~*~ Wtorek 6 grudnia ~*~

481 45 91
                                    

We wtorek, Tae-hyung znów zawitał do biura skoro świt, a Jeong-guk oczywiście spóźniony dopiero około ósmej trzydzieści. Stanął w drzwiach jak zwykle w czerwonym szaliku, który jak się okazało, sam zrobił na drutach i czego nie wolno było mu wytykać, bo groziło skargą do naczelnika urzędu pracy, czarnej za dużej kurtce puchowej i nausznikach, bo jak twierdził, nie miał innych ubrań, ach i oczywiście z szerokim uśmiechem.

— Tae! Dzień dobry! — krzyknął jak to on na cały regulator.

Tae-hyung zacisnął zęby i syknął.

— Dzień dobry — mruknął w odpowiedzi, obrzucając go zirytowanym spojrzeniem. — Prosiłem, żebyś tu nie wpadał jak do... znaczy się znienacka, nie zwracał się do mnie moim imieniem i na litość boską tak nie krzyczał — wyliczał, a jego głos co słowo wznosił się o oktawę.

— Oj, no, przepraszam PAnie PrEzEsie, zapomniało mi się — zbagatelizował Jeong-guk. — Nie dąsaj się tak, bo ci żyłka pęknie — zażartował. — Mam twoją kawę — wyrecytował dumny z siebie i wmaszerował do środka. — Niemalże biłem się o nią, dlatego się spóźniłem — wytłumaczył.

— Doprawdy? — zapytał Tae-hyung i wyprężył plecy, odchylając oparcie swojego krzesła w tył. — A czy nie powinieneś być tu przede mną?

Jeong-guk przestąpił z nogi na nogę i skrzywił się lekko.

— Powstrzymały mnie niezależne ode mnie problemy techniczne — wyrecytował pewny siebie, ale wzrokiem uciekał.

— Problemy techniczne, powiadasz? — zapytał ostro Tae-hyung. — Niech zgadnę. Zaspałeś — stwierdził kpiąco.

Jeong-guk westchnął, kiwając głową na boki i przewracając oczami.

— Zaspałem — przyznał z zawiedzioną miną. — Budzik mi nie zadzwonił, ale obiecuję poprawę — poprzysiągł solennie.

Tae-hyung prychnął lekceważąco i rzucił długopis na blat biurka.

— Ile ty masz lat? — zapytał, bo to jego zachowanie było fascynujące.

— Dwadzieścia trzy.

Tae-hyung otworzył oczy szerzej ze zdumienia.

— Naprawdę jesteś tylko dwa lata ode mnie młodszy? — zapytał z niedowierzaniem.

Jeong-guk znów się uśmiechnął szeroko, jakby to był komplement.

— A jestem? Nie wiedziałem — skłamał przekornie, marszcząc przy tym nos, jak trzylatek.

Doskonale to wiedział. Nie był ignorantem. Zanim przyszedł na staż, przeczytał wszystko, co była mu w stanie zapewnić przeglądarka internetowa na temat Linii Lotniczych SkyTiger i ich prezesa, ale to zdumienie w oczach tego typka, było niesamowicie zabawne.

Tae-hyung prychnął lekceważąco po raz drugi.

— To niebywałe.

On w jego wieku wstawał o piątej, przyjeżdżał tu na szóstą, a o siódmej był już po pięćdziesięciu mailach i jednym spotkaniu statusowym, a on... zaspał i robił szaliki na drutach. I Tae-hyung sam nie wiedział, czy jest na niego o to zły, czy w sumie mu zazdrości tej beztroski. Każda tego typu informacja o tym chłopaku drażniła w nim i irytowała jakąś jego cząstkę, której nie potrafił zinterpretować, co złościło go jeszcze bardziej. Ojciec niby wspominał coś o byciu bliżej młodych ludzi, ale ten tutaj, to było istne wcielenie opieszałości i lekkiego podejścia do życia.

A może to ja jestem nienormalny? — kwestionował swoje relacje z rówieśnikami. Nigdy się z nimi nie umiał porozumieć, więc dopuszczał do siebie czasem myśl, że może to w nim tkwi problem.

His red scarf || TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz