[ROZDZIAŁ 7]
Następnego dnia obudził się cały poparzony. Okalany słowami o smaku słonym, ale nie łzawym — bardziej tępym, rzucającym nim o ścianę jak o prawdę, jaką słyszał od ludzi, którzy wcale nie powinni się o niego martwić. Koko zakocha się w twoim ciele, nie w tobie pamiętał te słowa z wczoraj, a później smak jego gorzkich ust. Były brudne od obietnic bez dna i brzydoty wiary w rzeczy niestworzone.
I Inui wcale nie wymagał od Koko szczerej miłości. Był naiwny, ale nie aż tak. Miał w głowie nieporządek, ale nie aż tak okropny, by ciążył mu na barkach i bolał w przeforsowaną szyję. Wcale nie musisz się we mnie zakochiwać, Koko, spraw jedynie, żeby uczucie należenia do ciebie było ze mną zawsze.
Koko dotykał go po bladym udzie, gdy się obudził. Nie zamknęli okna na noc, dlatego od razu po otworzeniu oczu poczuł gęsią skórkę. Słońce dopiero co wychodziło, budziło się po burzliwej nocy, zapewne było około szóstej albo i piątej. Mgła nosiła się po domach, rosa skraplała ostatki wiosennej trawy, a wraz z wiatrem po ulicach szwędał się ich koniec.
– Jak się czujesz? – Usłyszał pytanie i zaraz otworzył przekrwione oczy, dostrzegając obok siedzącego Koko z telefonem w ręce.
Plecami opierał się o ramę łóżka, w którym spali, prawą dłonią trzymał komórkę, a lewą błądził po tyle uda Inuiego. Nie miał pojęcia, co tu robili. Zgadywał, że to sypialnia Takeomiego.
– Nie wiem – odpowiedział zachrypniętym głosem, podnosząc się na łokciach. Zasnął na brzuchu w samych bokserkach i koszulce, a na biodrach miał przerzucony koc. Spojrzał na wpatrzonego w telefon Koko i przyglądał się mu aż do znudzenia. – Co robisz?
– Nie wiem – odpowiedział na złość, a Inui westchnął, kładąc twarz z powrotem w poduszki.
Bolała go głowa. W krzyżu coś pękało, gardło piekło, ale mimo wszystko lubił ten stan rzeczy. Gdy coś czuł, więcej niż nic, nawet jeżeli cierpiał. Wszystko znosił lepiej niż pustkę. I czując krążącą dłoń Koko na tyle swojego uda, zamknął zaspane oczy. Miło, że jesteś.
– Chciałem dziś iść do szkoły – powiedział w poduszki, a Koko spojrzał na niego zdziwiony pierwszy raz od dłuższego czasu.
Myślał, że dłuższego, bo odkąd się obudził, ten nieprzerwanie gapił się w telefon. Nie musiał wiedzieć, ile czasu chłopak spędził na oglądaniu go podczas snu.
– Wyjeb się na to – powiedział skrajnie obojętnym głosem, a Inui prychnął w pościel, czując, jak dłoń Koko zatrzymuje się w jednym miejscu pod jego pośladkami. – Odwiozę cię do domu i wyszukuj się ładnie do dziesiątej. – Wtem zdjął z nogi blondyna dłoń, dosięgając nią telefonu.
– Gdzie jedziemy? – zapytał, marszcząc brwi na brak jego dotyku i słowa, których nie rozumiał.
– Zarabiać. Pracujesz dla mnie, Inupi – wyjaśnił, oglądając chłopaka ze zdziwioną miną.
– Co?
– Wczoraj mi obiecałeś, że pojedziesz ze mną. Już ci zapłaciłem. – Wstał z łóżka, narzucając na siebie bluzę, bo chłód zaszczypał go w blade ciało. Miał na sobie tylko koszulkę i bokserki. Tak jak Inui, a na kolanach dzierżył okropne strupy i wokół nich zaschniętą krew.
CZYTASZ
Królestwo Samotnych Dusz ||Kokonui||
Fanfiction❞ W szklistych oczach mieniły mu się krzywdy, odbite piekielną krwią na udach i łazienkowych kafelkach. Pragnął jedynie odrobiny łaski, kilku słów gorętszych od próśb o papierosa i dotyku bardziej cielistego od tego na bliźnie na porcelanowej buzi...