12

109 14 1
                                    

Przez kolejny dzień było spokojnie, prócz momentów, gdy Luffy postanowił się z nią gdzieś zaszyć. Uważała, że bardziej męczą ją te "potajemne" spotkania, niż jakakolwiek walka, choć nie walczyła dużo.

Starała się też unikać Kanjuurou. Mężczyzna ją przerażał, bo cały czas jej się przyglądał uważnie. Miała nadzieję, że nigdy jej nie widział i nie wiedział kim jest. Do tego unikała każdego z kraju Wano, więc nie wydawało się być to dziwne dla innych.

W Zou nic nie było podejrzanego. Głównie przyjemnie jej się spało, albowiem Luffy miał zakaz spania na wielkiej owcy. Była też w bezpiecznych miejscach, dzięki czemu nikt jej nie rozpoznał. Nawet Jack, którego spotkała raz i to jej wystarczyło. 

Obserwowanie załogi, która walczy było dla niej czymś, co ją fascynowało i uspokajało równocześnie. Nie potrafiła tego zrozumieć. Wiedziała, że nie będzie mogła zawsze unikać walki, szczególnie gdy nie będzie już wiedziała co się będzie działo dalej. 

Gdy ruszyli do Whole Cake, zaczęła się martwić. Leżała w pokoju dziewczyn, podczas gdy reszta załogi zajmowała się sobą. Chciała pobyć sama. A przez fakt, że statek był takim miejscem, że nie mogła się ukryć na dłużej, wybrała miejsce, gdzie Luffy nie może wejść.

Zamknęła oczy, wsłuchując się w rozmowy, które w końcu sprawiły, ze zasnęła. Była zmęczona wszystkim, a szczególnie słabo przespanymi nocami. Obudził ją dopiero wybuch, który wstrząsnął łodzią. 

- Co się dzieje?- mruknęła, wstając i wychodząc z kajuty.

Nie musiała pytać drugi raz, bo zobaczyła dym wychodzący z kuchni, w której pojawiła się dziura. Westchnęła, słuchając rozmów załogi i przyjaciół. Gdy zaproponowali jej porcję trującej mikstury Luffy'ego, musiała miło podziękować, bo nie chciała dostać problemów żołądkowych.

Niedługo po tym incydencie, dotarli w końcu na wody Big Mamy. Nie zdziwiła się, gdy Pekoms zniknął, a na statku zapanowała ciężka atmosfera. Stała z boku, obserwując wszystko uważnie. Wiedziała doskonale, że pójdzie z Luffy'm, a w lesie się pogubią. Że kapitan będzie walczyć z Sanjim, zostanie złapany razem z Nami. 

Głównie zastanawiała się, co powinna zrobić, by i ona nie została w to zaplątana. Wcześniej miała głównie szczęście, bo nie była przy osobach, które grały główną rolę w walkach ze złymi postaciami. Jednak od teraz, będą się zbliżać osobiście do Big Mamy.

Miała kilka opcji wyjścia, jednak żadna nie była idealna. 

Gdy wyszli na ląd, spojrzała na las, który ją przerażał. Wiedziała doskonale, że te drzewa mają dusze ludzi, którzy żyli na wyspach jednego z Czterech Imperatorów. Przełknęła ślinę i niepewnie ruszyła za częścią załogi, która nie czekała na nikogo. 

Serce mocniej zaczęło jej bić, gdy słyszała głosy, wołające kapitana, Carrot czy ją. Zaczęła się panicznie rozglądać, chcąc znaleźć swoją kopie. Była zdziwiona, gdy jej nie zauważyła, ale równocześnie odetchnęła w spokoju, ruszając do wyjścia z lasu.

Akurat trafiła na moment, gdy z oddali zauważyć się dało karocę z Sanjim i jego rodzinę. Brunetka zauważyła, że Luffy już chciał ruszać w jego stronę, przez co rzuciła się na niego, by zatrzymać. Za wcześnie na to było. Musiał wyjść o wiele wcześniej z lasu, przez co linia się przesunęła. Nie mogła pozwolić na kolejne złe ruchy.

- Nie możesz!- powiedziała, przez co kapitan spojrzał na nią zły.

- Jak to, nie mogę?!- warknął.- Puść mnie, Fei...

- Nie.- pokręciła głową, nie chcąc by coś im się stało. 

Wszystko do tej pory szło dobrze, linia nie była mocno zmieniona. Mogła jeszcze to uratować. Mogła zrobić coś, co sprawi, że nie stanie się coś, co mogłoby ich skrzywdzić albo, co gorsza, zabić.

Między Światami || Monkey D. LuffyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz