~*~ Środa 21 grudnia ~*~

467 44 65
                                    

Środowy poranek minął spokojnie. Około godziny jedenastej Tae-hyung najechał myszką na słuchawkę w komunikatorze.

— Jeong-guk? — odezwał się do niego, gdy o dziwo pojawił się na ekranie.

— Tak?

— Przyjdź do mnie — poprosił go władczo.

— Oczywiście, już idę — zapewnił Jeong-guk i po chwili stanął w drzwiach gabinetu, nim Tae-hyung zdążył się rozłączyć.

Nagle uderzyło w niego uświadomienie, że istotnie to głupie, że siedzą oddaleni od siebie zaledwie kilka metrów, a on dzwoni do niego przez komunikator. Spojrzał na niego, a on znów miał podkrążone oczy i był blady. Znów poczuł w sobie chęć, żeby zapytać, czy może się przeziębił lub może ma jakieś kłopoty, ale kolejny raz się powstrzymał. Wiedział, że nie może. Mógł za to zapytać o co innego.

— Musisz mi wyjaśnić, na czym polega to losowanie...

Jeong-guk uśmiechnął się nieznacznie i drgnął, wchodząc głębiej do gabinetu.

— Nie wolno mówić kogo się wylosowało...

— Wylosowałem Mi-ji, nie wiem co z tym zrobić...

Jeong-guk westchnął ciężko.

— To ma być niespodzianka... a właściwie miała być, ale to nic — poprawił się i skrzywił lekko. — Nikomu nie powiem.

Poczuł rezygnację. Tae-hyung psuł całą zabawę. Nagle rozdzwonił się jego telefon leżący na blacie biurka. Spojrzał na wyświetlacz, a potem na Jeong-guka.

— Usiądź, to nic ważnego, za chwilę dokończymy rozmowę — poinstruował go i wskazał miejsce na sofie, a potem odebrał połączenie.

Jeong-guk usiadł posłusznie, a że rozmowa Tae-hyunga się przedłużała z minuty na minutę, a w gabinecie znów było gorąco jak kiedyś, gdy go przystrajał w ozdoby, to oczy mu się powlekły i oparł się bezwiednie głową o oparcie. Był strasznie zmęczony. Odpłyną w jedną sekundę.

Tae-hyung tymczasem prowadził dalej rozmowę.

— Dobrze, zatem porozmawiam z asystentem, żeby to dla was przygotował, ale teraz... — spojrzał na niego. — Jest zajęty. Dam znać. Do widzenia — pożegnał się cicho. — Zasnął — dodał, gdy rozłączył rozmowę.

Stał i patrzył na niego przez chwilę. Jeong-guk spał jak dziecko. Zwinięty w kłębek z dłońmi pod policzkiem wyglądał słodko. Tae-hyung uśmiechnął się sam do siebie na ten widok, a potem szybko opamiętał, ale postanowił go nie budzić. Coś było nie tak. Jeong-guk miał cienie pod oczami i nie wyglądał zdrowo, więc uznał, że drzemka dobrze mu zrobi. Usiadł przy biurku i zajął się pracą. Co chwila jednak na niego zerkał. Na twarz Jeong-guka powoli wracał rumieniec, a cienie pod oczami znikały. Uśmiechnął się na ten widok pod nosem raz jeszcze. To go uspokajało.

Musiał być bardzo zmęczony — pomyślał. — Może mu chłodno? — zapytał sam siebie i rozejrzał się za czymś, czym mógłby go przykryć, ale niczego prócz własnej marynarki nie znajdował wzrokiem.

Wstał i przykrył go nią, a w tym samym momencie oczy Jeong-guka się otworzyły.

— Przepraszam — bąknęli jednocześnie.

Czas na chwilę stanął w miejscu. Jeong-guk popatrzył mu w te brązowe oczy, w których się zakochał na lodowisku, a po chwili na jego usta, które tym razem wiedział, jak smakowały. Chciał poczuć je, chociażby jeszcze tylko raz na swoich. W myślach już całował je zachłannie i pieścił wargami. Strasznie tego pragnął. Przełknął głośno pragnienie.

His red scarf || TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz