~*~ Czwartek 1 grudnia ~*~

676 51 42
                                    

W zeszłą niedzielę miał spaść śnieg. Tak przynajmniej zapowiadali w prognozie pogody, ale dziś był już czwartek, a biała zmarzlina wciąż nie pojawiła się na ulicach Seulu. Wczoraj znów powtórzyli komunikat o jej rychłych opadach, ale Tae-hyung uśmiechnął się sam do siebie, gdy wyszedł na parking przed apartamentowiec, w którym mieszkał i popatrzył w niebo. Oczy natychmiast zaczęły mu łzawić od mrozu, ale ucieszył się, że to jednak wciąż jeszcze nie dziś to białe paskudztwo konkurujące w ilości z kłamstwami jego chłopaka z liceum oraz w temperaturze jego zakłamanego serca, spada z nieba. Poprawił swój elegancki czarny płaszcz na ramionach — jeden z trzech, które kupił tylko po to, żeby na nie narzekać wiszące w szafie i chodzić w jednym — i postawił na sztorc jego klapy, aby ochronić się przed wiatrem. Z kieszeni wyciągnął eleganckie skórzane rękawiczki i przytrzymując aktówkę między kolanami, założył je na dłonie. Klasną dwa razy, jakby na potwierdzenie tego, że dobrze leżą, a potem złapał za teczkę i ruszył w kierunku swojego grafitowego Maseratti Lavante, które czekało na niego z ciepłym siedzeniem, nagrzewanym od kilkunastu minut. Grudzień nie był jego ulubionym miesiącem ani żaden inny z okresu zimowego. Ogólnie nie pałał sympatią do zimy. Do tej zmarzliny padającej z nieba, śliskich chodników i wszech panującego chłodu, a już na pewno nie do świąt, za co właśnie najbardziej nie lubił grudnia. Przypominały mu o jego urodzinach, wypadających krótko przed Sylwestrem i o matce, która zmarła przy jego porodzie, przez co nigdy nie zdążył jej poznać i całe życie czuł się winny, jakby był powodem jej śmierci. Rozpaczał jako dziecko, że nie miał mamy, jak inne dzieci. Nie piekł z nią pierników i nie stroił choinki, a teraz, gdy był dorosły, czuł po prostu pustkę. Ojciec nie przywiązywał wagi do czegoś tak trywialnego, jak święta, więc i on z czasem nauczył się bez nich żyć, a wręcz ich unikać. Ojciec był dla niego wzorem, wyrocznią, jego guru i mentorem. Więc skoro on nie lubił świąt, to i Tae-hyung ich nie lubił. Niekiedy jednak dopadała go nostalgia i zastanawiał się, jakby to było, gdyby matka żyła. Czy była podobna w poglądach do ojca? Musiała, skoro przypadli sobie do gustu — układał w swoich myślach taki jej obraz przez lata, bo ojca nie chciał pytać. Sam też starał się tym nie katować i strącał te myśli na tył głowy, jeśli tylko mógł. One jednak natrętnie wracały za każdym razem, gdy zbliżały się święta. Dziś był pierwszy grudnia i z ogromną ulgą przyjął fakt, że żaden z jego pracowników nie wyłamał się również w tym roku i w biurze na dwudziestym siódmym piętrze biurowca w samym sercu miasta, w którym to mieściło się biuro jego korporacji linii lotniczych SkyTiger, nie powitał go żaden świąteczny akcent.

— Dzień dobry panie prezesie — przywitał go za to miły głos Mi-ji, tuż po tym, jak wysiadł z windy.

Mi-ji była jego asystentką. Bardzo miłą młodą i pracowitą dziewczyną. Spędzali ze sobą całe dnie, ale niewiele więcej prócz tych kilku przymiotników mógł o niej powiedzieć, bo zwyczajnie nic więcej o niej nie wiedział. I nie chciał wiedzieć.

— Dzień dobry Mi-ji — przywitał się z nią chłodno i nawet na nią nie spojrzał.

Szybkim krokiem ruszył przez piętro biura z płaszczem przewieszonym teraz przez ramię i teczką w drugiej ręce, pod obstrzałem spoglądających na niego ukradkiem pracowników, starał się dosięgnąć szklanego lobby, za którym to z kolei kryło się wejście do jego gabinetu, a Mi-ji niemalże za nim truchtała.

— Pana ulubiona, gorzka kawa czeka na biurku, za pół godziny ma pan spotkanie z kontrahentami z Incheon, dzwonił też pana ojciec, prosił, aby pan oddzwonił jeszcze przed spotkaniem. Na biurku czekają również na pana podpis umowy pracowników świątecznych. Niestety dzwonili z urzędu pracy, że nie wyrobią się na dziś, więc przyślą ich jutro — recytowała dziewczyna, jakby czytała z kartki.

Tae-hyung zatrzymał się jak wmurowany, a ona dobiła do jego ramienia i speszyła się nieco.

— Bardzo przepraszam panie prezesie, nie wiedziałam, że się pan zatrzyma — wytłumaczyła i spuściła wzrok na ziemię.

His red scarf || TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz