Rozdział VI

1.1K 74 3
                                    

Rozmowa z szefem trwałam bardzo długo. Zaczął mi truć jakie to niebezpieczne. Żebym z tego zrezygnowałam. Ale dlaczego mu tak zależało? Co on się tak o mnie martwił? Nie jest moim ojcem! I tak będę robiła co będę chciała. Nikt mi tego nie zabroni. W końcu odnalazłam swoje miejsce na tym beznadziejnym świecie. Bardzo lubię tam przebywać i uwielbiam tamtych ludzi...
Z biura wyszłam akurat jak Przemek się pakował. Czyli koniec roboty. Szłam w kierunku szatni po rzeczy, kiedy on złapał mnie za rękę.

- Dał ci niezły wykład co? - Lekko się uśmiechnął.

- A żebyś wiedział. - Rzuciłam tylko.

- Nie powinniśmy tu o tym gadać. Ale pan Mietek ma rację. To bardzo niebezpieczny sport, a ty nie masz żadnego doświadczenia.

- A co ty tam wiesz. Dużo ćwiczyłam. Sam mówiłeś, że na prawdę dobrze jeżdżę! - Odpyskowałam mu.

- Wtedy nie wiedziałem, że to właśnie ty. 

- To co uważasz, że jak jestem dziewczyną to sobie nie poradzę? - Teraz to już byłam strasznie wściekła. Znowu się zaczyna, a przecież pokazałam, że dziewczyny też potrafią.

- Nie, to nie o to mi chodzi. - Przerwał i spojrzał na mnie. - Ja po prostu boję się o ciebie. - Powiedział smutno.

- Wiesz, nie musisz. Daję sobie świetnie radę. - Zamknęłam mu drzwi przed nosem. Chwilę jeszcze coś mówił, ale ja go nie słuchałam.

Do końca dnia będę chodziłam wściekła. Czemu oni się tak uwzięli? Niech zajmą się sobą. Miałam wielką ochotę komuś przywalić. Kiedy wyszłam z warsztatu zobaczyłam znajome auto. Ale co on tu robił? Podeszłam bliżej, kiedy mnie zauważył od razu wyskoczył z wozu.

- Warsztat już zamknięty. Musisz przyjechać jutro. - Powiedziałam tylko.

- No to dobrze się składa, bo ja po ciebie. - Uśmiechnął się łobuzersko.

- Co? Jak to? - Nie ukrywałam zdziwienia. - Nie potrzebuję taksówki.

- Chciałem pogadać. To co podwieźć cię do domu?

Heh. Ostatnio mnie całkowicie olał, a teraz przyjeżdża i chce ze mną gadać. Ciekawe o czym, ale właściwie czemu nie. Droga nie trwała długo. Tak sobie gadaliśmy o niczym aż w końcu zaczął nieprzyjemny temat.

- Wiesz chyba powinienem cię przeprosić. Nie wiem czemu tak się zachowałem. Może byłem  zazdrosny, że teraz ty jesteś największą gwiazdką toru albo po prostu byłem zły, bo nie powiedziałaś mi o niczym. - Zrobił minę niewiniątka.

- Przecież nic się nie stało. Ale miło, że o mnie pomyślałeś. 

- Zobaczymy się w piątek na torze? - Puścił mi oczko.

- No pewnie. - Uśmiechnęłam się do niego i wyszłam.

W domu od razu przywitała mnie siostra. 

- Kaśka czy do domu odwiózł cię Jack? Czy to na prawdę był on? Skąd go znasz? - Nie dała mi dojść do słowa. 

- No tak, to był on i co z tego? Nie rozumiem czym się tak podniecasz? - Spojrzałam na nią jak na wariatkę.

- Przecież to najprzystojniejszy i najsławniejszy chłopak w mieście. Każda za nim szaleje. A on od tak podwozi moją brudną siostrę do domu. No mów.

- Yyy... - Zniżyłam głos. - Poznałam go na torze. A dzisiaj przyjechał pod warsztat. Chciał tylko pogadać.

Magda jeszcze jakiś czas nie mogła dojść do siebie. Co ona ma w tej głowie. Cały czas powtarzała, że to nie możliwe. Jak on mógł taką brudaskę. W pewnym momencie poczułam się obrażana, więc pobiegłam do swojego pokoju.

Kolejne dni były dla mnie prawdziwą udręką. Każdy coś ode mnie chciał. A na dodatek Magda rozgadała, że znam Jacka i już w ogóle nie miałam chwili spokoju w szkole. Nie mogłam doczekać się weekendu. Kiedy będę miała trochę spokoju od tych wszystkich niby fanów.
W piątek wieczorem szorowałam auto. Chciałam je dobrze wypucować i straciłam rachubę czasu. Zrobiło się późno, a ja przecież jestem umówiona z Jackiem. Pobiegłam na górę i otworzyłam szafę. Co ja na siebie włożę? Nie mam nic ładnego. Ech... Nie podejrzewałam się, że będę miała kiedyś takie problemy. Pobiegłam do mojej siostry. 

- Magda ratuj mnie! 

- Co się stało? Czemu się tak drzesz? - Jak zwykle miło mnie przywitała.

Wytłumaczyłam jej wszystko i oczywiście pomogła mi. Znalazła jakąś spódniczkę i ładną bluzkę. Zaraz po tym pobiegłam do łazienki umyć się i zrobić lekki makijaż.
Na miejsce dotarłam dość późno. Było już dużo osób. Nie miałam gdzie zaparkować. Aż w końcu zobaczyłam białe bmw i dwa wolne miejsca. Podjechałam tam i zaparkowałam. 

- No hej. Ale ludzi. - Zagadałam.

- Tak ostatnio zwiększyła się liczba przyjeżdżających. - Rzucił obojętnie.

- Co to za miejsce parkingowe? - Popatrzyłam na to pomiędzy naszymi samochodami. Stało tu kilka świeczek i kwiaty. 

- To? To było miejsce największego kierowcy wszech czasów. Nazywał się "Błyskawica". Wiem strasznie głupia ksywka, ale to były inne czasy. - Zaśmiał się.

- Nic o nim nie słyszałam...

- Był najlepszy. Jeszcze nikt nie pobił jego rekordu, a każdy o tym marzy. Ja także, ale jeszcze mi trochę brakuje. No, ale wracając do Błyskawicy to legenda. Nie przegrał ani jednego wyścigu. Jednak jego żona zaszła w ciąże i osiemnaście lat temu urodziła mu się córeczka. Stracił dla niej głowę i zrezygnował z wyścigów. Podobno był tu kilka razy, ale tylko oglądał. Pewnie trudno będzie ci w to uwierzyć, ale rok temu walnął we mnie. On zginą na miejscu, a ja leżałem w szpitalu około miesiąca i stąd mam tą bliznę. Podobno miał coś z hamulcami nie tak.

- To straszne i dziwne. Mój ojciec zginą w takim samym wypadku. Policja stwierdziła, że hamulce nie zadziałały. - Strasznie smutno mi się zrobiło wspominając o tym wydarzeniu, jednak to wszystko wydało mi się jakieś dziwne. To raczej zbyt duży zbieg okoliczności.

- Na prawdę? A ile masz lat? - Jacek miał taki dziwny błysk w oku.

- Za kilka miesięcy będę miała 19, a czemu pytasz?

- Czy uważasz, że możliwy jest tak duży zbieg okoliczności?

- Ty sugerujesz, że mój ojciec to ten sławny kierowca? Nie, to śmieszne. Na pewno by mi powiedział. Każdą wolną chwilę spędzaliśmy razem. Nie zataił by czegoś takiego! - Byłam w szoku, ale chłopak miał rację. Przecież przed chwilą, pomyślałam o tym samym.

- Wszystko na to wskazuje i wyjaśniało by co tu robisz. - Cicho się zaśmiał. - Masz to we krwi. A ukrywał to przed tobą, bo pewnie chciał cię chronić. Byłaś jego ukochaną córeczką. Mógł czuć, że poszłabyś w jego ślady.

- Ty możesz mieć rację. Ale jak on mógł...

- Chronił cię dziewczyno. To nie jest zbyt bezpieczna rozrywka. - Zaczął truć tak jak inni.

- Bo jestem dziewczyną? Dla ciebie to już nie jest tak niebezpieczne co?

- Nie, nie. Ja wiem, że to niebezpieczne, ale nie potrafię bez tego żyć. - Objął mnie. - Już się nie złość. Nie miałem zamiaru cię urazić. Jak chcesz to mogę dać ci kilka wskazówek. - Uśmiechnął się tak słodko. Szybko odwzajemniłam uśmiech.

- I nie boisz się, że będę lepsza od ciebie? - Szturchnęłam go.

- To nie jest możliwe. - Zrobił krzywą minę.

- Przecież to we mnie płynie krew legendy. - Oboje zaczęliśmy się śmiać.

Doścignąć miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz