Rozdział 22 " Ciekawe czy tak jak my"

3.7K 128 63
                                    

Wtedy usłyszałam huk głośniejszy od niejednego wybuchu fajerwerki.

Zeskoczyłam z huśtawki, a moją książkę, którą czytałam odłożyłam na bok, by nie uszkodziła się w kontakcie z ziemią. Podbiegłam szybko do miejsca, z którego usłyszałam hałas, a gdy już tam dotarłam zobaczyłam chłopaka leżącego na ziemi obok samochodu mojej mamy.

Widziałam jak pokracznie wstał i otrzepał się z brudu ulicznego. Wtedy sprzed moimi oczami przedstawił się młody chłopak z burzą ciemnych loków na głowie i ładnymi czekoladowymi oczami. Jego policzki były lekko pulchne i zaczerwienione, a nosek zadarty. Jeden z długich do ucha loków zakręcił mu się pomiędzy brwią, a okiem, który momentalnie poprawił dłonią.

Obok niego leżała deskorolka, która prawdopodobnie była winowajcą całego wydarzenia. Chłopiec rozglądał się nerwowo po okolicy oraz nie wiedział czy w ogóle może na mnie patrzeć. Wszystkie następne wydarzenia działy się tak szybko, że nie zdążyłam ich zarejestrować.

Moja zdenerwowana mama krzycząca na chłopaka, który okazał się synem naszych sąsiadów. Milcząca ja, od której wszyscy wymagali wyjaśnień i milczący chłopak, który gapił się na mnie z chytrym uśmiechem.Wydawał się... Naprawdę fajny.

- To moja wina, mamusiu - odparłam, wpatrując się w wyższą ode mnie kobietę. - Uczył mnie jeździć, ale coś mi nie wyszło

- Eleno, nie kłam - zbeształa mnie ostrym głosem i chwyciła mocno za ramię. Spojrzała prosto w moje oczy, wymuszając ode mnie powiedzenie prawdy.

- Nie kłamię. Wiesz, że nie potrafię - pociągnęłam nosem, starając wyrwać się z jej uścisku.

Wszystko jednak przyniosło odwrotny skutek. Prześledziła najpierw mnie, a później chłopaka stojącego obok niskiej blondynki. Pociągnęła mnie za sobą w głąb domu, a ja wchodząc do niego, ostatni raz uśmiechnęłam się pogodnie do bruneta, który zrobił dokładnie to samo.

Otworzyłam oczy przez przebijające się przez zasłony promienie słoneczne. Przetarłam je i leniwie rozciągnęłam się na materacu. Spojrzałam przelotnie na zegarek stojący na komodzie w rogu pokoju. Była ledwie dziesiąta rano, a ja już się obudziłam. Wyjrzałam za okno, gdzie jedynym widokiem okazał się zimny, ponury świat, którego szczerze nienawidziłam.

Obok zauważyłam wielkiego nadmuchiwanego bałwana, a obok niego świecącego się renifera. Od razu odwróciłam wzrok, by nie patrzeć na to szaleństwo, jakie odbywało się już prawie tydzień przed świętami Bożego Narodzenia.

Szczerze o wiele bardziej tolerowałam święta wielkanocne, w których ludzie przynajmniej nie pieprzyli na każdym kroku o świetnej atmosferze. Wigilię także nie nazywałam wigilią. Uznawałam wówczas jedynie urodziny Sean'a i tak też nazywałam ten dzień.

W domu byłam sama. Kilka dni temu moja matka wyjechała na casting na inny kontynent, a ojciec dostał ważne wezwanie do firmy swojego ojca. Rita i Peter także mnie opuścili. Rita wzięła urlop oraz wyjechała do swojej rodziny mieszkającej we Włoszech, a Peter również pozwolił sobie na wolne i tak samo jak dziewczyna pojechał do swojej rodziny.

Wszyscy spędzali ten czas z rodziną w pięknej, spokojnej i cholernie przytulnej atmosferze. A mnie chciało się rzygać na te wszystkie ozdóbki, które przypomniały mi jedynie jedną rzecz. Bez babci byłam sama. Nie chciałam godzić się z faktem, że kiedyś jej zabraknie. Przeżywałam już wielokrotnie ten okres sama we Włoszech. Jako czternastoletnia dziewczyna siedziałam na dachu wielkiego domu płacząc w rękaw swojej bluzy podczas podziwiania wesołej rodziny, która cieszyła się sobą.

Start a StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz