rozdział 12 " Zabawa dopiero się zaczyna"

4.2K 128 181
                                    

Drogi pamiętniku

Tydzień temu przeżyłam najlepszy dzień chyba w całym swoim życiu. Wiem, że trochę za wcześnie by się określać, bo jakby to powiedział mój dziadek "Młodzi mają całe życie przed sobą " ale coś czuję, że właśnie to był jeden z lepszych dni. Pomijając drobne fakty i niedogodności powrotu, kiedy to mój towarzysz prawie spadł z góry.

Moja matka nie zauważyła, że jej jedynej córki nie było w domu. Gdy wróciłam była pijana, lecz tym też się nie przejęłam. Postanowiłam stosować się do rady Sean'a, który aktualnie zaczynał ostatnią klasę liceum. Z resztą ja też zaczynałam. Powiedział mi on, abym olewała życie, a jedynie próbowała się dostosować do jego zasad, bo z tak okrutną grą się nie wygra.

Pomimo tego i tak jestem ciekawa jak potoczy się wszystko tym razem. Cztery lata temu początek roku zapowiadał się cholernie dobrze, a skończył się tragicznie. Czy w tym roku los i czas będą dla nas mili ? Mówię dla nas, bo już nie jestem sama  i mam nadzieję, że już nigdy nie będę.

Zamknęłam puchaty zeszyt, który wraz z długopisem odłożyłam na biurko. Spojrzałam ukradkiem na telefon, na którym wyświetlaczu nie zobaczyłam żadnego powiadomienia. W Mountain View mieszkałam już od trzech tygodni. Zdążyłam się już zadomowić w swoim pokoju, jak i w całym mieście, które na nowo pokazał mi Sean. Z nim widywałam się już od dwóch tygodni, z czego od tygodnia bez przerwy.

Zaczynaliśmy w tym roku nasz ostatni rok liceum, a przynajmniej miałam taką ogromną nadzieję. Gdy chłopak powiedział mi, że nie zdał z matematyki i miał mieć poprawę myślałam, że go uderzę. Nie powiedział mi o tym wcześniej, choć wiedział, iż matematykę umiem naprawdę dobrze.

W wieku czternastu lat uczyłam osiemnastoletnią Ritę, która o dziwo do dnia ówczesnego potrafiła rozwiązywać równania. Nie widziałam dlatego innego wyjścia od udzielenia temu idiocie korepetycji. Jego egzamin poprawkowy został przesunięty z powodu choroby nauczycielki, więc mieliśmy dużo czasu na nadrobienie jego zaległości. Przez ten tydzień moje drzwi balkonowe stały się drzwiami wejściowymi.

Chociaż nie było w domu nikogo oprócz Rity i Petera.

Mój ojciec jak powiedział, tak wyjechał i gdy wróciłam jego już nie było. Moja matka wyjechała także po dwóch dniach nawet nie mówiąc kiedy wróci. Co do ojca, to nawet mogłam powiedzieć, że będę tęsknić. Co do matki, cóż... Problemy rozwiązały się same.

Odwróciłam się w kierunku okna balkonowego, których drzwi otworzyły się, a w nich zobaczyłam dobrze znaną mi postać. Spojrzałam na niego wyczekująco, ponieważ na ostateczny werdykt czekałam już od długiego czasu.

- No i co

Uśmiechnął się radośnie, a w jego oczach zauważyłam przebłysk szczęścia.

- Zdałem na trójkę - odpowiedział zadowolonym z siebie głosem. Pisnęłam niczym mała dziewczynka i podbiegłam do niego, a następnie wtuliłam w jego ciało.

Ledwo co mnie złapał, ale udało mu się to. Obrócił mnie wokół własnej osi w akompaniamencie mojego śmiechu. Odstawił mnie po kilku sekundach, lecz w dalszym ciągu przyglądał się mojej uśmiechniętej twarzy.

- To dzięki tobie. Naprawdę bym sobie nie poradził samemu. - zgodziłam się z nim kiwnięciem głowy. W tym musiałam przyznać mu rację. Samemu nie poradziłby sobie z dwoma działami, a w dodatku z jego umiejętnościami matematycznymi.

- Dlatego trzeba słuchać kobiet. Pamiętaj, że najpierw tworzy się szkic, a potem arcydzieło. - dodałam dumnie i odsunęłam się od chłopaka, którego wyraz twarzy po moich słowach był nieziemsko zabawny. - No co. Taka prawda.

Start a StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz