~*~ Czwartek 15 grudnia ~*~

506 45 47
                                    

Bladym świtem Tae-hyung zajechał na odśnieżony parking urzędu pracy. Osobiście przyjechał odebrać naczelnika, aby pokazać się z jak najlepszej strony. Mięśnie już mniej go bolały i już nie miał awersji do śniegu. Teraz o dziwo jego cieniutka warstewka, która pokrywała ulice, wprawiała go w dobry humor. Już nie mógł się doczekać kawy z piankami i... tego uśmiechu zza monitora. Kiedy o tym rozmyślał, zjawił się naczelnik. Wyszedł go przywitać, a następnie przejechał z nim do firmy. Tam dołączył do nich ojciec i do południa razem biurko po biurku przeprowadzali kontrolę pracowników świątecznych. Wtedy jego rola była już jedynie poboczna, choć to on był prezesem i zarządzał firmą, ale naczelnik był w wieku ojca, więc siłą rzeczy znaleźli wspólny język. Około trzynastej wjechali windą na dwudzieste siódme piętro i weszli do lobby. Tae-hyung pogrążony w rozmowie z naczelnikiem, który chwalił go za rzetelne podejście do programu, zerknął tylko w stronę biurka Jeong-guka, żeby się, chociaż do niego uśmiechnąć, a on stał niemalże na baczność, ubrany w granatowy garnitur i jasno-niebieską koszulę oraz zaczesanymi włosami na bok i czekał, aż podejdą. Tae-hyung zaniemówił na ten widok.

— Dzień dobry panie naczelniku, jestem pracownikiem świątecznym i asystentem pana Tae-hyunga. Nazywam się Jeon Jeong-guk — przedstawił się, widząc, że Tae-hyung lekko zaniemógł.

Starszy mężczyzna w okularach uśmiechnął się do niego serdecznie i podał mu rękę.

— Dzień dobry, bardzo mi miło — odwzajemnił powitanie.

Potem chwilę wypytywał Jeong-guka, jak mu się pracuje i czy jest zadowolony. Jeong-guk oczywiście przedstawił pracę w sekretariacie Tae-hyunga w samych superlatywach. Następnie Tae-hyung wraz z ojcem zaprosili naczelnika do gabinetu. Zanim jednak drzwi się za nimi zamknęły, Jeong-guk zdążył złapać jego uśmiechnięte spojrzenie.

Był z niego zadowolony. Spisał się, wiedział o tym. Miał z tego ogromną satysfakcję. Kiedy dwie godziny później, naczelnika mieli już z głowy, bo wyjechał zamówioną taksówką z powrotem do urzędu, a ojciec rozpłynął się gdzieś, nie wiadomo gdzie, Tae-hyung wyszedł z gabinetu i przystanął przy jego biurku z rękami w kieszeniach.

— Boże, nareszcie — westchnął z ulgą, patrząc w stronę wyjścia, jakby naczelnik właśnie przez nie wyszedł. — Ładny garnitur — pochwalił, wracając wzrokiem do Jeong-guka.

Ten zmierzył sam siebie z góry do dołu, skrępowany.

— Dzięki, to nic wielkiego — zbagatelizował. — Nam-joon, mój współlokator mi pożyczył. Pomyślałem, że może wypadałoby dziś wyglądać lepiej — wymamrotał, ale prawda leżała gdzie indziej.

Chciał go zaskoczyć i chyba mu się udało. Widział to w jego spojrzeniu.

— Ładnie ci w granacie — pochwalił znów Tae-hyung i tym razem on też się speszył.

Jeong-guk nie wiedział gdzie podziać oczy.

— Co z certyfikatem? Masz go? — zapytał, zmieniając temat.

Tae-hyung chwilę milczał, przywołując do siebie jego spojrzenie i budując napięcie, a potem się uśmiechnął.

— Yhm — przytaknął, a jego twarz dosłownie się rozpromieniła.

Jeong-guk zerwał się z miejsca i rzucił mu na szyję.

— Strasznie się cieszę! — wykrzyknął mu do ucha.

Tae-hyung stał przez chwilę oniemiały, ale ten wybuch szczerej radości ujął go za serce, dlatego wyjął ręce z kieszeni i odwzajemnił uścisk. Z chwilą, gdy Jeong-guk poczuł jego ramiona wokół swojej talii, speszył się i spoważniał.

His red scarf || TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz