[Perspektywa - Nomi]
Od zawsze czułem, że różnię się od reszty mojego stada. Podczas gdy oni myśleli jedynie o tym, żeby przeżyć z dnia na dzień, ja odczuwałem większe ambicje. Chciałem poznać więcej świata, niż nasz skrawek lasu, dowiadywać się nowych rzeczy, wchodzić w interakcje z innymi. Siedzenie w grocie było dla mnie bardzo męczące. Ale rodzice tego nie rozumieli, nie chcieli tego zrozumieć, twierdzili, że to, co bezpieczne, jest dla nas najlepsze. Jednak nie zawsze tak jest. Ich bezpieczne życie, przypominało wegetację, nie wprowadzało nic nowego, było po prostu nudne. Killer pokazał mi coś zupełnie odwrotnego, świat, w którym mogę być sobą, mogę myśleć i używać swojego sprytu, do tego aby żyło mi się jak najwygodniej. Mogę eksperymentować z różnymi rozwiązaniami jednego problemu i to jest po prostu niesamowite! Nawet jeśli moje życie nie jest już do końca bezpieczne, a w zasadzie narażam się na każdym kroku, teraz w końcu ma sens. Kiedy rodzice wygnali mnie ze stada, byłem zrozpaczony, wściekły i przerażony. Bałem się samotności, bałem się stanu, w którym nie przynależałem do niczego. Bałem się tego do tego stopnia, że kiedy rzekoma śmierć Raven'a, czyli moja jedyna nadzieja na powrót do stada, okazała się nie być przepustką, na którą tyle czekałem, postanowiłem się zabić. Z perspektywy czasu, wiem, że był to okropny ruch, jednak jako zwierze stadne, po prostu zgłupiałem. Poczułem, że wszystkie furtki zostały przede mną zamknięte i nie było już niczego. Jednak wtedy Killer postanowił wyważyć z buta zamek i ściągnąć mnie ze sznura. Nadal zadziwia mnie fakt, że przed samym końcem los postanowił dać mi to, czego potrzebowałem. Osobę, która powie mi „Jeśli chcesz, możesz do mnie dołączyć." Dał mi możliwość zaczęcia wszystkiego od nowa, życia tak, jak od zawsze chciałem. Kiedy tak dłużej zastanawiam się nad tym, wcale nie jestem taki pechowy. Żadne z naszej trójki nie jest. W końcu na świecie istnieje tyle bezdomnych dzieciaków, a Killer przygarnął właśnie nas.
—Co tak szczerzysz ryja?— Sam rzuciła w moją stronę.
—Za każdym razem kiedy mnie denerwujesz, żeby cię przypadkiem nie zabić, próbuję przypomnieć sobie dlaczego jesteśmy rodziną.
Właściwie to co powiedziałem, było w stu procentach szczere, bo to właśnie fakt tego, że Sam znowu sprawia, że się spóźniamy, skłonił mnie do moich przemyśleń egzystencjalnych. Tym razem bawi się środkami wybuchowymi, ale rozsypywanie prochu idzie jej zdecydowanie za wolno. Ostatnio spodobał jej się pewien chłopak, więc postanowiła wysadzić mu dom. W ten sposób pokazuje sympatię. Jeśli cel przeżyje atak, lubi go jeszcze bardziej. Nie zliczę ile już razy znalazłem bombę pod poduszką.
—Spadamy.— powiedziała, po czym rzuciła zapałkę na kupkę prochu.
Przeskoczyliśmy przez płot, a następnie zeskoczyliśmy po śmietnikach w akompaniamencie głośnego wybuchu i wesołego śmiechu Sam. Przeciskaliśmy się przez ciasne szpary pomiędzy budynkami, szorując swoimi kurtkami pajęczyny, a kiedy znaleźliśmy się już na chodniku, zrobiliśmy sobie wyścig w stronę tramwaju, który standardowo wygrałem. Standardowo też pokazałem swoją wyższość odpowiednim wyrazem twarzy, kiedy już złapaliśmy się poręczy. Ona zrobiła skwaszoną minę i wystawiła mi język, więc naciągnąłem jej kaptur na oczodoły. Po krótkiej jeździe zaczęliśmy kierować się na kolejny przystanek. I tak jeszcze trzy razy, dopóki nie dotarliśmy pod dom wujka Dust'a. Oczywiście, jak już powiedziałem, bardzo spóźnieni.
Dzisiaj wyjeżdżają do Monstertown, więc pomijając fakt, że tata chętnie pomaga z przenoszeniem walizek, mamy jeszcze pewną robotę do wykonania. Granice potworzej stolicy są bardzo strzeżone z zewnątrz. Restrykcje o importowaniu i eksportowaniu rzeczy są jakieś powalone, a bez odpowiednich papierów, nie jesteś w stanie podróżować pomiędzy miastami. Oczywiście Goth i Raven nie mogli nawet postarać się o te papiery, bo nie są obywatelami... w zasadzie... żadnego terenu. Ja z resztą też. Dlatego musimy ich przemycić standardowo, tak jak my podróżujemy do Monstertown. Znaleźlibyśmy na to pare sposobów, ale zdecydowanie najlepszym będzie jazda w przyczepie jakieś ciężarówki. Wątpię, żeby tamte ciamajdy były w stanie przekraść się niezauważenie dosłownie przed oczami straży granicznej, tak jak uczył nas Killer, a nie chcemy też ryzykować tego, żeby Goth nawciąga się gazu usypiającego. Ciężarówka niesie najmniejsze ryzyko. Oczywiście wszystkie sposoby mogą skończyć się tym, że będziemy musieli się bić, tutaj akurat wchodzi kwestia szczęścia.
CZYTASZ
Wataha - wersja alternatywna - Undertale (Ravenprint)
Fanfiction„Wataha - wersja alternatywna" to fanfik, który jest kontynuacją mojego poprzedniego fanfika „Los tak chciał"- Dustberry. Akcja dzieje się po zakończeniu, opisanym w rozdziale bonusowym na końcu książki. Możemy zaobserwować jak bardzo różnią się los...