22. wieczorny spacer

287 14 31
                                    

21 grudnia, niedziela

Cassie


Mama włożyła nos w kolejny bukiet czerwonych róż i wciągnęła ich zapach. Elliot uśmiechnął się najpierw do niej, a potem do mnie i Lucasa, stojących na boku.

Nie podobało mi się to ani trochę. Musiałam wstać wcześnie rano (bo aż o jedenastej) i ubrać się oraz ogólnie przyszykować w tempie natychmiastowym, bo mama oświadczyła mi, że przychodzi Elliot. Niby wiedziałam to już od wczorajszego wieczoru, ale proszę, czemu tak wcześnie?

Dlatego też nie wysilałam się na uprzejmy uśmiech, jedynie na skrzywienie ust, co miało ten uśmiech imitować. Wybranek serca albo faktycznie nie zauważył nieszczerości w tym geście albo udawał.

Nie patrzyłam na Lucasa obok, ale wiedziałam, że on też nie był w siódmym niebie, gdyż również został brutalnie zbudzony. I to nie przeze mnie! Ale on zwlókł się z łóżka o wiele później ode mnie i wystarczyło, że naciągnął na dupę dresy i był już gotowy. Jego włosy nadal zostały poczochrane.

- Dzieci, Elliot zostanie dziś na obiedzie i może nawet na kolacji - posłała mu pytające spojrzenie, jakby dopiero teraz zaproponowała mu zostanie jeszcze dłużej, na co typ rozpłynął się w uśmiechu. A ja się skrzywiłam, od razu po tym jak upewniłam się, że na mnie nie patrzą.

Już w tym momencie pomyślałam, że muszę gdzieś się potem zmyć, aby jak najbardziej ograniczyć ten czas przeżyty w niemiłosiernej niezręczności. Albo wysłuchiwania jak mama naprzemiennie słodzi sobie z Elliotem przy każdej wykonywanej przy nich czynności.

- Okej - wzruszył ramionami w odpowiedzi Lucas, widząc, że ja nie raczę odpowiedzieć.

Elliot przyjął tą odpowiedź nijako, jakby się jej spodziewał. Mama wyglądała natomiast na niezadowoloną.

Już po kilku chwilach zostałam razem z Lucasem wykorzystana do noszenia potraw na stół, a następnie również sztućców. Elliot zaproponował nam oczywiście pomoc, ale odmówiłam. Nie tyle co z grzeczności, co z faktu, że faktycznie wolałam zrobić to samodzielnie.

Z cichym westnieniem usiadłam przy stole, kładąc dłonie na kolanach. Zaczęłam poprawiać bluzkę, udając że jestem tym bardzo zajęta, tylko po to, aby Elliot nie zaczął bombardować mnie jakimiś głupimi pytaniami o szkołę. Nie mam pojęcia jak na nie odpowiadać. Poza tym, to takie niezręczne.

W końcu obok mnie przysiadł Lucas, a zaraz potem mama. Jednak ona natomiast zajęła miejsce nawprost mnie, oczywiście aby być przy boku Elliota.

Bez zbędnych słów życzyłam wszystkim smacznego i zaczęłam jeść. Jedzenie to był chyba jedyny plus tej sytuacji.

Lucas szybko poszedł w moje ślady, wbijając widelec w soczysty kawałek kurczaka.

Mama nie była z nas pewnie zadowolona, ale ukryła to, uśmiechając się delikatnie do Elliota i zachęcając go, aby spróbować jej popisowych potraw.

Przez chwilę każdy z nas tylko jadł, nie odzywając się. To milczenie nie potrwało jednak długo.

Mama odsunęła widelec od twarzy i spojrzała na Elliota, który od razu zatrzymał się i również przestał jeść. Popatrzyłam na nich przelotnie.

- Mój syn również gotuje - powiedziała dumnie, wskazując głową na Lucasa, który właśnie wciągał ziemniaki z taką prędkością i dzikością jakby był jaskiniowcem. Aż pozwoliłam sobie na ciche parsknięcie.

Christmas of loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz