Epilog

966 71 16
                                    

- Skarbie nie chce jeszcze wracać do domu. - Co prawda byłam już zmęczona, ale ten dzień był taki przyjemny i nie chciałam go zepsuć zbyt szybkim powrotem do domu albo co gorsze, spotkaniem z moją siostrą. Byliśmy już niedaleko miasta kiedy Jacek skręcił w leśną dróżkę. 

- Skoro nie chcesz jeszcze wracać, pokaże ci coś. Jak byłem mały, ojciec często mnie tu zabierał. Jeździliśmy na biwak zawsze w to miejsce i za każdym razem było tak samo niesamowicie. - Mówiąc to był taki podekscytowany. 

Wyobrażałam sobie go jako małego chłopca rozbijającego namiot. Był taki beztroski i ciągle się cieszył. Po chwili jazdy, Jacek zgasił samochód i wróciłam do rzeczywistości. Naszym oczom ukazała się sporych rozmiarów polana. Była na prawdę cudowna. Dookoła pełno ciemnych drzew i krzewów. Po środku płynął maleńki strumyczek. Mienił się srebrnym światłem księżyca. Trawa też zyskała dzięki jego blaskowi. Był w całej swojej okazałości. Ogromna kula na niebie świeciła tak jasno jakby był dzień. Byłam pełna podziwu. Nie widziałam jeszcze tak pięknego miejsca. 

- Nic się nie zmieniło. - Usłyszałam cichy, ale zachwycony głos mojego chłopaka. Złapałam go delikatnie za rękę.

- Tu jest cudownie. Czemu nigdy tu nie przyjechaliśmy? 

- Jakoś wyleciało mi z głowy to miejsce. Dopiero dzisiaj, przy zwiedzaniu domu wróciły wspomnienia. Pomyślałem wtedy o naszych dzieciach. - Jacek dalej szeptał. Zrobiło mi się ciepło na sercu. Czy on planował mieć ze mną dzieci? 

- Chciałbym być takim ojcem dla moich dzieci jak mój był dla mnie. - Krótka pauza. - Kiedyś.

- Będziesz na pewno. To wszystko zależy od ciebie. - Spojrzałam mu prosto w oczy, a on tak słodko się uśmiechnął.

Zaraz położył swoją rękę na mój policzek i lekko go pogładził. Lubiłam jak tak robił. Zbliżyłam się do niego, a nasze usta się spotkały. Złapał mnie w pasie i przygarną mocno do siebie. Od razu poczułam to pożądanie. Wiedziałam, że pragnie tego tak bardzo jak ja. Więc nie czekałam dłużej. Pociągnęłam go na tylne siedzenie samochodu. Nie sprzeciwiał się ani przez chwilkę. Jeszcze zanim weszliśmy do auta, zaczęliśmy pozbywać się niepotrzebnych ciuchów. Dobrze, że było ich tak mało. Znowu wróciliśmy do całowania. Tym razem nasze pocałunki były długie i namiętne. Usiadłam na niego, odwrócona do tylnej szyby. Księżyc dalej świecił, jednak w oddali zaczynało się chmurzyć. Na niebie pojawiły się ciemne obłoki, zasłaniając miliony gwiazd. Coraz częściej niebo jaśniało od błyskawic.
Wiedziałam, że ta burza kiedyś minie, a na niebie znowu pojawią się miliony pięknych gwiazd.
Tak samo jak problemy w moim życiu miną bardzo szybko. Skończę ten rok szkolny i wyniesiemy się stąd. Już nikt nie będzie mieszał się w moje prywatne życie. Będziemy spokojnie żyli z dala od tego przeklętego miasta i mojej siostry. Wszystko musi się dobrze ułożyć. W końcu będziemy razem.
Tylko ja i Jacek.

***
No cóż, wszystko kiedyś się kończy. Tak samo jest z moim opowiadaniem.
To już koniec...
Mam nadzieję, że wam się podobało (chociaż troszeczkę) :)
Zapraszam was na inne moje opowiadania :* Może coś wam przypadnie do gustu ;)
Och i co najważniejsze, chciałam wam bardzo bardzo mocno podziękować:
- Za wszystkie wyświetlenia (nie spodziewałam się, że będzie ich aż tyle)
- Za gwiazdeczki (to dzięki nim widziałam, że niektórym bardzo się podobało)
- I oczywiście za komentarze (to one najbardziej motywowały do dalszego pisania)
Jesteście wspaniali <3<3<3

Doścignąć miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz