[Perspektywa - Sam]
Nie lubię zimy. W zimę jest zimno i nie można leżeć na dachu. Chociaż jak kręgosłup przymarza, robi się wtedy takie fajne uczucie odrętwienia. Ale poza tym mi się nie podoba. Jednak postanowiłam wykorzystywać wszystkie zalety zimy (których jest mało, ale są), dlatego siedzę sobie na dachu i rzucam śnieżkami z lodem w bachory, które lepią bałwany. Tata nie pozwala mi do nich strzelać, bo to robi dużo hałasu i mogę się bawić w takie rzeczy tylko w dzielnicy Złotych Kwiatów. Tam to dopiero jest zabawnie. Kiedyś jak przechodziłam koło śmietnika, wystawała z niego rączka.
Zeskoczyłam z dachu, prosto w zaspę śniegu. Czekałam na wujka, który poszedł po coś do sklepu. Nie chciałam z nim iść, bo tata nie pozwala kraść, jeśli nie jest to potrzebne, a po nic innego nie chodzi się do sklepu. Murder nie był zadowolony z tego, że nie zgubiłam się po drodze. Chyba mnie nie lubi. Ale ja go lubię i to mi wystarczy.
—Hej, nauczysz mnie strzelać?— zapytałam go.
—A co mi to da?— odpowiedział pytaniem.
—Jak będę chciała w ciebie strzelić, nie trafię w głowę.
—Jak będziesz chciała we mnie strzelić, w ogóle nie trafisz.
—Słyszałam od taty, że umiesz strzelać. Znaczy, Dust umie. Ale on nigdy nie chciał mnie nauczyć, bo mówił, że dzięki temu będzie miał mniej na sumieniu.
—Możesz się zamknąć na chwilę?
—Nie. A gdzie idziesz? I po co?
—Idziemy tam.— wskazał palcem na tramwaj.
Złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w stronę tramwaju. Obydwoje do niego wsiedliśmy, jednak tuż przed tym jak drzwi się zamknęły, wyszedł na zewnątrz. W momencie, w którym transport odjeżdżał, on machał mi na do widzenia. I tyle było z misji „pilnowania Murder'a". A więc pozostała mi jeszcze jedna. Wyciągnęłam z kieszeni telefon, żeby sprawdzić na aplikacji gdzie dojadę z tramwaju, w którym jestem. Na kolejnym przystanku udało mi się wyznaczyć trasę w kierunku Liliowej 34.
Zgłosiłam się na ochotnika do tego, aby dowiedzieć się dokładnie o co chodzi z tą nową rodzinką brata Nomi'ego. Jaki mam konkretnie plan? Wbiję im na chatę i zacznę wypytywać o prywatne sprawy. Słyszałam o tym, że mieszka tam jakiś chłopak w moim wieku. Mam nadzieję, że jest ładny. A jeśli tak mam też nadzieję, że przejdzie test na mojego chłopaka. Zaczęłam układać w głowie plan tego, w jaki sposób go przetestuję, po tym, jak dowiem się wszystkiego co chcę (bo jeśli umarłby szybciej, to byłby przypał) i w sumie zleciała mi na tym cała droga. Yh, kiedy potwór jest pogrążony w marzeniach, czas tak szybko mija. Z drugiej strony za spokojnie. Nabrałam ochoty na rozwalenie czegoś. Kopnęłam śmietnik.
Otworzyłam bramkę, podeszłam do drzwi i zapukałam w nie jakoś z tak dziesięć razy, po czym otworzył mi je obcy szkielet. Po kiju w ręce, stwierdziłam, że trafiłam na Sorell'a. Hm... nie taki był plan.
—Dzień dobry?— nie jestem pewna, czy mnie powitał, czy zapytał czy dzień jest dobry.
—Tak. Jest.— wywnioskowałam, że chodziło mu o to drugie— Jest tu może jakiś inny chłopak? Jakiś którego mogłabym poślubić i Nomi by się nie zdenerwował.
Sorell jakoś się tak bardziej spiął, jak usłyszał imię Nomi, jednak równocześnie uchylił mi drzwi i wpuścił do środka. W momencie, w którym wchodziłam, od drugiej strony do korytarza zawitała jakaś dziewczyna. Wnioskuję po makijażu i sposobie chodzenia, że to dziewczyna, ale to nic, jeśli jest inaczej, bo była śliczna. Kształt jej oczodołów nie był jakiś szczególny, mogłabym powiedzieć, że raczej zwyczajny, ale za to w jednym z nich miała źrenicę, która wyglądała jak mała planeta. Przyznam, że zaczarowały mnie te oczy. Na tyle, że byłabym w stanie wydłubać je łyżką i trzymać je w swojej kieszeni do końca życia. Ale niestety u szkieletów jest to niemożliwe.
CZYTASZ
Wataha - wersja alternatywna - Undertale (Ravenprint)
Fanfiction„Wataha - wersja alternatywna" to fanfik, który jest kontynuacją mojego poprzedniego fanfika „Los tak chciał"- Dustberry. Akcja dzieje się po zakończeniu, opisanym w rozdziale bonusowym na końcu książki. Możemy zaobserwować jak bardzo różnią się los...