[ROZDZIAŁ 10]
Żałował tego, kim był. Kim się stał. Co ze sobą, do cholery, robił.
Rozjebał się.
Zapach zioła czuł częściej niż perfumy swojej matki. Nagi przed obcymi bywał podobnie tyle, co w szkole. Nie znosił tego. Tego całego nieładu. Hotelowych pokoi i ich dziwnego wystroju, a później siedzących przy małym stole ludzi, z którymi uprawiał seks przed sekundą. Często zdarzało mu się dealować od razu po tym.
Najpierw rozkładał przed nimi nogi, a później kartą kredytową zakreślał kreski. Nie potrafił patrzeć im w oczy. Na siebie też nie, dlatego unikał luster.
Widział w niej Inuiego, choć była kobietą. Choć ciało miała zgoła inne, a głos dziewczęcy i długie włosy, czuł się, jakby spał z nim. Chciał się tak czuć. Dość miał ciał, które wartości miały tyle, co on szacunku do samego siebie. Cały się ubrał, ale ona nie. Ona założyła tylko spodnie i niedokładnie zapięła biały stanik, siadając przy stole z butelką wody w chudej dłoni.
– Byłeś dziś chujowy – zarzuciła, biorąc łapczywe łyki wody, łokciem opierając się o stół, który się zatrząsł. Kłamała, ale w nawyku miała wprowadzanie ludzi w irytację.
– Może dlatego, że wcale nie chcę tu być – odpowiedział ze stukiem karty w tle, gdy kreska rozmazała się pod wpływem drżenia ławy.
– W trakcie mówiłeś co innego. – Uniosła wysoko brwi, hałasując przedłużanymi paznokciami o giętką butelkę.
– Bo lubisz, jak się do ciebie gada, a nie chcę wyjść stąd bez pieniędzy – odpowiedział z westchnieniem na ustach i odrzucił kartę na kraniec stołu, gdy skończył.
– Nie ogarniam cię.
– Nie musisz.
– Robisz hajs na tyle sposobów, dlaczego się szmacisz, skoro dobrze wiesz, że psycha ci siada? – zapytała z ciekawości, przyglądając się ułożonej kokainie, jakby tylko wyczekiwała momentu, aż się nią naćpa.
– A ty czemu uciekasz z domu, skoro masz dach nad głową i jedzenie? – odpowiedział, krzywiąc się brzydko. Ramiączko od jej stanika osunęło się wzdłuż ramienia, ale zdawała się tego nie odnotować. Milczała.
– Zadałeś okrutne pytanie – wydusiła z siebie cierpkim głosem, przyglądając się mu.
Jego kolczykom, dawno nieobcinanym, hebanowym włosom. Schudł z twarzy, ale nie wiedziała, czy z ciała też. Uprawiali seks przy drobnym świetle i nawet nie zwróciła na to uwagi.
Wstała, bo się nie odezwał. Nie widziała, żeby układał drugą kreskę dla siebie — miał coś do roboty, jak stąd wyjdzie. Podeszła do niego, łapiąc za blady policzek i podniosła ku górze. Obdarzył ją nudnym spojrzeniem. Jakby zerkał na świat zza brudnych okularów albo popękanej szyby. Nawet krztyny emocji nie ukazał. Pocałowała go. Nie zareagował. Ani się nie wyrwał, ani nie oddał pocałunku. Po prostu był.
Był najgorszą wersją siebie.
Kciukiem otworzyła jego buzię szerzej, całując zachłanniej. Językiem, zębami, śliną. Wszystkim, czym mogła. Ujęła jego dłoń w swoją i przystawiła do piersi, zaciskając palce Koko wokół. Nie wzruszył się niczym.
– Lubisz cycki tylko wtedy, gdy ci za to płacą? – Oburzyła się, oddalając twarz od chłopaka, ale nie puściła jego ręki. Milczał. – Albo lubisz cycki kogoś innego. To by tłumaczyło, dlaczego nigdy nie patrzysz mi w oczy podczas seksu.
CZYTASZ
Królestwo Samotnych Dusz ||Kokonui||
Fanfiction❞ W szklistych oczach mieniły mu się krzywdy, odbite piekielną krwią na udach i łazienkowych kafelkach. Pragnął jedynie odrobiny łaski, kilku słów gorętszych od próśb o papierosa i dotyku bardziej cielistego od tego na bliźnie na porcelanowej buzi...