XIX

436 32 6
                                    

Pokręciłem się chwilę po warsztacie, aż w końcu przysiadłem przy stole, przy którym ostatnio pan Stark, robił coś przy zbroi. Jak obstawiam dzisiaj też będzie w tym samym miejscu, bo leżą na nim metalowe części.

Wziąłem do ręki metalowy okrąg pomalowany na złoto i zacząłem obracać go w ręce.

„THE PROOF THAT TONY STARK HAS A HEART" /Dowód na to, że Tony Stark ma serce/

Zacząłem się mu przyglądać i nawet nie zauważyłem, kiedy do pomieszczenia wszedł pan Stark. Może lepiej to zostawię...

- Prezent od Pepper - usłyszałem nad sobą głos pana Starka. - Był tu mój pierwszy reaktor łukowy włożony pod szklaną kopułą, a wokół ten napis. Ale byłem trochę umierający i ją zbiłem, żeby sobie podłączyć elektromagnes. Czyli taki...

- To trzyma opiłki metalu, żeby się nie dostały do serca, prawda - spytałem, odkładając jednocześnie obudowę i wstając?

- Dokładnie - oparłem się o wolną ścianę przyglądając się jednocześnie reaktorowi łukowemu, który pan Stark ma na piersi.

- A właściwie to gdzie jest pani Pepper? Jeszcze Jej nie poznałem.

- Przyjedzie jutro. Była na wyjeździe służbowym, więc tak wyszło. Steve nas zawoła jak skończy robić jedzenie, więc nawet nie próbuj się wymigiwać.

- Okej. Więc? Co robimy?

- Potrzebuję zreperować jedną zbroję, bo przy ostatnim locie coś się zepsuło. Nie wiem co, więc trzeba to rozłożyć na części i mogę potrzebować przy tym pomocy.

- Dobra.

- Nie wiem jak Ty - zaczął pan Stark, jednocześnie podchodząc do mnie, - ale ja zawsze pracuję przy muzyce.

- Ja też.

- To tak jak się umawialiśmy, dzisiaj coś ode mnie, jutro od Ciebie, co nie?

- Jutro?

- Jeśli będziesz chciał... Po prostu następnym razem.

- Dobra. Niech tak będzie - zgodziłem się. Chociaż zakładam, że skończy się na tym, że tylko playlista pana Starka będzie grać. Tym lepiej. Ale zobaczy się.

Do końca dnia siedzieliśmy nad zbroją pana Starka, ale udało się ją naprawić. Okazało się, że było to zwykłe przegrzanie kabli, więc musieliśmy wymienić je na nowe, przy okazji wymieniając olej i robiąc poprawki przy oprogramowaniu. Rozmawialiśmy właściwie tylko jakoś między wersami - pan Stark wypytywał o ciocię May i wujka Bena, o to co lubię robić, trochę o poprzednie rodziny, w których byłem (ale akurat ten temat skończył się zanim się zaczął, bo bardzo skutecznie go wyminąłem). Dowiedziałem się trochę też o panu Starku i, o tym, że mimo wszystko sporo nas łączy. Obydwoje zdecydowanie lubimy kolor czerwony, słuchać metalu i rocka, reperować i budować różne rzeczy w najlepiej jednoosobowym towarzystwie (czyli bez) do późnej nocy, a nawet niektóre nawyki jak święty bałagan w każdym miejscu pracy. Faktem było też to, że sam warsztat był świętym miejscem, do którego nikt inny nie miał wstępu. Obstawiam więc, że pan Stark dał mi właśnie bardzo duży kredyt zaufania, wpuszczając mnie tu.

W nocy, bo właściwie tak przydałoby się się określić godzinę, o której się rozstaliśmy, a było już dawno po trzeciej, położyłem się na łóżku z zamiarem zaśnięcia, ale po jakiś czterdziestu minutach się poddałem. Stwierdziłem, że pewnie i tak już raczej nie zasnę, więc wyszedłem do kuchni napić się wody i rozprostować nogi.

Oparłem się o blat i wsłuchiwałem się w ciszę panującą w Wieży. Kompletne przeciwieństwo tego co się dzieje za dnia. I w którymś momencie tą nieskazitelną ciszę coś zakłóciło - odgłos tłuczonego szkła dochodzący z jadalni.

Odstawiłem szklankę na blat i zacząłem powoli iść w kierunku, z którego dobiegł wcześniej hałas. Po drodze żałowałem, że nie wziąłem nawet głupiego widelca, ale starałem się o tym nie myśleć i skupić na otoczeniu. Wszędzie było ciemno, najwidoczniej albo nikt tego nie usłyszał, albo nie zdążył tu jeszcze przyjść. Dotarłem do jadalni, ale w ciemnościach nic nie zauważyłem, więc zacząłem szukać włącznika (jakbym nie mógł zwyczajnie poprosić Friday o zapalenie światła, ale w tamtym momencie nie wpadłem na ten genialny pomysł). Szybko pożałowałem swojej decyzji, bo pajęczy zmysł ostrzegł mnie przed nadlatującym ciosem, którego pewnie tylko ze względu na ten zmysł uniknąłem, schylając głowę. Następny nadszedł z naprzeciwka, ale zatrzymałem go swoją dłonią, wykręcając rękę przeciwnika i przerzucając się w taki sposób, że wylądowałem po przeciwnej stronie. Walczyliśmy dłuższą chwilę i każde z nas zdążyło już trochę oberwać, zanim w pomieszczeniu zapaliło się światło a ku naszym oczom ukazała się pani Natasha.

- Co wy do cholery odwalacie?

Lost | irondad | złσ∂zιєנкα мαяzєńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz