~*~ Poniedziałek 5 grudnia ~*~

489 44 89
                                    

W poniedziałkowy poranek Tae-hyung chcąc uniknąć nowych biurowych gapiów, stażystów, przyjechał do firmy jeszcze przed świtem. Zamknięty w zaciszu swojego gabinetu, walczył właśnie z tabelkami w Excelu przedstawiającymi najświeższe statystyki finansowe, gdy szturmem jego drzwi sforsował Jeong-guk.

— Dzień dobry Tae! — wrzasnął tak, że Tae-hyung podskoczył na krześle. — Jak ci minął weekend? — zapytał od razu poufałym tonem. — Przyszedłem się przywitać i chwilę porozmawiać.

Ubrany znów w tę za dużą kurtkę, czerwony szalik i nauszniki, uśmiechał się szeroko, a tuż za nim wparowała do gabinetu Mi-ji.

— Panie prezesie, bardzo przepraszam, już go zabieram — zapewniała zatrwożona i złapała Jeong-guka za rękaw kurtki.

Tae-hyung potarł twarz dłonią.

— Nie trzeba — zatrzymał ją, mówiąc opanowanym tonem.

Dziewczyna zastygła w bezruchu i spojrzała na niego z lękiem, wciąż trzymając zaciśniętą dłoń na rękawie kurtki Jeong-guka, jakby miała go za chwilę ratować przed pożarciem.

— Dzień dobry — przywitał się Tae-hyung, a w jego głosie istotnie czuć było jadowity ton bestii, którą w nim obudził. — Choć po tych wrzaskach sam chyba uznam się za kłamcę — zadrwił, a potem wstał zza biurka, rzucając na nie długopis niedbale. — Mi-ji, wracaj do pracy i zostaw nas samych — poprosił.

Mi-ji zniknęła z gabinetu natychmiast, uprzednio obrzucając Jeong-guka współczującym spojrzeniem.

Nie umknęło to uwadze Tae-hyunga. Tak, Mi-ji już lubiła chłopaka i Tae-hyung nie mógł się nadziwić, jakim cudem się to działo, że tacy jak ten tutaj pajac w czerwonym szaliku potrafił zaskarbić sobie czyjąś sympatię tak szybko. To było po prostu niebywałe!

Podszedł do niego i stanął z nim twarzą w twarz. Poczuł bijący od niego chłód przyniesiony z zewnątrz i energetyzujący zapach jego wody kolońskiej, który teraz w ciepłym pomieszczeniu rozprzestrzeniał się z prędkością światła. Brakowało tylko miętowej gumy do żucia, aby dopełnić obraz tego bezczelnego chłopaczyska. Kiedy stał przy nim tak blisko, ku własnemu zaskoczeniu, spostrzegł, co nie było widoczne z daleka, że chłopak jest dość wysoki i dobrze zbudowany. Z jego oczu biło zadziorne spojrzenie i zdał sobie sprawę, że tyle wystarczyło, aby tym oto całokształtem swojej aparycji zaskarbić sobie sympatię Mi-ji w jeden dzień.

Ach te kobiety — westchnął w duchu lekceważąco. — Zawsze lecą na takich oto... niesfornych chłopców. Co z nimi nie tak? — zachodził w głowę.

— Wyjaśnijmy coś sobie, dobrze? — zapytał go, niemalże sycząc przez zęby, ale nie czekał na odpowiedź. — Bardzo bym prosił, żebyś nie zwracał się do mnie moim imieniem. Już raz zwróciłem ci na to uwagę, ale chyba nie zrozumiałeś.

Jeong-guk zrobił zdumioną minę.

— A jak? Masz jakąś ksywkę? Nie wiedziałem, przepraszam, poprawię się, tylko mi powiedz, jak cię tu nazywają?

— Nazywają mnie tu Pan Prezes...

— No chyba mi nie chcesz powiedzieć, że masz aż taki kij w... — urwał, widząc mrożący krew w żyłach wzrok Tae-hyunga przeszywający go na wylot. — No, wiadomo gdzie — próbował wyminąć brzydki zwrot.

— Tak, mam — przytaknął mu lodowato Tae-hyung. — I radzę to respektować — pogroził.

Jeong-guk się skrzywił.

— No dobra, PAnie PrEzEsie — zadrwił, przewracając przy tym oczami teatralnie. — Sądziłem, że nie jesteś taki sztywny, na jakiego wyglądasz, ale okej. Jak chcesz.

His red scarf || TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz