9. (nie)znajomi

417 19 49
                                    

8 grudnia, poniedziałek

Cassie

Krzyczenie w poduszkę od przedwczoraj stało się jednym z moich ulubionych zajęć. Nie żartuję, materiał tłumi wszystkie moje wrzaski i nie muszę martwić się, że ktoś się tym hałasem zainteresuje.

Uniosłam głowę i przyciągnęłam do siebie kalendarz adwentowy. Już miałam wyjąć z niego czekoladę, ale zdałam sobie sprawę, że od wyprawy po ten jeden pierdolony kalendarz wszystko się zaczęło. I mimo tego, że czekoladki są dobre to chyba to nie było tego warte.

Wepchnęłam szybko słodką choinkę do ust i odłożyłam kalendarz, odwracając się do niego tyłem, aby zerknąć w telefon.

Gdy zobaczyłam, że godzina nie jest bardzo późna i na razie nie grozi mi spóźnienie się do szkoły, opadłam plecami ponownie na łóżko.

Przymknęłam oczy i wspomnienia ze wczoraj wróciły do mnie ze zdwojoną siłą.

Jego wzrok.

To najbardziej utkwiło mi w pamięci.

Pewnie dlatego, że nikt tak wcześniej na mnie nie patrzył. Dosłownie jego spojrzenie na mnie było czymś co przeżywają jedynie bohaterki mojej niezliczonej ilości romansów, które mam na półce.

I może nawet tknęło by mnie coś, aby z nim pogadać, gdyby nie fakt, że był tam z tą laską, którą całował w parku. A następnie byłam świadkiem jak ta na niego nawrzeszczała i dowiedziałam się paru ciekawych rzeczy.

Więc w rezultacie byłam jeszcze bardziej wściekła. I to przyćmiło zupełnie to uczucie w sercu, którego doświadczyłam, gdy tak na mnie patrzył.

Ale teraz, gdy ta wściekłość trochę minęła...

Nie, stop. Nadal jestem wściekła.

Otworzyłam oczy i gwałtownie wstałam z łóżka na trzy- często tak robię, gdy wyjątkowo nie chce mi się wstać.

A w sumie zawsze nie chce mi się wstać.

Ogarnęłam się, odganiając od siebie myśli, których nie chciałam bardzo w swojej głowie i zeszłam na dol.

Mama poprawiała szybko swoje włosy i chwyciła torebkę. Ostatnio wyglądała na bardziej wesołą niż zazwyczaj.

- Gdzie idziesz? - spytałam jej, a ona dopiero teraz mnie zauważyla.

- Szukać pracy- odparła- Nawet dla Lucasa już cos znalazłam, wiec przydałoby się samej tez zarabiać.

- Hm?! - mój brat, siedzący przy stole ożywił się- Jaka praca?

- Na festynie, będziesz cos tam sprzedawał, zaczynasz tez w czwartek- odparła, a następnie spojrzała na zegarek- Muszę już iść. Dobrego dnia, dzieci- rzuciła, a potem szybko wyszła.

Odczekałam chwilę i przysiadłam naprzeciwko mojego brata.

- Jakoś dziwnie się zachowuje - uznałam, a mój brat spojrzał na mnie powoli.

- W sumie ty również - odparł, na co zmarszczyłam brwi.

- O co ci chodzi?

- Po co wychodziłaś wczoraj prawie nocą? - spytał, a ja ponownie się skrzywiłam.

- Co za oskarżenia?- prychnęłam- Poszłam...pojeździć na łyżwach i tyle.

Uniósł do góry brew jakby mi nie wierzył. Przewróciłam na niego oczami.

Christmas of loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz