05.czterobój

30 4 0
                                    

• Thomas •

To aromat lawendy powitał Thomasa po pobudce.

Nie smród wymiocin i szczyn, charakterystyczny dla więzień. Nie zimna podłoga, na której spodziewał się obudzić. Nie smugi światła przebijające się przez kraty w malutkim okienku, którego nie było. Nic z tych rzeczy.
Tak właściwie to nic na co tu natrafił nie było standardowe. Zamiast w ciasnej, zimnej i mokrej celi, obudził się na miękkim materacu w łóżku szpitalnym, przykryty cienką kołdrą, stojącym pod ścianą pokoju o zielonych ścianach, do którego wejść można tylko przez ciężkie metalowe drzwi. Ściany po lewej i po prawej zakrywały rzędy drewnianych beczek, w których przechowywano Bóg wie jeden co. Podniósł prawą rękę i skierował ją w stronę swojej twarzy z zamiarem podrapania się w nos. Nie zrobił tego, zbyt skupiony na zawieszonej na temblaku nodze jako jedynej nie ukrytej pod kołdrą. Zszyto ją w dwóch miejscach: na udzie i na stopie. Co ciekawsze, rany, które zszyto, zdążyły się już trochę podgoić. Powolutku usiadł i ściągnął nogę z temblaka i przekręcił się w bok, siadając na krawędzi łóżka. Postawił ostrożnie stopy na chłodnej, betonowej podłodze, nieprzyjemnie chropowatej.
Co to za miejsce? Czemu wciąż żył? Kto go opatrzył i wyleczył? — te pytania spadały kolejno na Thomasa, wybuchając niczym bomby i powiększając dziurę niewiadomych spraw.
Wstał.
Przyszło mu to dużo łatwiej niż oczekiwał. Jego ciało było wypoczęte, mięśnie rozluźnione i gotowe na nowy dzień. Rozmasował nadgarstki, spoglądając na wykonany z wiśniowego drewna bujany fotel, obity białym materiałem. Ktoś ułożył na nim ubrania, czyste i złożone w kostki. Jedynie granatowe skarpetki leżały luźno na oparciu. Thomas podszedł powoli do fotela i podniósł stosik; ponownie poczuł przyjemny aromat lawendy. A więc niektórzy wciąż mają dostęp do środków czyszczących? Może ta apokalipsa nie jest taka zła? Niektórym wciąż się powodzi, a przynajmniej na to wskazują warunki, w jakich przebywał. Wrócił na łóżko, zdjął lnianą, żółtą bluzkę, w której do tej pory spał, i zamienił ją na granatowo-niebieską bluzkę z rękawami 3/4. Potem założył spodnie — jasnogranatowe dżinsy. Zarówno one, bluzka jak i brązowa bluza, którą potem założył, były podejrzanie dopasowane. Szew na rękawach bluzy nie był fabryczny — ktoś je skracał. Widać komuś bardzo zależało na tym, aby odzież, którą otrzymał, była dobrze dobrana i dopasowana.

W chwili, w której założył czarne buty do biegania, ktoś wsadził klucz w zamek metalowych drzwi. Thomas, przeczesawszy czyste włosy, zasunął zamek automatyczny do połowy. Drzwi zostały otwarte, zaś w progu stanęła kobieta. Gdyby nie brak kosy i wisząca pod sufitem lampa, rozświetlająca pokój ciepłym światłem, Thomas uznałby, że sama Kostucha przybyła do niego na spotkanie. Właściwie to po części miał rację; z tego, co wyczytał z dossier poświęconego Wronie, ludzie na pustkowiach często brali ją za Kostuchę. Brak wody pitnej potrafi zdziałać rzeczy niepojęte z ludzkim umysłem.

Wrona wyglądała całkiem inaczej niż na fotografii — ciemnobrązowe włosy były proste, wolne od ciężkiego kaptura. Oczy — jedno niebieskie, drugie zielone — podkreślał czarny cień w umiarkowanych ilościach. Nawet strój miała inny: czarna tunika, dłuższa z tyłu, sięgała aż pod gardło i nie miała rękawów. Na lewej dłoni miała cieniutką, srebrną bransoletkę z dwoma zawieszkami: srebrnym krzyżykiem i małą, niebieską piąstką z pierścieniem, przywodzącą na myśl symbol Łowcy. Spodnie, dopasowane i podkreślające grubsze w łydkach nogi, były różowe. Tak, wzrok was nie myli. Miała różowe spodnie...a może jednak nie różowe? To coś pomiędzy czerwienią a różem, jednak z racji tego, iż Thomas był typowym facetem i uznawał tylko podstawową gamę kolorów, przypisał różowo-czerwoną barwę do zwykłego różu.
Młoda kobieta nie była ani wysoka, ani niska — była w sam raz. Kiedy drzwi zostały zamknięte, Wrona oparła się o jedną z drewnianych beczek, przekrzywiła głowę z ciekawości i przymrużyła oczy, skanując Toma dwukolorowym spojrzeniem, jakby w ten sposób starała się zajrzeć mu do głowy i wykraść wszystkie skryte tam sekrety. Stali tak w martwej, niezręcznej ciszy, przerywanej jedynie przez komara, od czasu do czasu zmieniającego położenie. Kiedy wreszcie usiadł na ramieniu Wrony, ta bez wahania trzepnęła go ręką i rozgniotła na swojej skórze. Co ciekawsze, nie spojrzała nawet gdzie dokładnie usiadł — po prostu poszła za intuicją. W końcu Thomas, przytłoczony ciszą, której przyjacielem nie był i nie będzie, zapytał:

deadzone☠ maze runner sagaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz