Jeong-guk spędzał niedzielne popołudnie w swoim domu rodzinnym. Obiecał rodzicom, że zawsze niedzielę spędzą razem, jak kiedyś, zanim się wyprowadził, choć kosztowało go to nocną, trzygodzinną podróż pociągiem.
— Mamo, ta zupa była w dechę — pochwalił, zjadając ostatnią łyżkę i wstał od stołu.
Pocałował mamę w policzek.
— Nałożę ci jeszcze, poczekaj — powiedziała do niego z uśmiechem i szurnęła krzesłem do tyłu.
Potarła rękami fartuch zawieszony na szyi, żeby go rozprostować, a Jeong-guk położył jej dłoń na ramieniu i usadził z powrotem.
— Mamo, mam dwie ręce, nałożyłbym sobie, ale za chwilę pęknę. Nie zjem już nic więcej — zapewnił ją stanowczo.
Mama miała w zwyczaju przekarmiać wszystkich dookoła, a ci, którzy nie oponowali, mieli gruby brzuch, jak ojciec i koty na podwórku.
— No to poczekaj na deser, a teraz opowiedz nam, bo jesteśmy z tatą ciekawi, babcia zapewne też, jak tam ten twój staż świąteczny? — poprosiła.
Jeong-guk odniósł talerz do zlewu i wrócił po chwili. Stanął między rodzicami siedzącymi przy stole.
— Bardzo dobrze — stwierdził z zadowoleniem. — Zostałem asystentem samego prezesa — pochwalił się z entuzjazmem, który zawsze go rozpierał. — Trochę sztywny koleś, ale starszy ode mnie jedynie dwa lata.
— No to wspaniale — pochwalił ojciec tubalnym głosem, podnosząc na niego zadowolone spojrzenie. — Może jak się sprawdzisz, to cię zatrudnią — wyraził nadzieję. — Taki młody ten prezes? Jakim cudem?
Jeong-guk złapał się za boki.
— Tato, wiesz przecież, że nie skończyłem studiów, nie mówiąc o tym, że wcale bym nie chciał, to nie moja bajka, ale to całkiem fajne zajęcie — zaprzeczył szybko i jednocześnie wyraził aprobatę. — Prezes jest młody, bo to syn właściciela firmy. Myślę, że się dogadamy.
— No to po co tracisz czas, jeśli nie chcesz tam pracować? — zapytał tata, unosząc ręce w pytającym geście, a potem pogładził swój wełniany sweter na wspomnianym grubym brzuchu.
Jeong-guk przestąpił z nogi na nogę.
— Bo nie było nic innego — odpowiedział, wzruszając ramionami. — Nie chcę leżeć bykiem, ale też nie chcę się teraz zajmować czymś poważnym. Chcę spróbować wszystkiego, nabrać doświadczenia, a za jakiś czas zdecydować. Muszę się rozejrzeć. Znaleźć dla siebie coś ciekawego. Wiesz przecież, że na trochę wypadłem z rynku pracy. Myślę jednak, że do wiosny już się określę i znajdę coś konkretnego. Na razie mam za co żyć. Na stażu trochę zarobię, to będę miał oszczędności, mam też te lekcje dla dzieciaków na lodowisku, będą trwały aż do marca, dobrze mi za nie płacą, a czasem zastępuję Yoongiego na targu rybnym — wspomniał kolegę, z którym dzielił wynajmowany pokój. — Głodem nie przymieram. Wręcz przeciwnie. Mam się całkiem dobrze, jeśli to was martwi.
— Czy to jest to samo lodowisko co wtedy? — zapytał ostrożnie, zatroskany tata.
— Nie. Jest w zupełnie innej części miasta. Lekcje są jednorazowe albo trwają raptem kilka spotkań, myślę, że to zupełnie co innego niż wtedy. Nie mówmy o tym. To chwilowe zajęcie, bo po prostu nie mam czym się zająć, a tylko w tym jestem dobry — poprosił Jeong-guk, a w jego głosie słychać było żal wymieszany ze smutkiem.
— To może wrócisz do hokeja?
— Tato, chyba nie mówisz poważnie — zirytował się Jeong-guk. — Nie trenowałem od trzech lat. Poza tym jakbyś nie pamiętał, to odszedłem z drużyny, bo zmusiła mnie do tego nieodwracalna kontuzja. Pogodziłem się z tym. Co innego jazda rekreacyjna. To zupełnie co innego. Jestem wdzięczny losowi, że chociaż tyle mi zostawił. Znam kilku chłopaków, którzy mogą pomarzyć, żeby chociaż na łyżwy popatrzeć. Nie ma mowy o powrocie do sportu, jeśli chcę chodzić o własnych nogach na starość. Nie jestem głupi.
![](https://img.wattpad.com/cover/324874898-288-k462836.jpg)
CZYTASZ
His red scarf || Taekook
Fiksi PenggemarKim Tae-hyung jest młodym, aczkolwiek wymagającym i restrykcyjnym CEO prężnie rozwijających się linii lotniczych SkyTiger. Korporacja jednak nie cieszy się dobrą opinią na rynku pracy. Chcąc ocieplić jej wizerunek i jednocześnie zdobyć certyfikat śr...