimo pisków i interwencji naszych mam, które myślały, że coś się stało, było...nawet spoko. Szczerze polubiłam te dwie wariatki. Podczas naszych rozmów dowiedziałyśmy się o sobie jeszcze więcej. Nawet Zoe, która na początku była nieśmiała co do mnie i ja która dawała niepewne odpowiedzi. Na koniec wymieniłyśmy się numerami i pożegnałyśmy się.

Obecnie, po wyczerpującym dniu, leżałam w łóżku myśląc nad dzisiejszym dniem. I teraz ze 100 procentową śmiałością mogłam nazwać je moimi przyjaciółkami. Moimi pierwszymi przyjaciółkami w Los Angeles. Z tą myślą i lekkim uśmiechem odpłynęłam w krainę Morfeusza, nie mogąc doczekać się następnego dnia.

Dnia, który w pewien sposób odmieni mnie i moje życie. A przede wszystkim zmieni moje myśli dotyczące Los Angeles. Miasta, które nazywało się moim domem.

Zakazany OwocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz