Rozdział 21.

89 3 7
                                    

-Masz się nie odzywać, nie wchodzić w dyskusję z innymi. Masz tylko siedzieć i słuchać. - Mówił szatyn a ja patrzyłam na niego w zdumieniu. - Możesz odpowidać na pytania, tylko jeśli ci na to pozwolę - Dokończył swój monolog.

-A oddychać mogę? - zapytałam sarkastycznie.

-To poważna sprawa Lea. Lepiej jak twoja piękna buźka będzie milczała - spojrzałam na mnie z powątpieniem.

Westchnęłam jedynie w odpowiedzi. Fakt faktem sama uparłam się, że chce jechać. Nie spodziewałam się tylko, że dostanę takie wytyczne. Podświadomie miałam nadzieję na trochę rozrywki, będę mogła wkońcu wyjść do ludzi i się zabawić. Tymczasem Nathan, zniszczył mi te plany...

-Zaraz będziemy - rzucił Matt, kierujący samochód.

Czarne BMW zatrzymało się na dość dużym parkingu, pośród wielu innych aut. Wysiadłam z samochodu, czekając na resztę. Był jeszcze z nami Peter, który uśmiechnął się do mnie szeroko, odwzajemniłam jego uśmiech. Ruszyliśmy w kierunku klubu, który był naszym celem. W środku było mnóstwo ludzi, nie zrobiło na mnie to takiego wrażenia, jak sam club, który był olbrzymi, ogromny parkiet, olbrzymi bar, miejsca siedzące i wielkie kręte schody z boku prowadzące na górę. Nigdy nie byłam w takim dużym clubie, moja chęć zabawy, wzmocniła się jeszcze bardziej.

Tymczasem Nathan złapał mnie za nadgarstek, ciągnąć za sobą w górę schodów. Zdziwiłam się widząc u szczytu schdów dwóch ochroniarzy. Widząc Nathana odrazu zeszli nam z drogi. Piętro było duże, z masą drzwi z napisami VIP. Właśnie jedne z nich były naszym celem, przeszliśmy przez nie, w pokoju było pół ciemno, delikatnie różowo fioletowe ściany, z dużymi obrazami mostów. Białe duże kanapy podświetlane niebieskimi ledami robiły klimat. Na środku stał biały stolik, z różnymi kieliszkami i alkoholem.

Poczułam się skrępowana, gdyż oprócz nas w pomieszczeniu, znajdowało się trzech mężczyzn. Widząc nas spoważnieli.

-Witajcie - odezwał się jeden z nich.
Miał na oko z jakieś czterdzieści parę lat, jego włosy ułożone były na żelu. Jego twarz była poważna i nieprzyjemna na pierwszy rzut oka. Ubrany był w bardzo drogi garnitur.

Pozostała dwójka również skinęła głowami, uważnie nas obserwując.

-Witam - Nathan usiadł pociągając mnie za sobą, tuż obok mnie usiadł Matt oraz Peter.

-A ty, to kto ? - zapytał mnie mężczyzna o błękitnych oczach. Wlepił we mnie tak mroczne spojrzenie, że przeszedł mnie dreszcz.

-Moja dziewczyna Lea - odrzekł natychmiast Nathan. On jedynie pokiwał głową z uznaniem.

*Trochę później*

Nathan rozmawiał z tymi ludźmi dosyć długo, o interesach. Wyłączyłam się ponieważ nie chciałam tego słuchać. To nie był mój świat, wiem że poznając chłopaka i zbliżając się do niego, smakowałam jego życia mafijnego, jednak ON sam trzymał mnie na dystans od tego. Popatrzyłam na Petera, który uważnie przyglądał się błękitno okiemu, chyba nie tylko ja, mu źle z oczu patrzyłam. Nudziłam się niemiłosiernie, jakbym nie mogła, pójść na parkiet potańczyć z innymi ludźmi... Zazdrościłam im dobrej zabawy. Miałam nadzieję, że Nathan wyjaśni mi powód, dla którego byłam TU a nie TAM.
Słyszałam przelotnie, że mężczyzna z którym rozmawiał Nathan, ma na imię Victor, pozostała dwójka była jego obstawą. Patrzyłam na swoje palce, którymi bawiłam się od dłuższego czasu.

-Lea, my wychodzimy na chwilę - odezwał się nagle szatyn, spojrzałam na niego zdziwiona. - Zostań tutaj i się nie ruszaj - nakazał.

ZROZUMIAŁEŚ MNIE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz