Dusza królowej

130 5 5
                                    

Smoczy Książę: Refleksje

Link do oryginału

https://thedragonprince.com/thequeenssoul/

Napisane przez Kris James
Ilustrowane przez Caleb Thomas

Proponuje zajrzeć do oryginału ze względu na ilustracje :) 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Karim przechadzał się.

W gasnącym cieple królewskiego namiotu Janai, książę Lux Aurea okrążał złotą świecę dusz na podłodze przed sobą. Jej wosk pachniał żółtą plumerią - ulubioną przez Chessę. Świeca była przecież przeznaczona dla niej: raz zapalony płomień będzie płonął przez całą noc i poprowadzi duszę upadłej Królowej z powrotem do Słońca.

Nie mógł jej jednak jeszcze zapalić. Nie bez swojej siostry. Wszystko było gotowe, oprócz Janai.

Gdzie ona była?

Kiedy klapa namiotu wreszcie się rozsunęła i Janai weszła do środka, była zakurzona i błyszczała od potu. Trenowała - i unikała go. Unikała tego. "Spóźniłaś się", skarcił Karim.

Janai nie spotkała się z jego wzrokiem, patrząc zamiast tego na świecę duszy. "Oboje jesteśmy spóźnieni, bracie. Świeca musi być zapalona w noc śmierci. Khessa zmarła tygodnie temu".

Klatka piersiowa Karima zacisnęła się. "Nigdy nie jest za późno. Musimy honorować nasze tradycje, teraz i zawsze! Są one światłem, które wskaże nam drogę z tej ciemności."

Janai mówił z brutalną szczerością, która cięła go jak ostrze. "Jej dusza - jest stracona."

"Nie. Ona jedynie czeka, siostro. Czeka na nas", ponaglał Karim. "Musimy poprowadzić ją z powrotem do Słońca".

Janai spotkała się z jego spojrzeniem. W końcu skinęła głową. "Więc zacznijmy."

Malowali sobie nawzajem twarze. Nucili, ich głosy były jednym. Potem razem uklękli przed świecą duszy, uroczyście i w milczeniu. Opuszkami palców Karim rozpalił płomień duszy, a jego blask odbił się w ich oczach. Kłęby dymu uniosły się przez szczelinę w plandece namiotu w górę, ku ciemnemu niebu. Patrzyli, jak świeca płonie aż do wschodu słońca, i razem wspominali swoją siostrę. Ich królową.

Karim czekał, aż Janai odezwie się pierwsza, jak przystało na starsze rodzeństwo. Gdy tego nie zrobiła, przerwał ciszę. "Khessa. Byłaś światłem przewodnim Lux Aurei."

Więcej ciszy. Karim uniósł brwi i spojrzał wymownie na Janai.

Jego siostra przesunęła się, niezręcznie. "Byłaś naszym światłem przewodnim", powiedziała do płomienia. "Naszym rodzinnym ciepłem. Będzie mi go brakowało."

"Z każdym wschodem Słońca poczujemy je ponownie", zapewnił ją Karim. "Niech objawi ci ono lśniącą ścieżkę jej mądrości " Janai. Obyś szła w jej blasku -"

Janai mruknęła pod nosem. "Jesteśmy tu, by mówić o Khessie, czy o mnie?"

Karim odetchnął głęboko. Skupił się. Musiał do niej dotrzeć - nie jako do swojej siostry, ale jako do nowej władczyni Lux Aurea. "Janai. Kiedy jutro spojrzysz w lustro, ujrzysz królową. Twój lud będzie oczekiwał, że masz plany na naszą przyszłość".

Jej wyraz złagodniał. "Mam plany, mały bracie". Karim długo czekał, aż Janai się odezwie - ale zamiast tego uśmiechnęła się złośliwie i podniosła się na nogi. "Dziś wieczorem planuję uczcić Khessę jej ulubionym tańcem!"

Wyciągnęła dwie pary cymbałów palcowych z małej skrzyni i zaoferowała mu jeden. Karim zawahał się - ale to też była tradycja i nie mógł się oprzeć. Stukał swoimi cymbałami o cymbały Janaj, gdy ta nuciła pierwsze nuty Promenady. Tańczyli szybko, obracając się obok siebie, tak że ich instrumenty dęte jęczały i brzęczały, aż w końcu obrócili się do niespiesznego finału gongów i złapali oddech, śmiejąc się razem.

Karim wyciągnął rękę z czerwoną rękawiczką. Janai ją ujął.

Uklękli obok siebie przed płomieniem. Wtedy łatwiej było mówić i śpiewać. Ich głosy wznosiły się w harmonii z ulubionymi hymnami i melodiami Khessy. W blasku świec opowiadały sobie historie, wspominając dzieciństwo pełne scorchberry scones, sunbeam tag i wyścigów hotcat. Uczcili swoją siostrę. Tęsknili za nią. Kochali ją, po raz ostatni.

W końcu wszystkie słowa zostały wypowiedziane. Świt pocałował wierzchołek namiotu, a płomień świecy duszy zmienił kolor na złoty, a potem na biały. Jej ostatnie błyski uniosły się w górę i zniknęły.

"Wróciła do Słońca" - powiedział Karim. W swoim sercu wiedział, że to prawda. Otarł łzy, ścisnął rękę Janai i wstał. "Chodź, siostro". Przy klapie namiotu skinął w stronę stałego światła na horyzoncie. "Słońce w swoim biegu, a my w swoim".

Janai podniosła podbródek. W jej oczach odbiło się nowe światło i Karim uznał ją za królową. Pochylił głowę, czekając na jej słowa.

"Śniadanie?" zaproponowała. "To najważniejszy posiłek dnia".

SMOCZY KSIĄŻE - OPOWIADANIA REFLEKSJEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz