4. Wiadomość

202 8 0
                                    

-Boże Fred, nie kreśl tak bo nic nie zrozumie.-mruknął poirytowany George,zaglądając bratu przez ramię, aby sprawdzić jak idzie mu pisanie liściku.

Co drugie słowo było przekreślone, a po całej kartce walały się małe plamki atramentu, bo Fred za bardzo wymachiwał piórem.

-To był twój pomysł.- odparł gniewnie po chwili, skrobiąc kolejne słowo na małym pergaminie.- Mogliśmy z nią normalnie porozmawiać. Mogliśmy to zrobić od kilku dni.

-Oh Fred, daj spokój, nie będę rozmawiał z Tonks, która nie ma ani grama poczucia humoru.- George oparł brodę na ręce i znów spojrzał na pergamin.- Jest po prostu nudna.

-Hermiona też jest nudna.- pokwitował Fred zanurzając pióro w kałamarzu i zerkając ukradkiem na brata.- Z Hermiona jakoś nie masz problemu normalnie porozmawiać, mimo że również nie ma poczucia humoru jak Tonks.

George mruknął coś w stylu Ale Hermiona należy do rodziny i już więcej nie narzekał na brata i liścik, który był tak poprzekreślany, że ledwo dało się go odczytać.
  Fred zanurzył pióro ostatni raz i złożył podpis w prawym dolnym roku, przekazując pióro bratu, który podpisał się obok.
-No i pięknie.-zacmokał George.- Na pewno nie zrozumie co tu jest napisane.
Nagle drzwi do pokoju wspólnego otworzyły się, a do środka weszli Harry, Ron i Hermiona. Fred schował szybko liścik do kieszeni. Jednak nie udało mu się w porę schować kałamarz i pióro.

-Co robicie?- zapytał Ron, podchodząc bliżej i zerkając przez ich ramiona na stół.- Czemu tu jest pióro i kałamarz? Piszecie do kogoś? Do kogo?

-Nie twój interes.-odparł George. Wstając i zarzucając torbę na ramię.-Pożyczysz nam Świstoświnkę?

-Pożyczyłem już Harremu, poza tym po co wam ona?-Ron wciąż naciskał.

-To są sprawy dorosłych Ron, nie wpychaj tak nosa w nieswoje sprawy.-Fred poklepał brata po ramieniu, puścił oczko to Harrego i Hermiony, którzy ku jego zaskoczeniu nie uśmiechnęli się. Zdziwiony, złapał Georga i pociągnął go w stronę portretu, uprzednio żegnając się z bratem i jego przyjaciółmi.
-Chodź weźmiemy jedną ze szkolnych sów.-powiedział Fred i bez słowa pomaszerowali w stronę sowiarni.

Chwilę później tym samym korytarzem przeszła Michaela w towarzystwie Mii, które zmierzały w kierunku błoni, aby odpocząć chwile pod ich ulubiona brzoza nad jeziorem. Przesiadywały tam zawsze, albo prawie zawsze, gdy tylko pozwalała na to pogoda.
Położyły swoje płaszcze na ziemi, torby rzuciły obok i oddały się bez słowa pracom domowym, które nazbierały się w tym tygodniu. Słońce grzało im niemiłosiernie w karki. Michaela rozwiązała swój krawat przewieszają go przez szyje i podwinęła rękawy. Mia uczyniła po chwili to samo. Pisanie wypracowań pochłonęło je całkowicie. Do tego stopnia, że nawet nie zauważyły jak mała sówka lata im nad głowami, dopiero gdy usiadła na kolanach Michaeli zwróciły na nią uwagę.

-Sowa?-Mia popatrzyła zdziwiona na Michaele-Od kogo?

Obie spojrzała na mały liścik przywiązany do jej nóżki. Michaela delikatnie odwiązała go, pogłaskała sowę, a ta po chwili odleciała z zadowoleniem, bo pohukiwała radośnie robiąc przy tym wymyśle serpentyny w powietrzu.

-No otwórz go.-pospieszyła ją Mia, a Michaela delikatnie ujęła liścik i zaczęła go rozwijać.

-Panno Tonks!-głos rozbrzmiał gdzieś między krzakami, a po chwili wyszła z nich starsza kobieta w szmaragdowej sukni i okularami na nosie.-Oh tu jesteś!-zaćwierkotała.

Michela pospiesznie wsadziła liścik do torby i spojrzała lekko zdziwiona na profesor McGonagall.

-Przepraszam, że was niepokoję, jednak potrzebuje wszystkich prefektów, wszystkich.-wyraźnie podkreśliła ostatnie słowo.

Kruk z poczuciem humoru  •George Weasley•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz