XXX

364 28 3
                                    

Dzrwi windy otworzyły się, przez co rozmowy na piętrze przerwały się, a oczy wszystkich zgromadzonych zwróciły ku mojej osobie. Chwilową ciszę zapełnił szmer pytań, których nawet nie chciałem próbować wyłapywać, a większość osób starało się mnie chociażby przytulić. Zamiast tego unikałem wszelkiego kontaktu, spytałem Friday o położenie pana Starka i ruszyłem w kierunku gabinetu ignorując wszystkich.

- Peter, co Ty robisz? Co się z Tobą działo przez tyle czasu - usłyszałem za sobą jeszcze tylko głos pani Natashy, ale Ją także zignorowałem?

O dziwo pan Stark nie przebywał w warsztacie a w swoim biurze. Tam też się udałem. Przed drzwiami tylko szybko przeładowałem broń, przysłuchałem, upewniając się, że nikogo poza Nim nie ma w pomieszczeniu i zwyczajnie otworzyłem drzwi.

- Czy ja nie mówiłem, żebyście kurwa pukali - powiedział z wyrzutem, jednocześnie szukając czegoś w szufladzie? - Jestem zajęty, szukam Petera. Doskonale, o tym wszyscy wiecie.

- Mam dwie wiadomości: dobrą i złą. Dobra jest taka, że Peter stoi za Tobą. Zła - że przykłada Ci właśnie lufę do skroni.

Spojrzał na mnie pytającym, zawiedzionym i jednocześnie zmartwionym wzrokiem. Ten wzrok mnie przeszył i cholernie zabolał. Ale jedynie tego mnie w środku.

- Peter, to nie Ty. Co Ty robisz?

- Przecież Ty mnie nawet nie znasz. Jak możesz twierdzić, że to nie ja - zaśmiałem się kpiąco? - Sprawa wygląda tak: nie mam czasu z Tobą gadać, ale jak masz jakieś ostatnie życzenie to jest właściwy moment, aby wypowiedzieć swoje ostatnie słowa. Może potrzebujesz się dowartościować na końcu życia i przypomnieć że jesteś Iron Man? Niezbyt mnie to interesuje. Mam minutę. Zamierzasz coś powiedzieć czy mam strzelić przed czasem?

- Chcę Ci powiedzieć, że przepraszam.

- Co?

- Ale to dla Twojego dobra.

Poczułem ukłucie na przedramieniu i ostatnie co usłyszałem to był jedynie odgłos ciśnienia wypychającego nabój.

***

I znowu obudziłem się w czymś co łudząco przypominało szpital. Byłem przytwierdzony do łóżka pasami, a obok mnie słyszałem głośno pikającą maszynę monitorującą i kilka osób krzatajacych się po pomieszczeniu. Cierpliwie czekałem na to, co mogło się wydarzyć, kogo mogłem zobaczyć po otwarciu oczu, ale w końcu zdecydowałem się je otworzyć. Aha... Czyli jestem nadal w Stark Tower. To... Chyba dobrze?

- Peter leży za tymi drzwiami - usłyszałem głos pana Bannera. - Błagam jakbyś mogła Mu jakoś pomóc, odczarować Go z tego czegoś...

- Damy radę - uśmiechnąłem się wewnętrznie, gdy usłyszałem kto jest rozmówcą pana Bannera. - Odzyskujemy Petera, a później wypleniamy z Niego Zimowego Żołnierza. I potem jest względnie w porządku. Będzie pamiętał wszystko, więc może to kiepsko przeżyć, jeśli mam być szczera, ale trzeba być dobrej myśli.

Drzwi od pomieszczenia otworzyły się, a ja usłyszałem jak pan Banner zwraca się do mnie o to, żebym już wstał.

- On nie śpi. To typ człowieka, który nigdy w życiu nie zaśnie w zwykłej pozycji na plecach - stwierdziła Shuri. - Obstawiam, że doskonale słyszał całą naszą rozmowę.

- Dokładnie tak było - powiedziałem lekko uchylając powieki i uśmiechając się. - Nie uda Ci się.

- Ja jednak wierzę, że się uda.

I znów wypowiadanie tych samych słów. Okropny ból, a potem upragniony spokój. Powiedzmy, że spokój. Wspomnienia zostały.

- Mogę...? Mogę zostać sam z Peterem - spytał pan Stark, kiedy „było już po wszystkim"? Dopiero, gdy pan Banner wyszedł powiedział do mnie jedno krótkie, ale wiele znaczące zdanie. - Tęskniłem za Tobą, Peter.

- Ja za panem też. A mógły pan mnie może... Nie wiem, odczepić od tego łóżka?

- A, jasne. I nie zaczynaj znowu z tym pan, proszę - odpiął pasy i uśmiechnął się, a ja choć bardzo chciałem nie odwzajemniłem tego gestu.

- Przepraszam... Chciał pan mieć normalne dzieci, a...

- Dobra, stop. Zacznijmy od tego, że nie chciałem, bo wiedziałem, że nie nadaję się na ojca - uniosłem tylko brew, nie chcąc przerywać Mu wypowiedzi. - Po drugie, kocham Was, jasne? I nikt nie jest normalny. To co przeżyliście nie powinno się nigdy wydarzyć, ale wydarzyło się i ukształtowało Was na wspaniałych ludzi. Chciałbym mieć tyle siły, niefizycznej - mentalnej, chciałbym mieć jej tyle ile Ty jej masz. Co nie zmienia faktu, że rozumiem, że jest to dla Ciebie trauma, dlatego tu dla Was jestem. Tylko proszę, rozmawiaj ze mną.

- A co niby robię?

- Bardzo śmieszne.

- Jakoś mi nie do śmiechu. Mogę się położyć? Jestem wykończony.

- Jasne, pewnie - odpowiedział gwałtownie wstając. - Na razie bądź tutaj, bo Bruce chciał jeszcze monitorować Twoje zdrowie, ale jak wszystko będzie w porządku to wrócisz do siebie. A, i Peter? Słuchasz mnie?

- Tak. Staram się.

- Jakby coś się działo to powiedz Friday, proszę. Okej?

- Okej - odpowiedziałem i obróciłem się na bok, modląc się tylko o to, aby obudzić się w tym samym miejscu.

Lost | irondad | złσ∂zιєנкα мαяzєńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz