-5- Opowieść o dwóch braciach

78 14 12
                                    

[Perspektywa - Raven/ wiek - 12 lat]

Kocham wiosnę! Wszystko powoli budzi się do życia. Drzewa się zielenią, kwiaty kwitną, woda odmarza, zwierzęta wychodzą ze swoich zimowych norek. W lesie w końcu zaczyna robić się wesoło.

—Raven, nie przyszliśmy się tu bawić.— starszy brat posłał w moją stronę kolejną reprymendę.

Innym aspektem wiosny jest to, że polowanie staje się o wiele łatwiejsze. W zimę naprawdę musimy się natrudzić aby przetrwać wysysające energię mrozy i nie umrzeć przy tym z głodu. Upolowanie sarny bywa naprawdę trudne, kiedy na śniegu ślizgają ci się łapy. Teraz nie mamy takiego problemu, dlatego Sorell postanowił zabrać swoich młodszych braci na wspólne łowy. Nie chciał brać mnie ze sobą w zimę, bo polowanie nie jest moją mocną stroną, a wtedy każde mięso jest bardzo cenne i zmarnowanie dobrej okazji może przynieść śmierć.

—Nigdy nie upolowałem nic większego od ryjówki. Jestem podekscytowany.— przyznałem.

—Upolowałeś ryjówkę raz w życiu i tylko dlatego, że wpadła w dołek.— Nomi postanowił mi dogryźć.

—Przymknijcie pyski, proszę.— Sorell uciął rozmowę.

Najlepszą strategią na znalezienie obiadu jest czajenie się w wysokiej trawie przy rzece i czekanie aż sam przyjdzie, aby się napić. Dlatego od momentu, w którym doszliśmy na miejsce, nie mogliśmy rozmawiać oraz prawie w ogóle się ruszać. To akurat najnudniejsza część polowania. Ganianie za ofiarą to dopiero zabawa! Staliśmy w milczeniu do chwili, w której w naszym polu widzenia pojawiła się sarna wraz ze swoim młodym. Sorell bez ostrzeżenia zerwał się do biegu.

—Biorę dzieciaka.— nasz starszy brat krzyknął. Tym razem postanowił dać nam się wykazać.

Kiedy młode skończyło w zębach Sorell'a, nic nie powstrzymywało mamy przed prawdziwym sprintem. Ruszyliśmy za nią w pogoń. Stukot naszych łap rozchodził się po całym lesie, płosząc wszystkie zwierzęta, które znajdowały się na drodze. Nagle zwierzyna przeskoczyła przez przewalone drzewo. W odróżnieniu od mojego brata, ja nie poszedłem w jej ślady. Skakanie wysoko słabo mi wychodzi. Za to moje drobne ciało bez przeszkód zdołało prześlizgnąć się dołem, w szparze pomiędzy ziemią a kłodą. Ten ruch dał mi chwilę przewagi, jednak po czasie znowu biegliśmy z Nomi'm łeb w łeb, ponieważ zaczęło brakować mi sił. Wtedy też mój brat postanowił oddalić się ode mnie i wybrać inną trasę.

Udało mi się zagonić sarnę w miejsce, gdzie dalszą drogę ucieczki odcinała rzeka. Zacząłem zbliżać się do niej powoli. Byłem wykończony tym pościgiem, jednak euforia i radość z pierwszego udanego polowania dodawała mi sił. Dosłownie w momencie, w którym miałem rzucić się na ofiarę z zębami, zdezorientował mnie wielki plusk wody, który oblał mnie w całości. Szybko okazało się, że wywołał go mój brat, który spadł z klifu.

—Raven!— udało mu się krzyknąć moje imię, chociaż wzburzona woda zalewała mu pysk— Pomóż!

Mimo iż z okropnym żalem odbiegłem od niedoszłej ofiary, która od razu skorzystała z okazji i uciekła, wiedziałem, że Nomi nie potrafi pływać. A fakt tego, że nurt wody był dzisiaj wyjątkowo agresywny przez wiatr, odbierał mi tylko cenne sekundy.

Kiedy zalazłem się koło niego, był w formie szkieletu i trzymał się dłońmi wystającej gałęzi. Próbował się na niej wspiąć, jednak gwałtowniejszy ruch ją nadłamał.

—Zmień się w szkielet i złap mnie za ręce, a nie się gapisz!— krzyknął.

—Wiesz, że nie umiem!

—Raven!

W momencie, w którym krzyknął, gałęź została oderwana przez inną, którą przyniosła wezbrana rzeka. Nomi odpłynął, jednak na szczęście niedaleko, bo inna koścista dłoń złapała go za ramię. Sorell w formie szkieletu, był w stanie wyłowić go na brzeg. Kiedy Nomi znalazł się na miękkiej trawie, zaczął kaszleć, a następnie upadł twarzą na ziemię.

Wataha - wersja alternatywna - Undertale (Ravenprint)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz