07.złe złego początki

21 4 0
                                    

• Thomas •

Uderzenie w zimną metalową posadzkę wyrwało Thomasa ze stanu zawieszenia między snem a jawą, w którym to z zamkniętymi oczami korzystał z ciepła, jakie zapewniała mu kołdra. Jęknął cicho, wciąż zawinięty w kołdrę i otworzył oczy — miał przed twarzą parę czarnych, sportowych butów, sznurowanych żółtymi sznurowadłami. Uniósł brwi i ponownie zamknął oczy. Chłodna podłoga działała kojąco na wciąż skacowanego chłopaka, toteż rozpostarł ręce, jakby próbował objąć posadzkę i burknął pod nosem, tak niezrozumiale, że sam nie wiedział, co tak właściwie powiedział.

— Wstawaj, Śpiąca Królewno. Zaczynamy szkolenie. — Głos właścicielki sportowych butów zaatakował Thomasa ze zdwojoną siłą. Zadudniło mu w uszach, a gdy otworzył oczy wszystko wokół zaczęło wirować. Przez kilka sekund żałował, że nie przesiadywał więcej na środowych ogniskach z Gally'm. Ten wielki byczek pił tyle pędzonego samodzielnie trunku, że niemal całkowicie uodpornił się na kace oraz towarzyszące im efekty uboczne.

— Która godzina? — wymamrotał, z twarzą skierowaną w stronę podłogi.

— Minuta po piątej. — Thomas poderwał się gwałtownie na łokcie i spojrzał prosto na właścicielkę sportowych butów. Pod tym kątem Hyperion wyglądała mniej atrakcyjnie, głównie przez optycznie powiększone nozdrza.

— Żartujesz.

— Sam zobacz — powiedziała Hyperion i wskazała palcem elektroniczny zegar, wiszący nad drzwiami wejściowymi do pokoju Thomasa. Fakt, była dopiero piąta...czy ona kompletnie powariowała? Na Nirwanie kazano mu wstawać około siódmej, może szóstej, ale nigdy nie zwlókłby się z łóżka o piątej, zwłaszcza po ciężkim dniu pracy czy jak w tym przypadku — solidnej popijawie. Wiele słów pchało mu się teraz na usta, żadne z nich nie miało ani grama pozytywnej energii. Usiadł na podłodze, rozmasował obolały kark i potarł chłodny nos. — Rusz się, za dwadzieścia minut ruszamy — dodała szybko i opuściła jego pokój, przy czym w progu będąc rzuciła w jego stronę brązową bluzę z czarnym sznurkiem wetkniętym w kaptur. Po dwóch próbach podniósł się z podłogi, oparł rękami o krawędź łóżka i odepchnął się, prosto w stronę klaustrofobicznie małej łazienki.

Spojrzał na swoje odbicie; blada skóra i podkrążone oczy sprawiały, że znów wyglądał jak świeżyna ze Strefy, zbyt przejęta wrzaskiem Dozorców by zmrużyć oko. Jedyną różnicą był kilkudniowy zarost oraz nieco dłuższe niż zwykle włosy. Nie wyglądał już jak przerażony nastolatek, nigdy nie gotowy na wyzwania, jakie stawiał przed nim świat. Nie wyglądał również jak pupilek DRESZCZ'u, zadbany, z gładką skórą. Thomas odkręcił wodę i pochylił się by przemyć twarz. Zimna woda rozjaśniła jego umysł, ciepła zaś ukoiła obolałe gardło i skronie. Przyjrzał się krótko swoim rękom; żyły były na nich mocno widoczne, mięśnie ładnie zarysowane. Jeśli miałby wyciągnąć jakikolwiek pozytyw ze wszystkiego, co zafundował mu DRESZCZ, byłby nim choćby obowiązkowy wysiłek fizyczny, który ukształtował wciąż rozwijającą się sylwetkę nastolatka. Był silny i szybki, przy tym zwinny i na tyle chudy by wcisnąć się w niewielkie przestrzenie, jeśli zajdzie taka potrzeba.

Wspomnienie DRESZCZ'u przyciągnęło myśli Thomasa do ostatnich wydarzeń, a konkretniej — do ataku Śmieciarzy na placówkę Zwiadowców. Zaczął się zastanawiać, co się stało z mieszkającymi tam Zwiadowcami. Z Małym Stanley'em, Willasem, Marvinem. Co z Margot? I Minho? Czy wrócili bezpiecznie na wyspę? A może zginęli? Thomas machnął ręką przed twarzą, jak gdyby próbował odgonić w ten sposób czarne myśli. Wytarł ręce ręcznikiem, prędko przebrał się w ubrania, które dla niego przygotowano i wyszedł ze swojego pokoju na wąski, wyłożony świecącymi listwami ledowymi korytarz. Za zakrętem trafił na oszklony pomost, łączący obie części prostokątnego kompleksu DUCH'ów. Zielone lasy ciągnące się po horyzont były z klifów równie dobrze widoczne, co z posiadłości Czerwonej Królowej. Ciekawą nowością był basen, zachowany w zaskakująco dobrym stanie i przerobiony na ring. Pociągnął nosem i skręcił w prawo, docierając do hali ze szklaną kopułą, podzielonej na dwie kondygnacje, w której to po raz pierwszy spotkał DUCH'y. Za szklaną ścianą, po lewej stronie Thomasa mignęła ruda czupryna Charona, chodzącego od stołu do szafek i lodówki z kolejnymi elementami swojego dzisiejszego śniadania. Chłopak zajrzał do środka, nieśmiale. Poza Telesto i Hyperion cała ekipa buszowała w tym pokoju. Deimos i Minerwa urzędowały przy kuchence i pilnowały śniadania, Uranos siedział u szczytu stołu i popijał kawą tosty z serem. Kastor, siedzący po jego prawicy, usadowił się prosto w eleganckiej, granatowej kurcie i sączył coś z eleganckiej filiżanki, pochłonięty treścią egzemplarza "Tygodnika Wraithmarch". W powietrzu unosiło się wiele zapachów, których części Thomas nie potrafił rozpoznać. Były też takie, które znał, lecz nie czuł ich od lat. Na widok bekonu, którego pilnowała Deimos, jego brzuch wybudził się ze snu i zaburczał.

deadzone☠ maze runner sagaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz