~*~ Środa 14 grudnia ~*~

517 49 147
                                    

Środowy poranek przywitał Tae-hyunga bólem nie tyle nóg, ile całego ciała. Zakwasy zjadały go żywcem od środka. Wszedł zesztywniały najpierw do windy, a z niej do skrzydła biurowego, gdzie znów gapiło się na niego jakieś dziesięć par oczu, bo przez szyję miał niedbale przewieszony czerwony szalik, którego końce niemalże sięgały ziemi, ale dziś nic sobie z tego nie robił. Przeszedł przez biuro wprost do lobby, gdzie spotkał się z uśmiechniętymi oczami Jeong-guka, wyglądającymi zza monitora.

— Dzień dobry PAnie PrEzEsie — przywitał się z nim jak zwykle nieco przekornie. — Pana ulubiona kawa z piankami czeka na pańskim biurku — wyrecytował z szerokim uśmiechem na ustach.

Tae-hyung zatrzymał się tuż przed jego biurkiem z podkulonymi ramionami, jakby ktoś powiesił go za kołnierz na haku i obrzucił oskarżycielskim spojrzeniem.

— Przyznaj się, wiedziałeś, że tak będzie — powiedział z pretensją o ból w całym ciele, który ledwo pozwalał mu się poruszać. — To dlatego kolejną lekcję ustaliłeś na piątek, prawda? — zapytał, ale nie czekał na odpowiedź. Była przecież oczywista. — Twój szalik. Oddaje, ale sam go sobie ściągnij, bo rąk nie podniosę — zakomunikował i pochylił głowę.

Jeong-guk parsknął śmiechem i wstał zza biurka. Okrążył je i stanął przed Tae-hyungiem.

— Niby jak chciałeś tego uniknąć? — zapytał drwiąco o ból w ciele i zdjął mu szalik z szyi. — Przychodząc na łyżwy bez przygotowania, bez rozgrzewki i w ogóle pierwszy raz w życiu, myślałeś, że będziesz fruwał jak motylek następnego dnia?

Powiesił szalik na wieszaku i spojrzał na niego z politowaniem.

— Ty oszuście! Całe ciało mnie boli! Obiecałeś, że tak nie będzie — obruszył się, udając urazę Tae-hyung. — Czuję się, jakby przejechał mnie walec. Co teraz? Mam dziś dwa ważne spotkania i kupę pracy.

— Mówiłeś wczoraj o nogach, a nie o całym ciele — wyparł się obietnicy Jeong-guk. — A skoro chodzisz, to nie może być tak źle — zakpił.

— Ale prawda jest taka, że to one bolą najbardziej.

Jeong-guk spojrzał w stronę gabinetu i chwilę się zastanawiał.

— No to chodź — nakazał i poszedł w stronę drzwi.

Tae-hyung poszedł pokornie za nim, a on zatrzymał się przy sofie, wskazując na nią palcem.

— Wyskakuj z portek i kładź się — nakazał.

Tae-hyung zdębiał.

— Że co?

— Studiowałem fizjoterapię sportową — wyjaśnił Jeong-guk. — Nie skończyłem, co prawda, ale byłem na finiszu i... co nieco umiem.

— Nie wierzę ci — zaparł się Tae-hyung. — I niby dlaczego teraz jesteś moim asystentem? W dodatku na stażu z urzędu pracy?

Jeong-guk zwiesił ramiona i westchnął ciężko.

— Dobra. Czas zmierzyć się z demonami — powiedział cicho jakby sam do siebie.

— Co tam mamroczesz? — zapytał przekornie Tae-hyung.

Jednak Jeong-guk spojrzał mu w oczy poważnie i Tae-hyung stracił ochotę na żarty. Szykowało się coś wielkiego.

— Pamiętasz, jak mówiłem ci, że zanim trafiłem do wojska, pracowałem na lodowisku? — zapytał Jeong-guk. — Byłem młodszym trenerem drużyny hokejowej. Chciałem też być ich fizjoterapeutą, to dlatego studiowałem ten kierunek.

— Ale drużyna była dziecięca.

— Co to zmienia? Czy dziecko, to nie człowiek? Czy o co chodzi? — zapytał podchwytliwie Jeong-guk. — Poza tym umówmy się, szesnastolatki, to już nie takie dzieci. Bez urazy, ale niektórzy byli więksi od ciebie.

His red scarf || TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz