12.niezwykłe znalezisko

659 76 53
                                    

— Puszki z zupą.

— Są.

— Dwie latarki.

— Są.

— Koc.

— Jest.

— Lina i kreda.

— Są.

— Tylko jedna lina, czy zapasową też mamy?

— Chwila...tak, mamy. Kredę zresztą też. To wszystko?

— Czekaj, sprawdzę co zostało na liście. Konserwa, świeca, scyzoryk, jakakolwiek broń, leki, wybie...czekaj, co? Po co ci wybielacz? — zapytała Teresa i podniosła wzrok znad notatnika, w którym przez ostatnie dwadzieścia minut Kane zapisywał wszystkie rzeczy, które jego zdaniem były niezbędne do przetrwania w Strefie Śmierci. Podczas, gdy Nora, Zart i nowo poznana dziewczyna bawili się z Dozorcami w kotka i myszkę, niczego nieświadoma parka myszkowała w jadalni, kuchni i bawialni strażników, mając nadzieję, że znajdą tam coś choć odrobinę pożytecznego.
Chłopak podniósł notatnik z podłogi, wzruszył ramionami i prychnął, ździebka rozbawiony jej zaniepokojonym spojrzeniem.

— No co? A jeśli którekolwiek zatnie się puszką? Poparzeńcy wyczują krew z kilkunastu metrów. Każdy taki problem to potencjalne zagrożenie, zrobię absolutnie wszystko by oszczędzić tego Quillowi.

— I dlatego spakowałeś też gumki? — dodała. Kane był nieco zdumiony; że też taka świętoszka w ogóle wiedziała, do czego służyła zawartość paczki znalezionej w jednej z prywatnych szafek ochrony porzuconego kompleksu...nie sądził, że DRESZCZ zadbał również o takie wykształcenie swoich królików doświadczalnych.

— Już mówiłem, zbędne komplikacje. Nie chcemy mieć na głowie noworodków, czyż nie?

— A tobie się wydaje, że kto z nas miałby się w to bawić?

— No nie wiem...nie żebym był jakimś wielkim znawcą, ale twojej przyjaciółce przydałoby się nieco relaksu. — Teresa zastukała kilka razy w swe uszy, mając wrażenie, że właśnie się przesłyszała. — A tobie co znowu?

— Chwila, chyba się pogubiłam. Chcesz proponować TO Norze? — powtórzyła, wyraźnie akcentując imię kompanki. Rozważając takie zabawy Markson jasno dawał do zrozumienia, że w swojej wielkiej łepetynie nie ukrywa zbyt wiele. Ciemnoskóry parsknął, z szerokim uśmiechem lustrując Teresę wzrokiem.

— A co? Zazdrosna jesteś? — Teresa zrobiła krok w tył.

— Nie, dziękuję — mruknęła i zasunęła suwak w swoim plecaku. Doszła do wniosku, że nadszedł czas, aby raz na zawsze naprostować te sprawę. — Bez urazy, Kane, ale nie tknę cię nawet przez materiał. Twoja propozycja jest dość...odważna. Już ci przeszła żałoba? —Teresa najwyraźniej mocno go uraziła, gdyż swymi słowami zakończyła temat, dodatkowo zdzierając mu z twarzy ten kąśliwy uśmieszek.

— Wiesz co, masz rację — westchnął ciężko. —  To zły pomysł. Spać z tobą? W życiu! Jeszcze bym jakieś cholerstwo złapał. Cholerę, czy coś takiego... — wymruczał, owijając ostatnią rzecz folią spożywczą. Przez krótką chwilę miała wrażenie, że w tonie Marksona wyłapała zawód. Nie, to przecież niemożliwe. Znali się zbyt krótko.

— Cholery nie da się w taki sposób przenieść, geniuszu. Nie miałeś biologii? — rzuciła doń. Z pozoru niewinna uwaga została przez Kane'a odebrana w zupełnie inny sposób. Uznał, że Teresa traktuje go jak zwykłego przygłupa, który przeżył w tym świecie tylko dzięki brutalnej naturze.

— Powiedzmy, że nie każdemu DRESZCZ zapewnił pełne wykształcenie w cieplutkiej i wygodnej placówce — syknął. Chciał coś dodać, lecz dziewczyna mu na to nie pozwoliła. Nim zdążył otworzyć usta zakryła mu je dłonią. Nastawiła ucho, oczekując na moment, w którym ponownie usłyszy dziwne, bardzo specyficzne szuranie, połączone z trzaskali i dziwnym szelestem.

deadzone☠ maze runner sagaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz